Pudzianowski wparował do hostelu, wybuchł skandal. Sprawę musiał rozstrzygnąć sąd
Mariusz Pudzianowski nie stroni od kontrowersyjnych wypowiedzi, a nawet konfliktów, czego najlepszym dowodem były niedawne słowne utarczki z prowokującymi go freak fighterami. To było jednak nic w porównaniu ze skandalem, jaki swego czasu wywołał w Andrychowie. Były strongman wparował do hostelu, z którego zgodnie z doniesieniami mediów miał wypędzać ludzi, a nawet wynosić część sprzętu. Sprawę musiał rozstrzygać sąd.

Wydarzenia z 2018 roku, do jakich doszło w Andrychowie, na długie lata zapisały się w pamięci kibiców. To właśnie wtedy wybuchł skandal z udziałem Mariusza Pudzianowskiego, którego finałem była głośna sprawa sądowa. Czym zawinił popularny "Pudzian"?
Pudzianowski zrobił "najazd na hostel w Andrychowie". Afera na całą Polskę
Pudzianowski postanowił wówczas "zrobić porządki" w hostelu Leskowiec, który jak twierdził, częściowo należy prawnie do niego. W związku z tym razem z kilkoma osobami miał wparować do budynku, przepędzać z niego ludzi, a nawet wynosić niektóre ze sprzętów.
Pracownicy "Pudzian Team" wywiercali zamki i wywozili wyposażenie pokojów, a właściciel - Pan Andrzej, był bezradny. Chociaż wzywał policję, ta miała związane ręce, gdyż Pudzianowski posiadał akt nieruchomości, choć w opinii poszkodowanego, był on nieważny. Część praw do hostelu były strongman miał zakupić od byłej już żony Andrzeja Kowalczyka. Kwestia wartości dokumentu budziła mimo wszystko wątpliwości z jednego konkretnego powodu - w toku było postępowanie sprawie podziału majątku byłego już wówczas małżeństwa.
Strongman pomachał policjantom nieważnym według mnie aktem własności połowy nieruchomości, którą to część kupił od mojej byłej żony. Przyznawał, że rzeczy nie są jego, ale wywozi je, żeby nie kurzyły się w czasie remontu
Sam "Pudzian" stronił od komentarzy w tej sprawie. - Jestem współwłaścicielem tego hotelu. W każdej sprawie sąd przyznaje mi rację. To ten pan działa niezgodnie prawem, to on ma sprawy karne w toku, nie ja - to jedyne słowa, jakie padły z jego ust.
Sąd skazał Pudzianowskiego prawomocnie. To jednak nie był koniec
Właściciel "Leskovca" skierował sprawę do sądu, a w lipcu ubiegłego roku "Bussines Insider" przekazał, że "Pudzian" przegrał sprawę o słynny "najazd na hostel w Andrychowie". Jaki był wyrok?
Pudzianowski otrzymał "zakaz dokonywania naruszeń posiadania powoda Andrzeja Kowalczyka wszystkich pomieszczeń zlokalizowanych na III i IV kondygnacji budynku stanowiącego hostel Leskowiec". Został przy tym zobligowany do opłacenia kosztów procesu. Jego "kara" wyniosła... 488,50 zł.
Sprawa ma jednak drugie dno, gdyż po publikacji materiału Pudzianowski w rozmowie z redakcją "Bussines Insider" stwierdził, że "takie postawienie sprawy to manipulacja". 48-latek ujawnił przy tym, że sam niedawno wygrał sprawę z Kowalczykiem. Dotyczyła ona zniesławienia. "Temu panu się nudzi" - skwitował lakonicznie sms-em.
A co dalej stało się z hostelem? Wyremontowany obiekt stoi nieużywany od wielu lat. Od czasu afery z udziałem Mariusza Pudzianowskiego nie przyjmuje gości i choć w sieci wciąż figuruje, pozostaje zamknięty.














