Wiktoria Gąsior jest zawodniczką bikini PRO, notuje spore sukcesy i walczy o start w ważnych branżowych zawodach Olympia. Ostatnio jest o niej bardzo głośno. Gąsior, która od 5 lat występuje w konkursach sportów sylwetkowych, całkiem niedawno zadebiutowała... w telewizji. Wzięła udział w czwartej edycji "Hotelu Paradise" i z miejsca wywołała ogromne emocje. W rozmowie z Interią przyznała, że w jej życiu pojawiło się ostatnio dużo stresu. Niestety, nie pozostało to bez konsekwencji. Odbiło się to na jej zdrowiu oraz życiu zawodowym i utrudniło start w ostatnim konkursie bikini. Cała rozmowa z Wiktorią Gąsior poniżej. Wiktoria Gąsior ujawnia kulisy przygotowań do zawodów bikini Katarzyna Pociecha, Interia.pl: W konkursach bikini startujesz od lat. Zapewne na własnej skórze przekonałaś się, że przygotowania do tego typu zawodów to nie tylko praca nad ciałem, ale i nad psychiką. Wiktoria Gąsior - W dużej mierze nad psychiką, ponieważ jest to sport, który wymaga bardzo wielu poświęceń. Jeżeli ktoś nie ma mocnej psychiki, to nie da sobie rady. Tym bardziej, że jest to sport indywidualny, zatem jest dużo presji na jedną osobę. Jak konkretnie przygotowujesz się do zawodów? - Chodzi o przygotowanie jak najlepszych proporcji sylwetki w bikini: to szeroka obręcz barkowa, wąska talia i szerokie biodra. Żeby przygotować się do zawodów, trzeba bardzo dużo trenować. Na siłowni jestem sześć razy w tygodniu, tam wykonuję trening siłowy. Do tego dochodzą jednostki cardio wykonywane na czczo, na rowerku. Obecnie jest to sześć, a nawet siedem razy w tygodniu po 40 minut. Bliżej sezonu startowego i w jego trakcie dieta jest dość uboga. Mimo że cały czas bardzo ciężko trenuję, dostarczam mało kalorii. Automatycznie siły są mniejsze i nie jest łatwo. Tutaj wjeżdża psychika, która jest bardzo ważna. Im bliżej dnia zawodów, tym bardziej sposób przygotowania się zmienia i jest bardziej rygorystyczny, zasadniczy. - W ostatnim tygodniu przed zawodami my się odwadniamy i nawadniamy. Taki zabieg ma na celu napełnienie mięśni. W tym czasie piję dużo wody i używam dużo soli, żeby woda zatrzymała się w mięśniach. Kilka dni przed startem, ilość spożywanej wody zmniejsza się, kulturyści schodzą do minimum, a nawet do zera i 24 godziny przed startem nie piją w ogóle. Natomiast ja nie odwadniam się w taki sposób, bo na mnie to źle działa, nie jestem w stanie pozować na scenie i źle się czuję. Ja piję po prostu mniej. Woda zostaje w mięśniach i stają się one bardziej widoczne. A co robisz na ostatnie chwile przed startem? - Dzień przed startem musimy nałożyć specjalne bronzery, które sprawiają, że nasze mięśnie na scenie są dużo bardziej widoczne. Najpierw nakładam trudno zmywalną bazę, a w dniu startu nakładam kolor właściwy, który zmywa się już normalnie, za pomocą wody. Ciekawostką jest, że kobiety biorące udział w zawodach muszą bardzo uważać, gdy idą do toalety przed startem, bo jeśli spłynie nam chociaż kropelka, to możemy być pewne, że na całej nodze widoczna będzie smuga. Dlatego w dniu zawodów, już na hali, gdy jestem pomalowana bronzerem, do toalety zawsze chodzę z plastikowym kubeczkiem. To właśnie dzięki tego typu zabiegom, jak nałożenie specjalnego bronzera, mięśnie są bardziej podkreślone. Na co dzień tak nie wyglądają. Niektórzy o tym nie wiedzą. - Przede wszystkim ludzie myślą, że ja na co dzień wyglądam tak, jak na zdjęciach w pozach startowych. To jest największy błąd. Dlatego często, jak wstawię zdjęcie dokumentujące moją formę, dużo osób myśli, że ja jestem takim "mutantem", że jestem męska. Ale to nie jest prawda. To jest kwestia ustawienia ciała. Pozowanie to sztuka iluzji, my tym pozowaniem możemy zrobić wszystko. Ja naprawdę jestem drobniutka, malutka, a ludzie - patrząc na zdjęcie - mówią: "ale ty jesteś duża". A to chodzi o proporcje, które sprawiają, że ciało wygląda w taki, a nie inny sposób. Przed tobą start w Budapeszcie. Czy jesteś teraz w swojej najlepszej formie fizycznej i psychicznej? - Jeszcze