Aaron Hernandez przyszedł na świat 6 listopada 1989 roku jako drugi syn sekretarki administracyjnej w South Side School w Bristolu, Terri Hernandez, oraz pracownika tej samej szkoły, w latach 70. gracza footballu drużyny Uniwersytetu w Connecticut (UConn), Dennisa Hernandeza. Razem z bratem, Jonathanem "DJ-em", poszedł w ślady ojca i swoje życie związał ze sportem. To właśnie tata był jego pierwszym trenerem i największym motywatorem. Szybko zauważył, że syn ma zadatki na niezwykłego zawodnika. Świetnie radził sobie w różnych dyscyplinach sportowych, a najlepiej - rzecz jasna - w futbolu. Poziomem przewyższał nawet starszych od siebie o kilka lat kolegów. Kiedy skończył 14 lat, pojechał na obóz treningowy UConn, gdzie zdominował pozostałych graczy. Wszystko zmierzało ku temu, by przyjął stypendium i zasilił szeregi tamtejszego zespołu. Ale zanim miało do tego dojść, Aaron Hernandez uczęszczał do liceum w Bristolu. Wśród rówieśników zyskał ogromną sympatię i popularność. Znajomi z dawnych lat wspominają go jako chłopaka wiecznie uśmiechniętego, zabawnego, z uroczymi dołeczkami w policzkach. Był w stanie każdego rozśmieszyć i potrafił żartować sam z siebie. Jego sposób bycia i w ogóle całe życie zmieniły się właściwie w ciągu jednego dnia. Wydarzyło się coś, co sprawiło, że świat Hernandeza runął jak domek z kart. Punkt zwrotny w życiu Aarona Hernandeza. Śmierć ojca była szokiem Styczeń 2006 roku. Dennis Hernandez został poddany rutynowej operacji przepukliny. Jednak coś poszło nie tak. Mężczyzna nie przeżył. To był ogromny szok dla Aarona i dla całej społeczności. Na ceremonię pogrzebową przybyły tłumy. Ci, którzy chcieli złożyć rodzinie kondolencje, musieli czekać w kolejce nawet do trzech godzin. Jak wspomina przyjaciel Hernandeza w dokumencie Netflixa, właśnie na stypie zauważył, że coś zmieniło się w Aaronie. Wyglądał tak, jakby nie przeżywał zupełnie żadnych emocji. Później jasnym stało się, że to był moment zwrotny w życiu młodego sportowca. Stracił kogoś, kto był dla niego ostoją oraz autorytetem. I to mimo trudnych przeżyć. Przez lata chłopak był bowiem świadkiem wybuchów agresji ojca. Nieraz zdarzało się, że Dennis Hernandez przychodził do domu wyraźnie nietrzeźwy i urządzał Terri piekło. Doszło do tego, że kłócili się już codziennie. Pewnego dnia mężczyzna wrócił pijany i wszczął awanturę, w efekcie której zaatakował żonę i uderzył jej głową o zlew. Kobieta straciła przytomność. Po śmierci męża dość szybko weszła w nowy związek z Jeffem Cummingsem, mężem Tanyi, kuzynki Aarona. Jej młodszy syn nie mógł się z tym pogodzić. Znikał z domu, by jak najrzadziej widywać matkę z nowym partnerem i przesiadywał w lokum Tanyi, gdzie miał styczność z szemranym towarzystwem. Na porządku dziennym były libacje i narkotyki. Zresztą to tam poznał Carlosa Ortiza i Ernesta Wallace'a, którzy odegrają ważne role w upadku obiecującego gwiazdora footballu. Uznali, że to oni zabili i skazali ich na karę śmierci. "Powiesili niewinnego człowieka" Wielomilionowy kontrakt podpisany. Hernandez graczem "Patriots" Wbrew trudnościom na polu prywatnym kariera sportowa Aarona Hernandeza nabierała tempa. Mimo że wszyscy z jego otoczenia spodziewali się, że - tak jak ojciec i brat - będzie grał w drużynie z UConn, on niespodziewanie obrał inny kierunek i zasilił szeregi ekipy z uniwersytetu na Florydzie. Po dyspozycji, jaką tam prezentował, wieszczono mu szybki angaż do NFL. Ale pojawiły się trudności. Kluby ligi futbolu amerykańskiego może i były zainteresowane zatrudnieniem Hernandeza, lecz miały świadomość, że z Aaronem mogą być problemy. W specjalnych testach wykazywał bardzo niską dojrzałość, oprócz tego wiadomo było, że ma kłopoty z narkotykami. Młody sportowiec wiedział, że zwłaszcza ten drugi aspekt może zaważyć na jego dalszej zawodowej drodze. Razem z agentem wpadł więc na pomysł, by rozesłać do klubów listy z deklaracją, że jest gotów częściej niż inni poddawać się testom na obecność