Krzysztof Bienkiewicz, Interia: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że sport pomógł ci w rozwoju artystycznej drogi. Jak to się stało? Stanisław Karpiel-Bułecka: Sport i muzyka to dwie rzeczy, które kocham i które idą ze sobą w parze. Sport to dyscyplina i charakter, a dodatkowo żywiołowość oraz energia, co jest szczególnie ważne w muzyce, którą tworzę. Ja nie wyobrażam sobie stać na scenie jak kołek i nie tańczyć, nie ruszać się, nie skakać. Sport bardzo mi pomaga w występach. Zawodowo uprawiałeś narciarstwo freestylowe. Tak, zarówno half pipe, jak i slope style, czyli wszystko to, co kiedyś było związane głównie ze snowboardem, a potem przeszło również na narty. Ja nie tylko uprawiałem, ale też uczyłem takiej jazdy. Dodam, że na nartach zagiętych z tyłu. Kiedyś ludzie się śmiali, że zagięcia były fajne do nauki, a to jest właśnie charakterystyczne dla narciarstwa freestylowego. Same narty też były długie, w moim przypadku to było 180 centymetrów, no i do tego wszystkie skoki oraz akrobacje robiliśmy z kijkami w rękach. Działalność muzyczną rozwijałeś równocześnie ze sportem? Ja grałem koncerty na zawodach, które organizowałem. Muzyka zazębiała się z tym, co kochałem i robiłem od początku swojego życia, czyli narciarstwem. Sport kocham do tej pory, uprawiam go i będę to robił, dopóki zdrowie będzie mi pozwalało. Mam nadzieję, że to potrwa długo. Jaki wpływ na twoje ciało miało zawodowe uprawianie sportu? Odpukać, ale mi nie przydarzyła się kontuzja, którą po dziś dzień bym odczuwał. Ale przyznaję, że też o to dbałem, bo już w młodym wieku chodziłem na siłownię i obudowywałem się mięśniami po to, żeby przy upadku czy przysłowiowej "glebie" ochronić ciało przed poważnymi obrażeniami. Miałem kolegów, którzy po pierwszych urazach czy ciężkiej kontuzji kończyli ze sportem i do dziś odbija im się to na zdrowiu. Sport może wcale nie jest tak do końca zdrowy, zwłaszcza zawodowy, albo kiedy staje się uzależnieniem. Od czego? Endorfiny, wiadomo, i to jest fantastyczna rzecz. Sport pozwala mi też uwolnić nadmiar energii, rozpuścić stres. Ja nie umiem siedzieć w miejscu, cały czas muszę coś robić. To wynika z temperamentu, jak nie trenuję, np. jestem gdzieś na wyjeździe czy na wczasach, to zaczynam być nerwowy. Sport mnie uspokaja. Dlatego dużo się ruszam, od roweru, którym jeżdżę codziennie po siłownię i CrossFit, który też bardzo lubię. Ja też praktycznie codziennie jestem na rowerze. Dużo jeździsz? Wczoraj zrobiłem sobie 100 kilometrów. Na jakim rowerze? Na kolarce. Gdzie tyle przejechałeś rowerem szosowym? Niedaleko domu, w Zakopanem Zrobiłeś 100 km w górach? To ile tam było przewyższenia? A nawet nie patrzyłem. Mam taką samą trasę, którą zwykle jeżdżę, a tam raczej jest więcej podjazdów, niż zjazdów. Jak jedziesz dookoła Tatr, to masz 2400 metrów przewyższenia na 209 kilometrach. Jak długo jedziesz taką "setkę"? Ja nie leciałem za szybko, bo nie robię tego na czas, ale zrobiłem to w jakieś trzy godziny. Sto kilometrów rowerem po górach w 3 godziny? 