Paweł Murawski bez wątpienia należy do grona sportowców, którzy swoją historią inspirują wielu młodych ludzi. Jeszcze kilka lat temu pochodzący z Inowrocławia mężczyzna mieszkał na ulicy, miał problemy z narkotykami i nic nie wskazywało na to, by w kolejnych latach miał odnieść sukces, o którym mówić będzie cała Polska. Murawski zdecydował się jednak na zmiany - przeszedł długą stacjonarną terapię i postanowił rozpocząć swoje życie od nowa. Jak widać, metamorfoza, którą przeszedł Murawski w pełni się opłaciła. Obecnie jest on bowiem jednym z najlepszych trenerów personalnych w Polsce i czołowym szkoleniowcem Ninja. Miłością do aktywności fizycznej zaraża teraz swoich podopiecznych. Kacper Tekieli: nie spotkało mnie nic bardziej dramatycznego, to we mnie wciąż siedzi Paweł Murawski czarnym koniem 7. edycji Ninja Warrior Polska 33-latek wielokrotnie miał okazję zaprezentować swoje umiejętności przed szerszą publicznością. Wielokrotnie brał udział w popularnym programie telewizji Polsat Ninja Warrior Polska, w szóstej edycji show otrzymał nawet tytuł Last Man Standing oraz czek o wartości 15 tys. złotych. Jak na ambitnego zawodnika przystało, Murawski nadal jest głodny przygód i zgłosił się również do trwającej obecnie siódmej edycji NWP. Amanda Gawron, Interia Sport: Jest pan obecnie jednym z najlepszych Ninjas w kraju, pracuje pan także jako instruktor. Skąd pomysł na rozpoczęcie tego typu kariery? Paweł Murawski: Sporty przeszkodowe jeszcze przed rozpoczęciem emisji programu zaczęły się prężnie rozwijać w Polsce. Show telewizyjne jeszcze bardziej nakręciło spiralę popularności, także stwierdziłem, iż dobrze będzie się wyspecjalizować w tej dziedzinie. Każdego roku przybywa zawodników, którzy pragną zmierzyć się z ekstremalnym torem Ninja bądź dłuższą trasą biegową najeżoną przeszkodami. Szukają oni kogoś, kto wskaże im kierunek oraz poprowadzi w przygotowaniach do sezonu startowego. Odnajduję się w tym doskonale i prowadzę podopiecznych i podopieczne z wieloma sukcesami w tym sporcie. Ma pan już na swoim koncie triumf w szóstej edycji Ninja Warrior Polska. Mimo to wystartował pan w kolejnej edycji. Skąd taka decyzja? Chce pan poprawić osiągnięte dotychczas wyniki, czy stoi za tym zupełnie inny powód? - "Total Victory" (Góra Midoriyama - przyp. red) nie zostało jeszcze zdobyte. Tytuł Last Man Standing do dziś napawa mnie dumą i satysfakcją, jednak piłka wciąż jest w grze i będę walczył jak lew, by statuetka zdobywcy Ninja Warrior spoczywała u mnie w domu. Rozwój sportowy i mentalny, którego doświadczam podczas przygotowań jest dla mnie zdumiewający. Dlatego póki zdrowie pozwala, nie zamierzam się zatrzymywać. Czarne chmury nad Leo Messim. Przez Kanye Westa może stracić miliony Mówi pan o rozwoju sportowym i mentalnym. Jak wyglądałoby więc teraz Pana życie, gdyby nie zdecydował się pan na uczestnictwo w programie Ninja Warrior Polska? - W 2019 roku zanim ruszyła pierwsza edycja szykowałem się od 2 lat do debiutu zawodach sylwetkowych, które odbywają się w Sopocie. Po informacji, że dostałem się do programu stwierdziłem, iż będzie to o niebo lepsza przygoda, której doświadczę w życiu. Także gdybym nie trafił do programu, był bym zawodnikiem sportów sylwetkowych oraz standardowym trenerem personalnym. Bez względu na to, jaką ścieżkę kariery zawodowej by pan wybrał, może pan liczyć na wsparcie rodziny - partnerki Zuzanny oraz córeczek Moniki i Jagody. Wiem, że pana ukochana ma wiele pasji, a jedną z nich jest właśnie sport. Czy chciałby pan, aby córki poszły państwa śladem i także prowadziły w przyszłości aktywny tryb życia? - Nasze Wisienki rosną jak na drożdżach i myślę, że to tylko kwestia czasu kiedy będziemy próbowali zaszczepić w nich jakąś aktywność. Prawda jest taka, iż same wybiorą, w którą pójdą stronę ale my sami nie potrafimy żyć w inny sposób, więc aktywność sportową mają w pakiecie rodzinnym.