narkotyków. Byle tylko dali mu szansę. Nie wiadomo, na ile właśnie to przekonało New England Patriots do złożenia Hernandezowi oferty. Wybrali go w drifcie w 2010 roku, choć wcale nie w pierwszej rundzie, jak to zazwyczaj bywa w przypadku zawodników z takimi umiejętnościami i dużym potencjałem, a dopiero w czwartej. Dwa lata później podpisał siedmioletni kontrakt wart 41 milionów dolarów. Aaron szybko zaskarbił sobie uwielbienie fanów i włodarzy "Patriots". Widzieli w nim wielką nadzieję amerykańskiego sportu, a nawet wzór do naśladowania. Tym większym szokiem było ujawnienie jego udziału w morderstwie kolegi. INTERIA SPORT EXTRA - CZYTAJ WSZYSTKIE WYJĄTKOWE TEKSTY Śmierć Odina Lloyda. Brutalne morderstwo bez żadnego motywu W 2013 roku media obiegła wieść o aresztowaniu Hernandeza w związku ze śmiercią półzawodowego gracza footballu amerykańskiego, Odina Lloyda. Ciało 27-latka, z licznymi ranami postrzałowymi, odnaleziono w odosobnionym miejscu, półtora kilometra od willi Aarona. Po analizie nagrań z monitoringu, logowań z telefonu i materiałów zabezpieczonych na miejscu zbrodni właściwie nie było wątpliwości, że 23-letni gwiazdor "Patriots" ma z nią coś wspólnego. Ustalono, że niedługo przed śmiercią Lloyd otrzymał wiadomość od Hernandeza, w której ten drugi proponował spotkanie. Aaron - razem z Wallacem i Oritzem - podjechał po Odina pod jego dom w Bostonie po godzinie 2.30. W pewnym momencie 27-latek najprawdopodobniej zorientował się, że może być w niebezpieczeństwie. Zdołał wysłać do siostry SMS-a, w którym przekazał, że jedzie w aucie w towarzystwie gwiazdy NFL. W pierwszej chwili kobieta nie była zaniepokojona. Wszak Odin i Aaron widywali się nieraz - byli w końcu niejako "szwagrami". Hernandez spotykał się z Shayanną Jenkins, a Lloyd z jej siostrą, Shaneah. Często spędzali czas albo w czwórkę albo we dwóch. Okoliczności śmierci Odina bardzo poróżniły siostry. Shayanna właściwie do końca była przekonana o niewinności ukochanego, a Shaneah nie miała wątpliwości co do tego, że Aaron zabił jej partnera. Historia jak z kryminału, a wydarzyła się naprawdę. Zabił ją z zimną krwią Proces Aarona Hernandeza. Ławnicy i sąd nie mieli wątpliwości - jest winny Hernandez starał się trzymać fason nawet po tym, jak trafił do aresztu. Swojej małej córeczce opowiadał przez telefon, że "tatuś jest na wakacjach", a matce chwalił się, że dostał "przytulną celę". Takie podejście zszokowało także więziennych strażników. Nieczęsto zdarza się, by ktoś żyjący wcześniej w luksusach, w ogromnej willi, w tak błyskawicznym tempie przystosował się do nowych warunków i codzienności na kilku metrach kwadratowych. Do narzeczonej miał tylko jedną prośbę - by przysłała mu książki z serii o Harrym Potterze. Początkowo chyba sądził, że zostanie oczyszczony z zarzutów i szybko wyjdzie na wolność. Rzeczywistość zweryfikowała jednak jego oczekiwania. W kwietniu 2015 roku został uznany winnym morderstwa pierwszego stopnia i skazany na dożywocie bez możliwości warunkowego zwolnienia. Zwracano uwagę na fakt, że Hernandez nie okazał skruchy, a Lloyda zabił bez motywu, bez sensu, właściwie dla własnego kaprysu. I uczynił to w sposób okrutny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć wyższych. Dokonał egzekucji na mężczyźnie, który widział w nim przyjaciela. W trakcie procesu wyszły na jaw nowe, niekorzystne dla niego informacje. W garażu przy domu jego kuzynki Tanyi odnaleziono srebrnego SUV-a, który od lipca 2012 roku był poszukiwany przez policję w związku ze sprawą podwójnego zabójstwa w Bostonie. To właśnie z jego środka ktoś oddał strzały do dwóch mężczyzn. Okazało się, że auto należało do gwiazdora futbolu. Pojawiło się podejrzenie, że to on - niedługo przed podpisaniem kontraktu z "Patriots" - dokonał zbrodni. Na niekorzyść Hernandeza zeznawał jego znajomy, Alexander Bradley. Twierdził, że Aaron zastrzelił dwóch mężczyzn, ponieważ wściekł się po tym, jak ci wcześniej wylali na niego drinka w