Krzysztof Bieniewicz, Interia: Na igrzyskach olimpijskich w Paryżu zdobyliśmy we wspinaczce na czas złoty i brązowy medal. Co to pana zdaniem oznacza dla wspinaczki sportowej w Polsce? Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Oczywiście mamy do czynienia z czymś, co się zawsze dzieje, czyli jest chwila sukcesu, wszyscy są szczęśliwi, mamy złoto i brąz, dwa medale. Teraz pewnie będzie wokół tego dużo szumu. Warto się zastanowić co oznacza w tym "my"? Na wstępie trzeba z zachwytem podkreślić, że jest to przede wszystkim indywidualny sukces obu dziewczyn, czyli Aleksandry Mirosław i Aleksandry Kałuckiej. One dotarły do tego miejsca, dlatego że od wielu lat trenują tę dyscyplinę, znalazły trenerów, którzy w nie uwierzyli, stworzyły zespoły pracujące na ten sukces. Ci wszyscy ludzie wykonali olbrzymią pracę z pasji, z miłości do wspinania i chęci bycia coraz lepszymi w tym co robią. Co istotne, wszystkie zafascynowane ruchem do góry osoby robią to na własny koszt. Sport wspinaczkowy rozwija się w Polsce, dzięki zaangażowaniu osób, które same się wspinają i zainwestowały swój czas w szkolenie dzieci i młodzieży oraz rodziców, którzy płacą za lekcje, za sprzęt, udział w zawodach, pobyt na nich i transport. Wspinanie w Polsce jest sportem, który utrzymuje się i rozwija samoistnie. Tych osób jest na tyle dużo, że pod powierzchnią spontanicznej struktury istnieje energia i gotowość do tego, żeby stworzyć spójny system nastawiony na rozwój i uczynić wspinanie sportowe w Polsce ogólnodostępnym, popularnym i odnoszącym sukcesy na arenie światowej we wszystkich dyscyplinach wspinaczkowych. Czy sukces w Paryżu może być impulsem do rozwoju tej dyscypliny w Polsce? W pewnym sensie jest to ostatnia szansa na przełom, jeśli chodzi o mocne zaistnienie polskiego wspinania na światowym poziomie. Na poprzednich igrzyskach wspinanie pojawiło się po raz pierwszy w formacie trójboju. W Paryżu zmieniła się formuła i zostało wprowadzone wspinanie na czas oraz dwubój jako kombinacja boulderingu oraz prowadzenia. To jednak nie jest koniec zmian we wspinaczce. Toczą się rozmowy i niedługo będą ogłaszane ich wyniki, ale wszystko zmierza do tego, żeby na kolejnych letnich igrzyskach w Los Angeles były do rozdania medale w trzech dyscyplinach: wspinanie na czas, na trudność oraz bouldering. Każdy taki ruch doceniający specjalizację wywołuje zmiany w dyscyplinach, pozwala wydobyć ich istotę. W związku z tym, że formuła sportowa i organizacyjna wspinaczki w tej chwili jeszcze się kształtuje, stwarza to szansę na inwestowanie w infrastrukturę, program szkolenia, w doprowadzenie do tego, aby wspinanie weszło do szkół. To zaś może sprawić, że w przeciągu czterech lub ośmiu lat możemy osiągać sukcesy na światowym poziomie, również we wspinaniu na trudność i boulderingu. Wystarczy spojrzeć na wspinanie na czas w Paryżu. Dziewczyny przez lata przygotowywały się pod kątem tej konkretnej dyscypliny i dzięki zmianie udało im się osiągnąć ogromny sukces zdobywając dwa olimpijskie medale. Z tego co pan mówi wygląda na to, że w proces rozwoju wspinaczki w Polsce obecnie nie jest zaangażowane państwo. W jakiej formie administracja rządowa powinna być obecna w tym procesie? Jako fundacja "DAJESZ! Jurajska