3 godziny i 10 minut dokładnie. To jest dobrze? To jest bardzo dobrze. Ja tak amatorsko sobie jeżdżę. Pewnie jakby ktoś jechał ze mną, to bym go gonił, ale zwykle jeżdżę swoim tempem. Nie patrzę na statystyki czy pomiary mocy, choć specjaliści mówią, że warto sprawdzać waty, żeby się nie wystrzelać, jak jest np. silny wiatr. Ja jeżdżę głównie dla siebie i łączę przyjemność z czymś pożytecznym. A w zimie? Tak samo, co z rowerem w lecie, w zimie robię ze skiturami. Narciarstwo skiturowe to jest piękny sport. Kiedy sam wychodzisz na Kasprowy Wierch, a później z niego zjeżdżasz. Ten jeden zjazd daje ci tyle ekscytacji, ile miałbyś przez 10 zjazdów z Kasprowego po wyjechaniu na niego kolejką i zjechaniu po normalnym stoku. Smak tego jednego zjazdu, który sam sobie zapewniłeś wychodząc na szczyt, jest niesamowity. Czuję, że dla mnie to są wręcz niezbędne emocje. Jak dłuższy czas nie uprawiam sportu, to łatwiej się irytuję, lont mi się skraca. Brak ruchu bywa tą iskrą zapalającą awanturę w domu. No a po co komu awantury, lepiej iść się poruszać. (śmiech) Wspomniałeś o porywczym temperamencie. Masz zdiagnozowane ADHD? Jeszcze nie. Na pewno wiem, że mam żywiołowy, choleryczny temperament, ale ADHD może też. Musiałbym pójść na diagnozę. Myślę, że wielu z nas może chodzić po świecie nie wiedząc o swoim ADHD. Co to dokładnie znaczy? Obecnie w przestrzeni publicznej ten termin pojawia się bardzo często. Może to wynika z tego, że jest większa wiedza na ten temat. Jest więcej ludzi, którzy to badają i się na tym znają. Moja partnerka, Hania, to diagnozuje i czasem się zastanawiam co by mi wyszło. Wiem, że są różne nasilenia ADHD. Jeśli to mam, to raczej tę umiarkowaną wersję. I u ciebie to się objawia nadaktywnością i nerwowością? Takim przysłowiowym pieprzem w tyłku. Kiedy człowiek nie usiedzi w jednym miejscu za długo i cały czas musi coś robić. Moja babcia taka była. Jak w jedną sobotę nie walnęła trzech wesel i jednego pogrzebu, to się źle czuła. U mnie tak jest ze sportem. Codziennie masz tak samo buzującą energię? Powiem ci tak. Jadąc tu na wywiad wiedziałem, że muszę być na 13:30, ale rozmawiając z tobą ja już myślę o 16.30, bo wtedy pójdę na CrossFit. Jak przyjeżdżam do Warszawy, to korzystam z uprzejmości mojego kolegi Bartka Maske, który jest właścicielem klubu i już o tym myślę. A jak zrobię taki trening, to wiem. że później cały mój dzień będzie spokojniejszy. W treningu zrzucam nadmiar energii, koncentruję się wreszcie na jednej rzeczy. Ten cykl powtarza się codziennie? Tak, ale dzisiaj mam wiedzę na ten temat i przez to zupełnie inaczej na to patrzę. Po prostu wrzucam moją nadpobudliwość w sport, tam się jej pozbywam, a po treningu wszystko jest w takim stanie, w jakim powinno być. Ale dobrze, że to poszło w tę stronę. Niektórzy idą w alkohol albo jakieś inne uzależnienia. A czy myślałeś o tym co by się stało, gdybyś doznał kontuzji, która uniemożliwiłaby ci uprawianie sportu? Myślałem. Człowiek w takich sytuacjach chyba szuka zupełnie innych rzeczy i pewnie bym uciekł w co innego. Na razie, odpukać, staram się dbać o to, żeby właśnie tak się nie stało. Aczkolwiek nie ma na to złotego środka. Jak coś ma się zdarzyć, to się zdarzy. Każdego dnia ryzykujesz, że ktoś cię może potrącić na rowerze. Żeby tego uniknąć musiałbyś siedzieć w domu. Ale w domu też coś może na ciebie spaść i kontuzja gotowa. W jaki sposób uważasz, żeby nic poważnego ci się nie przytrafiło? Kiedy człowiek jest starszy, to więcej rzeczy robi z głową, przewiduje, bo z wiekiem wreszcie umie to robić sensowniej. Trasa rowerem na 100 kilometrów w górach, po publicznych, polskich drogach to chyba nie najlepszy przykład wyważonego rozsądku. (śmiech) To prawda, ale z drugiej strony ktoś mi kiedyś powiedział, że człowiek dopiero po czterdziestce łapie wiatr w skrzydła i rzeczywiście coś w tym jest. Masz na myśli sport czy życie? Jedno i drugie. Przekroczenie czterdziestki nie jest