jest do poprawy mój brzuch. Jestem też trochę przeziębiona, więc biorę leki przeciwbólowe, przeciwzapalne. W tym momencie jeszcze nie muszę mieć formy startowej. Forma ma być w dniu zawodów. Medialna burza wokół Wiktorii Gąsior A jak sobie radzisz ze wszystkim, co wokół ciebie się dzieje? Bo dzieje się sporo... - Nie ukrywam, że nie jest łatwo odciąć się od tego, co dzieje się wokół mnie. To jest wszędzie. Nie ukrywam też, że - jak wspominałam - mój poprzedni start w Mediolanie był w najgorszym z możliwych momentów. Gdybym wiedziała, że to będzie akurat w czasie emisji tych odcinków [chodzi o trudne dla Wiktorii odcinki "Hotelu Paradise 4" - przyp. red.], nie zdecydowałabym się na ten start. Akurat wtedy był ten odcinek, który strasznie mnie stresował. Ale dałam radę, mimo tego że byłam zestresowana i zepsułam ten ostatni moment. Chociaż myślami nie byłam wtedy w Mediolanie na zawodach, byłam zupełnie gdzieś indziej. Kiedy widzowie poznali cię w "Hotelu Paradise", starałaś się przed kamerami przybliżyć siebie, opowiedzieć o życiowych doświadczeniach. Wspominałaś trochę o początkach swojej kariery. Jak dokładnie wyglądały? - Odkąd zaczęłam chodzić, tata zapiął mi na nogi narty. Mój tata był wuefistą, u mnie w rodzinie od zawsze był sport, mój brat też jest sportowcem, tenisistą. To właśnie tata zaszczepił w nas zmiłowanie do aktywności fizycznej. Zawsze, jak jeździliśmy na wakacje albo na ferie, to uprawialiśmy jakieś sporty, na przykład windsurfing, jazdę na snowboardzie lub nartach. Później zaczęłam grać w piłkę ręczną, ale po namowach mamy przestałam ją trenować. To wyszło na dobre, bo zaczęłam chodzić na siłownię. To także dzięki mojemu tacie. Było to powiązane, niestety, z moimi zaburzeniami odżywiania. W momencie, jak moi rodzice dostrzegli, że jest już naprawdę źle, tata stwierdził, że może sport mnie uratuje. Zaprowadził mnie na siłownię, co okazało się trafne. Zobaczyłam tam dziewczynę, która szykowała się do zawodów bikini. Ja wtedy byłam w ciężkim okresie i zapragnęłam wyglądać tak jak ona. Byłam akurat chwilę przed leczeniem, bo zdecydowałam się sama na pobyt zamknięty w prywatnym ośrodku. Jadąc tam, miałam już cel. Chciałam stanąć na scenie. Wiedziałam, że chcę zrobić taką pracę, jaką wykonała tamta dziewczyna i że jak wyjdę z ośrodka, to znajdę sobie trenera, który mi pomoże. I tak się właśnie stało. Sport mnie uratował. Wiktoria Gąsior zmieniła federację. Zdecydowane słowa pod adresem IFBB Dlaczego nie startujesz już w ramach IFBB [Międzynarodowa Federacja Kulturystyki i Fitnessu - przyp. red.]? - Zmieniłam federację. Wcześniej startowałam w IFBB, ale byłam tam totalnie niedoceniana, zawsze spychali mnie na bok. Przeszłam do innej federacji, NPC, zdobyłam osiem złotych medali, wygrałam wszystkie kategorie oraz kartę PRO. To twoje największe sukcesy? Z czego, tak zawodowo, jesteś najbardziej dumna? - Jestem dumna z tego, że jestem mistrzynią Polski juniorek, zostałam wicemistrzynią świata w IFBB. Natomiast ja wiem, że nie powinnam być wtedy druga. Mam tę wiedzę także od sędziów. To znaczy, że powinnaś była wygrać tamte zawody i zostać mistrzynią świata w IFBB? - Tak. W IFBB zawsze mieli do mnie jakiś problem. Nie pasowały im moje tatuaże, że rzekomo pozuję zbyt seksualnie, że z twarzą coś nie tak, że nogi nie takie. A poza tym trener, z którym zakończyłam już współpracę, miał tam bardzo dużo do powiedzenia. Poszłam do jego rywala i uwzięli się na mnie. Wystartowałam w zawodach w federacji IFBB, po minie jednego z sędziów widziałam, że był zadowolony z mojego występu, natomiast wtedy zajęłam piąte miejsce. Nawet nie poszłam na spotkanie z sędziami po tym starcie. Jak tylko usłyszałam wynik, to zdecydowałam, że to był mój ostatni start w tej kategorii. Postawiłam wszystko na NPC i opłaciło się. Forma sportowa Wiktorii Gąsior podczas nagrań do "Hotelu Paradise" Utrzymanie dobrej, startowej sylwetki to całoroczna praca. Ty miałaś niejako przerwę od treningów, bo wstąpiłaś w "Hotelu