Republika Wspinaczkowa", której jestem współzałożycielem, już od roku przygotowujemy grunt pod zmiany, o których mówiłem przed chwilą. Jesteśmy w kontakcie z Ministerstwem Edukacji, Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwem Sportu i Turystyki. Ten ostatni urząd objął patronatem konferencję, którą zorganizowaliśmy podczas naszych corocznych "Pion Poziom Jurajskich Spotkań Wspinaczkowych" w Podzamczu. Jednym z tematów konferencji był nasz program "Droga do góry", promujący wpisanie wspinania do programu szkół oraz tworzenie infrastruktury - ścianka wspinaczkowa w każdej gminie, który dyskutujemy z ministerstwami i z samorządami, ponieważ w ich władaniu są szkoły. Jesteśmy w trakcie budowania dwóch pilotażowych ścianek w gminach Podkowa Leśna i Topólka. Dla nich piszemy i będziemy prowadzić program szkolenia nauczycieli gotowych realizować wspólne założenia treningowe wypracowane wraz z naszą "radą merytoryczną". Na tym etapie bardzo intensywnie wspiera nas Sebastian Kurek, trener zawodniczek i zawodników Polskiej Kadry Juniorskiej, który te zagadnienia zgłębia już od lat. Jaki jest cel tego programu? Ma on na celu przygotowanie nauczycieli do roli liderów najmniejszych środowisk wspinaczkowych skupionych wokół budowanych ścianek. Dzięki zdobytej wiedzy będą oni mogli szkolić dzieci, które będą miały dostęp do ściany bądź w czasie lekcji bądź w trakcie zajęć pozalekcyjnych. Program pozwoli rozwijać dzieciom umiejętności wspinaczkowe, a nauczycielom systematycznie wypatrywać wśród młodzieży osoby, które są szczególnie predestynowane do uprawiania tego sportu. Wczesne wyłapanie talentów jest kluczowe, czego przykładem są finaliści paryskich igrzysk. Na igrzyskach w Paryżu 3 z 12 routesetterów [osoby konstruujące z przykręcanych do ściany chwytów i stopni drogi wspinaczkowe.- red.] pochodziło z Polski. Byli to jeden z naszych mentorów Tomasz Oleksy, Adam Pustelnik oraz Olga Niemiec. Poza tym mamy zaangażowanych trenerów, mnóstwo instruktorów, mamy bardzo dużo ludzi wspinających się w Polsce, mamy swoje skały. Jura Krakowsko-Częstochowska jest miejscem, które może przyjąć młodych zawodników i zawodniczki czy dzieci w ogóle, aby zapoznawać się również ze wspinaniem skalnym. Przed igrzyskami w Paryżu państwa fundacja przygotowała specjalne materiały informacyjne o wspinaczce. Tak, nasza fundacja wraz z platformą Max i stacją Eurosport, na której antenie wraz z moją żoną Agnieszką Głowacką komentowaliśmy zmagania wspinaczkowe w Paryżu, przygotowała serię krótkich filmów informacyjnych o wspinaczce sportowej. Można je znaleźć w mediach społecznościowych Max , Eurosport Polska oraz Fundacji Dajesz!. Zapraszam do obejrzenia, jeśli ktoś chce uzyskać podstawowe informacje o wspinaczce sportowej ogólnie, a także o każdej z dyscyplin z osobna : wspinaczce na czas, boulderingu oraz prowadzeniu. Mam nadzieję, że udało nam się je przedstawić w przystępnej i lekkiej formie. Wspomina pan w naszej rozmowie o infrastrukturze i ja na tę kwestię patrzę dwutorowo. Zgadzam się, że bez infrastruktury rozwój jakiejkolwiek dyscypliny jest niemożliwy. Niemniej, swego czasu był program "Orlik 2012" dzięki któremu w każdej gminie powstały nowe boiska piłkarskie. Dużo jeżdżę