etapem życia, w którym człowiek jest stary i już nic nie może. Jest wręcz przeciwnie. Po czterdziestce człowiek jest doświadczony, mądrzejszy i robi rzeczy zupełnie inaczej. Wiadomo, że to, co robiłem 10 lat temu, dzisiaj bym zrobił inaczej. Gdybym w wieku 15 lat miał taką wiedzę, jaką mam dzisiaj, to pewnie inaczej ułożyłbym sobie całe życie. I ja też tego nie żałuję. Nie chciałbym wrócić do moich młodych lat, pomimo tego, że je super przeżyłem. Choć teraz w ogóle chyba gadam tak, jakbym już miał się zbierać na drugi świat. (śmiech) Poczekaj jeszcze chwilę, bo niedługo wychodzi twoja nowa płyta. 28 czerwca ukaże się album zatytułowany "Staszek z Gór". Czy masz poczucie, że udało ci się na nim choć trochę oderwać łatkę kierpców, Krupówek i oscypków? Tworząc ten album nie chodziło mi o to, żeby taką łatkę odrywać. Ale sam przyznawałeś w wywiadach, że trochę się obawiasz, czy taki wizerunek już do ciebie nie przylgnął. Muzyka podhalańska to część mojej tożsamości i ja się tego nie wstydzę, ale nowa płyta jest zupełnie autorska. Wyrażam na niej siebie jako Staszka Karpiela-Bułeckę. Oczywiście, ona po części jest folkowa, bo pojawiają się na niej m.in. skrzypce. Poza tym, po moim akcencie nie trudno zgadnąć z którego regionu Polski pochodzę. Natomiast na płycie nie śpiewam po góralsku, ale językiem literackim. Nowa muzyka ogromnie mnie cieszy i mocno się z nią utożsamiam. To prawda, że na płycie nie dominują dźwięki Podhala. Jest współczesna elektronika, wpływy innych kultur. Mocno inspirują mnie Bałkany, kultura i muzyka tego regionu. Tak się złożyło, że trochę podróżowałem, byłem w różnych krajach i dzięki temu mam nadzieję, że muzyka na nowej płycie jest nowoczesna i że widać, iż góral wyjechał za Poronin i wie, co się w świecie dzieje. Zagraliśmy już parę koncertów z nowymi piosenkami. Była bardzo dobra frekwencja, pomimo tego, że sprzedajemy kota w worku, gdyż w tamtym czasie płyty jeszcze nie było na rynku. Pomimo tego ludzie fajnie się bawili, co dla mnie artysty jest super zasilające, bo ja czasem bywam pesymistą, a takie reakcje potwierdzają, że to co robimy, ma wartość. Jesteś pesymistą? Myślę, że zawsze lepiej jest się miło rozczarować, niż odwrotnie. Niektóre osoby mówią mi, żebym tak nie myślał. Dużo ludzi postrzega mnie też za pewnego siebie, ale różnie z tym jest. W tej rozmowie wydajesz się być wyluzowany i pewny siebie, więc jeśli nie zawsze tak jest, to znaczy, że czasem nakładasz na zewnątrz tę pewność siebie, żeby tak poczuć się wewnątrz? Wiesz, to jest tak, że możesz być super profesjonalistą i wybitnym artystą w sensie muzycznym, ale żeby przyciągnąć ludzi musisz mieć jeszcze to coś, co na nich działa, czyli charyzmę i osobowość. Tego się nie kupi. Z tym się rodzisz lub nie. Mnie się wydaje, że Bóg mi to dał, ale mówiąc o tym nie chcę wyjść na takiego, który się tym chwali. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem w czepku urodzony i ja mam też takie poczucie, a jednocześnie trochę boję się o tym mówić, żeby mi się noga nie powinęła. Bycie w czepku urodzonym nie zawsze jest tożsame z posiadaniem charyzmy. Niektórzy mają wewnętrze poczucie własnej osobowości i niekoniecznie muszą słyszeć komplementy, żeby to w sobie czuć. Ja to czuję. Wiem, że potrafię przyciągnąć ludzi, ale głosy z zewnątrz pomagają w potwierdzeniu czy wzmocnieniu tego wewnętrznego poczucia. Ta różnica między tym, co jest wewnątrz i na zewnątrz często objawia się na przykład kiedy wchodzisz na żywo w