klubie. Później - z obawy że zostanie wydany - rzekomo zaatakował samego Bradleya. Mężczyzna twierdził, że Aaron postrzelił go, ale nie zdołał go zabić. Gdy Alexander przeżył, sportowiec zaczął obawiać się zemsty. Lękał się o swoje życie. Hernandez znów przed sądem. Niedługo po ogłoszeniu wyroku popełnił samobójstwo W 2017 roku Hernandez wrócił na salę sądową, by zeznawać w sprawie podwójnego zabójstwa. Reprezentował go Jose Baez, wielki autorytet wśród amerykańskich prawników. Podważył wersję Bradleya o kłótni i wylanym drinku w klubie. Znalazł też świadka, który zeznał, że podczas tamtego wieczoru Aaron wcale nie był wzburzony i wściekły. Wręcz przeciwnie, zachowywał się spokojnie. To postawiło pod znakiem zapytania motyw zbrodni. Ostatecznie sportowiec został uniewinniony od zarzutu podwójnego zabójstwa z 2012 roku, a wyrok przyjął z ogromnymi emocjami. Nie krył łez. Wydawało się, że wstąpiła w niego nowa nadzieja. Narzeczonej zapowiadał, że złoży apelację do poprzedniego orzeczenia sądu i był pełen optymizmu oraz wiary w powodzenie. Dlatego całkowicie wstrząsnęła nią wiadomość o tym, że 19 kwietnia 2017 roku Hernandez został znaleziony martwy w celi. Popełnił samobójstwo. Intryga czy psychiczne załamanie? Wokół śmierci Hernandeza narosły spekulacje. Przekonywano, że mógł to być ostatni akord jego intrygi. W stanie Massachusetts obowiązuje prawo uchylenia - jeśli ktoś złożył apelację, a przed jej rozpatrzeniem przez sąd umrze, zostaje usunięty z akt i de facto uznany za niewinnego. Taki obrót spraw mógłby otworzyć furtkę do ubiegania się o duże pieniądze od "Patriots". Zwolennicy tej teorii podkreślają, że Aaron, w pożegnalnym liście do ukochanej, napisał: "Jesteś bogata", co jeszcze dodatkowo podkreślił. Miał wiedzieć, że nie wyjdzie już z więzienia, że apelacja nic nie da. Dlatego wolał odebrać sobie życie i dać rodzinie szansę na zdobycie finansowego zabezpieczenia. Jeżeli rzeczywiście tak wyglądał jego plan, spalił on na panewce. W 2019 roku Sąd Najwyższy w Massachusetts uznał ten przepis za przestarzały i niepasujący do współczesnego życia. Tym samym przywrócił wyrok skazujący dla Hernandeza. Kontrowersje wokół dokumentu Netflixa "Aaron Hernandez. W głowie mordercy" Powyższe ustalenia, historia życia i procesów gwiazdora NFL bardzo obszernie przedstawione są w dokumencie Netflixa, "Aaron Hernandez. W głowie mordercy". Film budzi kontrowersje, ponieważ dość mocno podkreśla się w nim rzekomy homo- lub biseksualizm mężczyzny. On sam nigdy oficjalnie na ten temat się nie wypowiadał. Właściwie jedynym świadkiem, który miał uwiarygodnić wersję o tym, że sportowiec był gejem, jest jego kolega ze szkolnej ławki. Twierdzi, że przez lata "był małą częścią aktywności seksualnej Aarona". Padają sugestie, że napięcia i trudności, z jakimi Hernandez zmagał się ze względu na ukrywanie swojej rzekomo prawdziwej orientacji seksualnej, mogły przyczynić się do tego, jakim człowiekiem się stał. Zbadano mózg byłego gracza futbolu. Szokujące wnioski Z pewnością pewien wpływ na jego funkcjonowanie miała choroba, którą odkryto po jego śmierci. Zbadano mózg Hernandeza, a wyniki były wstrząsające. Okazało się, że mimo zaledwie 27 lat miał zaawansowane stadium CTE (tzw. encefalopatia bokserska). To choroba, która występuje zazwyczaj u sportowców uprawiających dyscypliny kontaktowe. W wyniku doznawanych wstrząsów mózgu i urazów głowy dochodzi do nieodwracalnych zmian i zniszczeń. Choroba postępuje wolno, lecz jest zabójcza i stanowi przyczynę śmierci m.in. wśród byłych graczy footballu. Jej symptomy to m.in. impulsywność, pochopność w podejmowaniu decyzji i skłonność do agresji. CTE rozwijało się u Aarona Hernandeza latami, być może nawet przez dekadę. Naukowcy skalę zniszczenia jego mózgu ocenili na trójkę w czterostopniowej skali. Nigdy wcześniej nie odnotowano takiej degradacji mózgu u kogoś w tak młodym wieku. Wyglądał podobnie jak u osób, które przez lata zmagają się z chorobą Alzheimera.