Tak syn premiera potraktował Marylę Rodowicz. Nie obyło się bez interwencji, to był koniec
Maryla Rodowicz, od dekad uznawana za absolutną ikonę polskiej estrady, równie mocno co muzyką fascynuje opinię publiczną swoim życiem uczuciowym. Wśród burzliwych historii szczególne miejsce zajmuje jej krótki, lecz wyjątkowo intensywny romans z rajdowcem Andrzejem Jaroszewiczem, synem ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza, który zakończył się równie spektakularnie, jak się zaczął.

Maryla Rodowicz to absolutna ikona polskiej estrady, a jej barwne życie prywatne od kilkudziesięciu lat budzi ogromne emocje. Publiczność śledzi zarówno jej sceniczne triumfy, jak i liczne miłosne uniesienia. Wśród nich znalazł się pamiętny romans z Danielem Olbrychskim, który zakończył się dramatycznie po stracie dziecka i narastających problemach aktora z alkoholem. Właśnie wtedy w życiu Maryli pojawił się ktoś nowy - kierowca rajdowy Andrzej Jaroszewicz, syn premiera Piotra Jaroszewicza.
Maryla Rodowicz wdała się w romans z Andrzejem Jaroszewiczem. Jego ojciec interweniował, zakończył ich relację. "Cierpiałam"
Jaroszewicz - choć w tamtym czasie sam miał żonę - od pierwszego spotkania emanował pewnością siebie i determinacją. Traktował Marylę z rozmachem, obsypywał kwiatami, pojawiał się na jej koncertach w obstawie, a jego adoracja szybko stała się publiczna. Wspólne kolacje, spektakularne gesty i rywalizacja z Olbrychskim tylko podsycały zainteresowanie otoczenia. Maryla stopniowo ulegała urokowi rajdowca, choć jego styl bycia - głośny, ekstrawagancki i podszyty poczuciem bezkarności wynikającym z pozycji ojca - budził mieszane reakcje.
Romans nabierał tempa, ale ostatecznie zakończyła go interwencja ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza. Zaniepokojony konsekwencjami publicznego skandalu i naciskany przez żonę syna, miał zażądać natychmiastowego przerwania znajomości. Maryla wspominała, że była wtedy naprawdę zakochana, a decyzja Jaroszewicza seniora złamała jej serce. Rajdowiec pojawił się jeszcze na jej koncercie w Pradze, podjeżdżając nowym porsche, lecz było to już symboliczne pożegnanie ich krótkiej relacji.
"Zjawił się na moim ostatnim koncercie w Pradze, podjeżdżając nowym porsche 924. To był w zasadzie koniec naszej krótkiej dwutygodniowej znajomości. Rzekomo to jego tatuś nalegał na przerwanie romansu, straszony przez żonę Andrzeja, że ta wyjawi jakieś rodzinne tajemnice. Cierpiałam. Byłam zaangażowana w dużo większym stopniu niż Andrzej. (...) Był dość infantylnym, aczkolwiek niepozbawionym wdzięku chłopcem. Miał zawsze dużo pieniędzy, czuł od najmłodszych lat władzę ojca, zapewniającą mu swobodę działania. Wiecznie sam (ojciec robił karierę, matka wcześnie zmarła) nie umiał sobie poradzić ani z życiem, ani ze sobą. Otoczony sforą kombinujących klakierów i lizusów, co zresztą lubił, był, jaki był" - wspominała w swojej autobiografii.











