Smokowski przeżył wstrząs, ledwo pamięta ten mecz. "Ścięło mnie z nóg"
Tomasz Smokowski w podcaście Gońca "Prześwietlenie" poruszył wiele trudnych tematów dotyczących swojego życia prywatnego i zawodowego. Jednym z najbardziej traumatycznych dla 52-latka momentów był dzień, w którym dowiedział się on o śmiertelnej chorobie swojej matki. Kilka godzin później pojechał na stadion komentować mecz piłkarski. "Nic z tego meczu nie pamiętam" - wyznał po latach.

Tomasz Smokowski to jeden z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych dziennikarzy sportowych w Polsce. Przez wiele lat związany był z telewizją Canal+, gdzie współtworzył kultowy magazyn Liga+ Extra i relacjonował rozgrywki piłkarskie, w tym Ekstraklasę oraz Ligę Mistrzów. Znany jest z ogromnej wiedzy o futbolu, błyskotliwego stylu komentowania oraz charakterystycznego poczucia humoru. Po odejściu z Canal+ współpracował m.in. z Polsatem Sport, a następnie z Kanałem Sportowym, który współtworzył z Michałem Polem, Mateuszem Borkiem i Krzysztofem Stanowskim. Smokowski zyskał opinię profesjonalisty, który potrafi łączyć dziennikarski obiektywizm z pasją i emocjami, co sprawia, że od lat cieszy się dużym zaufaniem widzów i fanów sportu.
Tomasz Smokowski dowiedział się o nowotworze matki. Potem pojechał do pracy. "Dziś bym tego meczu nie skomentował"
Teraz Smokowski pojawił się w podcaście Gońca "Prześwietlenie", w którym opowiedział o swoich wzlotach i upadkach - zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. 52-latek nigdy nie ukrywał, że sumiennie wywiązuje się ze swoich dziennikarskich obowiązków, jednak jego profesjonalizm i obowiązkowość często sprawiały, że znajdował się on w bardzo trudnych sytuacjach. Tak było m.in. kiedy Tomasz dowiedział się o śmiertelnej chorobie swojej matki. Podczas gdy większość ludzi wolałaby w takiej sytuacji odpocząć od obowiązków zawodowych, ten wkrótce potem pojechał na stadion komentować mecz piłkarski. Nie chciał on bowiem zawieść swoich pracodawców i kolegów po fachu.
"Zawiozłem moją mamę do szpitala i się dowiedzieliśmy, że mama ma nowotwór złośliwy - taki, że już nie wyjdzie z tego. To był poniedziałek, dzień, w który gra też polska liga. To było po południu, mecz polskiej ligi tego dnia był grany chyba tam o 17.30 na stadionie Legii. Legia bardzo rzadko grała w poniedziałki, ale tego dnia mecz był ustawiony w poniedziałek i ja miałem go skomentować. I wiesz, że ja pojechałem ten mecz skomentować?" - wyjawił.
Smokowski nie ukrywa, że działał wówczas na tak zwanym "autopilocie" i choć wewnątrz myślał o dramacie, jaki spotkał jego rodzinę, stawił się on w pracy, aby nie zrzucać obowiązków na innych dziennikarzy w ostatniej chwili. "Nie pamiętałem nic z tego meczu. Pamiętam, że dojechałem na stadion, najpierw wjechałem na parking, wypłakałem się, a potem poszedłem na stanowisko nikomu nic nie mówiąc z Marcinem Baszczyńskim i skomentowaliśmy to spotkanie. Tydzień później nie wiedziałem, jaki to był mecz. Nie wiem, co tam mówiłem, do dzisiaj nie pamiętam. Pojechałem tam prosto po takiej informacji, która po prostu ścięła mnie z nóg. No ale moje poczucie obowiązku powiedziało mi: kogoś wprowadzę na minę, bo ktoś musiałby się teraz w ostatniej chwili przygotować" - stwierdził.
Dziś Smokowski wyznał, że po latach doszedł do wniosku, że gdyby doszło do podobnej sytuacji po raz kolejny, tym razem podjąłby inną decyzję. "Dzisiaj nie skomentowałbym tego meczu. Jednak bym powiedział, że są rzeczy ważniejsze. Dla mojego zdrowia psychicznego są rzeczy ważniejsze, niż pojechać komentować ten mecz ligowy" - podsumował.










