W 2022 roku Karina Kozłowska zdecydowała się na podjęcie odważnej decyzji i uciekła z Białorusi. Uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Tokio brała czynny udział w protestach przeciwko białoruskiej władzy, przez co znalazła się w niebezpieczeństwie. Aparat władzy zastraszał jej znajomych i rodzinę, starając się wywrzeć na niej presję. Oparła się jej. Uciekła z Białorusi do Polski. Olimpijka łączy pracę w sklepie z treningami Chociaż zdążyła od tamtej pory udzielić już kilka wywiadów dla polskich mediów, rozmowa z "Przeglądem Sportowym Onet" jest pierwsza, od kiedy może się już pochwalić polskim obywatelstwem. Przy okazji podzieliła się z odbiorcami swoją trudną sytuacją, która zmusiła ją do łączenia treningów z wymagającą fizycznie pracą i jeszcze studiami. Decyzję o ucieczce z kraju podjęła po wybuchu pandemii. Wychodzi prawda o małżeństwie Aleksandry Mirosław z trenerem. Nie tylko kolorowo, jedna kluczowa rzecz - Nie było żadnych swobód, czułam, że coś jest nie tak. W sierpniu były wybory i wtedy wszystko się wyjaśniło. Brałam udział w protestach przeciwko sfałszowanym wyborom i przez to się mną zainteresowały służby. Nie raz uciekałam przed policją. W 2022 r., po wybuchu wojny w Ukrainie, uświadomiłam sobie, że muszę wyjechać. I wtedy dopiero zaczęły się największe represje - zaczęła Karina Kozłowska. - Grożą i pewnie ze trzy czy cztery lata więzienia. Gdy podjęłam decyzję o ucieczce, nie powiedziałam nikomu, bo spodziewałam się, że informacja może trafić do służb. Po przekroczeniu granicy napisałam do mojej trenerki, z którą współpracowałam dziewięć lat. Ufałam jej, ale zachowałam ostrożność. I dobrze. Od razu zadzwoniła do ministerstwa, że uciekam, bo myślała, że jeszcze nie przekroczyłam granicy. Gdybym powiedziała jej wcześniej, na pewno strażnicy by mnie zatrzymali. Potem do moich przyjaciół przyszła policja i wsadzili ich do więzienia na dwa tygodnie. Dzwonili na moje prywatne konta i krzyczeli, że mam wrócić. Grozili, że ich nie wypuszczą, aż nie wrócę, ale ja wiedziałam, że nie mam odwrotu. Udało mi się również sprowadzić do Polski rodzinę - dodaje. Trudna sytuacja Kariny Kozłowskiej. Nie porzuciła marzeń o kolejnych igrzyskach A talentu jej nie brak. Po przyjeździe do Polski niemal bez żadnych treningów sięgnęła po mistrzostwo w łucznictwie i wciąż marzy o udziale w kolejnych igrzyskach olimpijskich. A zawiłe ścieżki życia doprowadziły ją do momentu, w którym aby się utrzymać, pracuje w popularnej w naszym kraju sieci sklepów "Żabka". - Jest ciężko. Jak mam drugą zmianę, to trenuję wcześnie rano i jest dobrze. Ale, gdy muszę wstać do pracy o piątej rano, to wieczorem mam już mniej energii. A czasu dla siebie nie mam wcale [...] Nie ma tu żadnego systemu, że kadra dostaje wypłaty. Każdy musi szukać samemu środków do życia. Mam nadzieję, że dostanę stypendium od uczelni [...] Chcę pojechać na zawody z reprezentacją Polski, ale najpierw muszę się do niej załapać, bo mistrzostwo Polski nie jest zobowiązujące i będą jeszcze wewnętrzne kwalifikacje - podsumowała Karina Kozłowska.