telewizji. Z jednej strony czujesz nutkę przyjemności, a z drugiej tremę i strach. We mnie ten strach jest czymś, co mnie motywuje. Ja uważam, że to, jak odbierasz ten strach, zależy od twojego charakteru. Są osoby, którym w tej samej sytuacji strach rozmiękczyłby lub sparaliżował nogi, a ciebie on jednak motywuje. Wiesz co, masz rację. W zasadzie teraz to sobie uświadomiłem. Człowiek w rozmowie zawsze czegoś nowego się dowie. (śmiech) Wróćmy jeszcze do płyty. W utworze "Mowa srebrem" śpiewasz "Kiedy pytasz, błądzisz trochę mniej". Czy miałeś taką sytuację, że czułeś, że błądzisz i musiałeś zapytać? Myślę, że każdy z nas tak kiedyś miał i wtedy zawsze dobrze spytać tego mądrzejszego, starszego albo bardziej doświadczonego. Ja miałem taką sytuację. Nie chcę dokładnie o niej opowiadać, ale w jednej trudnej sytuacji podpytałem najbliższych i to mi pomogło. To jest trochę jak na szlaku. Czasami idziesz szlakiem, którym szedłeś już milion razy, ale się zamyślisz, zagubisz i nagle nie wiesz czy dobrze idziesz. Wtedy lepiej kogoś zapytać i odnaleźć właściwą drogę. Idąc po szlaku porównań wędrówek górskich do życia - Alberto Tomba, legenda narciarstwa alpejskiego, powiedział kiedyś, że najpiękniejsze widoki ukazują się po najtrudniejszych wspinaczkach. To jest święta prawda, zarówno w górach, jak i w życiu. Myślę, że wiele też zmienia się wraz z wiekiem, przede wszystkim spojrzenie na świat. Trzymając się tego porównania górskiego, pomimo, że idzie się w miejsce, w którym było się już 30 razy, to od pewnego momentu patrzy się na nie inaczej. Ostatnio tak miałem w Dolomitach. Myślę, że z wiekiem po prostu więcej rzeczy się docenia. Zapytam jeszcze o utwór "Zabiorę Cię do Karpacza". Śpiewasz tam o stolicy Karkonoszy, a w tekście pojawia się także Podhale. Gdzie Karpacz, a gdzie Zakopane? Mówi się, że góry w Polsce są tylko jedne, Tatry, ale to nie do końca tak. Każde góry są piękne, Karkonosze również. Poza tym w Karpaczu mam dużo przyjaciół, dlatego piosenka o tym miejscu. Okolice Karpacza to świetne tereny na rower. Dokładnie, na rower też tam często jeżdżę, spędziłem tam sporo czasu, zagrałem wiele koncertów i z tego względu to miejsce jest mi bliskie. Mówisz o Karpaczu, Dolomitach, Zakopanem, nartach, koncertach, przyjaciołach. Słucham tych wszystkich historii i na koniec chciałem cię zapytać - czy ty masz fajne życie? Ja mam super życie. Fajnie, że zadałeś to pytanie. Jesteś chyba jedynym, który o to zapytał. Każdy, kto mnie obserwuje w Internecie może myśli, że ja mam wszystko super, ale jestem normalnym człowiekiem i jak wszyscy miewam lepsze i gorsze dni. Ja też mam swoje problemy, bo problemy w życiu muszą być, ale jeżeli miałbym na cokolwiek narzekać, to nie mogę, bo bym zgrzeszył. Aż boję się o tym mówić, żeby coś się nagle nie stało. Ale tak, otaczam się świetnymi ludźmi, mam zdrową i kochającą rodzinę. Też mam kredyt, także nie myślcie sobie, że jest tak łatwo, ale to jest kolejny cel do spełnienia. (śmiech Mówiąc o obawie wiem co masz na myśli. Niektórzy twierdzą, że nie powinno się wypowiadać swoich marzeń, gdyż wtedy się nie spełnią. Tylko ty teraz nie mówisz nic o marzeniach, ale o faktach z twojego życia. To prawda. I dlatego tak jak wcześniej ci powiedziałem, nie żałuję tego, co robiłem, kiedy byłem młody, ponieważ moje życie było po prostu świetne. Nie chciałbym, żeby było inne. Cieszę się z tego, co mam. Jestem szczęśliwy i życzę tego każdemu, ponieważ myślę, że każdemu z nas to się należy.