Paradise". Podczas nagrań w jakikolwiek sposób starałaś się dbać o formę? - Nie ukrywam, że w "Hotelu Paradise" nie było łatwo utrzymać formę. Na początku trenowałam codziennie rano na czczo, choć mój trener wcześniej polecił mi, abym odpuściła ćwiczenia. Miałam taki problem, że nie mogłam powiedzieć "stop". Po sezonie, gdy powinnam była zrobić sobie 2-3 tygodniową przerwę, ja tego nie robiłam, dalej trenowałam, nie potrafiłam się zatrzymać. Podczas pobytu w "Hotelu..." miałam zupełnie zaprzestać siłowych treningów, co było dla mnie trudne. Ale potem stresu w programie było tak dużo, że... zapomniałam trenować. Jak odpadłam i opuszczałam "Hotel Paradise" było widać, że jestem trochę większa. Wyjechałam w formie startowej, a alkohol zrobił swoje, do tego upał... Mimo wszystko z tyłu głowy chyba miałaś myśli o dbaniu o sylwetkę. Na urywkach z programu widać, że wieczorami zakładałaś nawet specjalny gorset. - U mnie dużym problemem był brak talii i musiałam sobie wyrobić talię w tym gorsecie. Kiedy wyjeżdżałam na Zanzibar, wiedziałam, że będą imprezy, że nie będę trzymać diety, że będzie luz. Nie chciałam całkiem zepsuć swojej formy, więc ten gorset wzięłam i chodziłam w nim zazwyczaj po 2 godziny dziennie. Obecnie tego nie robię, bo miałam pęknięte żebro. Wiktoria Gąsior odpadła z "Hotelu Paradise 4". Otrzymała wielkie wsparcie Jak się czujesz teraz, gdy już po czasie, z dystansem oglądasz "Hotel Paradise"? W tym tygodniu wyemitowano odcinek, w którym pożegnałaś się z programem. To musiało być trudne. - Myślałam, że będzie inaczej. Jechałam tam, żeby się bawić. W Warszawie muszę mieć skorupę, wiele razy w życiu ludzie mnie zawiedli i zamknęłam się na ludzi. Jak jechałam do "Hotelu Paradise", to doszłam do wniosku, że nie chcę zamykać się w moim świecie fitness, tylko ja chcę być z ludźmi, ja chcę być w grupie, chcę się bawić, przynależeć do grupy, pobawić się z innymi, spędzić z nimi miło czas, przeżyć przygodę. Okazało się troszeczkę inaczej. Zaskoczyło cię, że dostałaś tak duże wsparcie od widzów, internautów? - Powiem szczerze, że nie zaskoczyło mnie to. Ja wiedziałam, że tak będzie, jak jest teraz. Że będzie zadyma, że będzie grubo. I jestem w szoku, że niektóre osoby są tym zdziwione. Czujesz, że jesteś rozpoznawalna? Ludzie zaczepiają cię na ulicy, w miejscach publicznych? - Tak, czuję to! To jest czasem dziwne, bo ludzie machają do mnie, kiedy jadę autem albo wpatrują się na siłowni. Przez chwilę chodziłam do takiej "sieciówki", nie tej, w której ćwiczę od lat, i nie byłam w stanie trenować. W "mojej" siłowni wszyscy mnie znają, tam jest zgrana ekipa ludzi, o różnym przekroju wiekowym. Czuję się tam rodzinnie. Takie miejsca są fajne i powinno się je tworzyć. Jak ludzie z twojego otoczenia zareagowali na szum wokół ciebie? - Część ludzi mnie pociesza, ale dla wielu z nich nadal jestem sobą. Nie myślą o tym, że byłam w "Hotelu Paradise" i że nagle jestem bardziej rozpoznawalna. Czasem nawet zapominają, że byłam w telewizji. Plany Wiktorii z "Hotelu Paradise 4" Jakie masz najbliższe plany prywatne i zawodowe? - Bardzo ważny jest dla mnie ten sezon startowy. Myślałam, że będę musiała go przerwać, ale widzę, że jestem o wiele mocniejsza obecnie. W planach mam start w Budapeszcie w następny weekend, a tydzień później start w Warszawie. Oprócz tego cały czas jestem trenerką, choć teraz nie mam za bardzo czasu, żeby prowadzić treningi personalne, ale zgłasza się do mnie bardzo dużo ludzi online i z tego się utrzymuję. Czekam na to, co mi przyniesie los. Moim największym marzeniem jest zostać prowadzącą w programie telewizyjnym, zwłaszcza że jestem instruktorem teatralnym. Dobrze czuję się przed kamerą. Czego ci zatem życzyć? - Dostania własnego programu! A prywatnie szczęścia, zdrowia, dobrych ludzi wokół, bo do tej pory miałam do nich pecha. MARIUSZ WLAZŁY I CIĄG DALSZY HISTORII ZE STUDIAMI. WCZEŚNIEJ ZROBIŁA SIĘ MAŁA AFERAROBERT LEWANDOWSKI DOSTAŁ ZAKAZ SEKSU Z ANNĄ. DOPIERO TERAZ TO WYCHODZI