na rowerze w różnych regionach kraju, również po najmniejszych miejscowościach, i często widzę, że te obiekty stoją puste. Zgadzam się więc z tym, że budowa całego łańcucha szkolenia, w tym choćby podstawowej infrastruktury, jest kluczowa, jakkolwiek na przykładzie piłki nożnej widać, że w systemie jest gdzieś też błąd, gdyż na dobrej infrastrukturze tych dzieci za wiele nie ma. Dlatego o projekcie "Droga do góry" musimy myśleć kompleksowo. Planujemy to tak, żeby infrastruktura od razu była zaopatrzona w osoby, które będą w stanie nią zarządzać, z niej korzystać i inspirować młode osoby zainteresowane ruchem w górę. Między Orlikami a ścianką wspinaczkową są dwie podstawowe różnice. Zewnętrzna boulderowa ścianka wspinaczkowa nie jest tak duża jak boisko, więc kosztuje zdecydowanie mniej, zajmuje mniej miejsca i może być ogólnie dostępna. Dzieci mogą korzystać z tej ścianki przechodząc obok, np. wracając ze szkoły. Naszym celem jest tworzenie zarówno zewnętrznych ścianek wspinaczkowych, jak i tych wewnętrznych, w przyszkolnych halach. To jest konieczne, żeby treningi można było prowadzić całorocznie. Jednocześnie ta infrastruktura byłaby bazą dla już istniejących i nowo powstających obiektów prywatnych. Chcemy, żeby ich powstawało jak najwięcej, również dla kontynuujących w dorosłym życiu wspinanie niesportowców. To pozwoli realizować nasze najbardziej istotne cele. Jakie to cele? Po pierwsze, kiedy mówimy o promocji wspinania, to nie chodzi nam tylko o wypromowanie sportu, ale o zmianę sposobu myślenia oraz postaw. Przestańmy dzieciom zabraniać się wspinać. Pozwólmy im to robić. To jest naturalna ludzka umiejętność i tendencja ruchowa od samego początku życia. Dzieci zanim zaczynają chodzić najpierw się wspinają. Żeby dziecko mogło postawić pierwsze kroki, musi stanąć, a żeby to zrobić, musi się najpierw wspiąć np. po kanapie. Nie blokujmy tego ruchu, bo ograniczając rozwój wspinaczkowy dziecka szkodzimy mu, gdyż blokujemy rozwój całego ciała, w tym mózgu. Dzieci obecnie prowadzą życie w trybie siedzącym. Światowa Organizacja Zdrowia uznaje tryb siedzący dzieci jako największe źródło ich problemów zdrowotnych. Umawiając się na wywiad powiedział mi pan: "Jeśli chcemy, żeby nasze dzieci były zdrowe, przeprowadźmy tę rozmowę jak najszybciej". Mówienie o tym jest istotne. Tak samo jak uzmysłowienie sobie tego, że wspinanie jest naturalnym ruchem. Pan wspomniał o tym, że uwielbia rower, ja również. Ale uprawianie tak podstawowej aktywności ruchowej jaką jest np. jazda na rowerze również wymaga wspinania. To znaczy?Proszę pomyśleć co pan robi wsiadając na rower. Podnosi pan nogę, przekłada na drugą stronę, chwyta za kierownicę, stawia drugą nogę i łapie równowagę. To jest dokładnie to samo, co robią wspinacze na pochyłej ścianie. Łapią za jakiś element, stawiają nogę na mały stopień i przerzucają ciężar próbując złapać balans. Przed jazdą rowerem ja też muszę podejść do roweru, wspiąć się na niego i dopiero wtedy pojechać. To jest pierwotny ruch. My mamy naturalny program do uczenia się tego. Opowiadając o wspinaczce pan często odnosi się do rytmu życia i natury. Jeśli spojrzymy na wspinanie intuicyjnie, nawet nie znając układu ruchów czy zasad, to widzimy człowieka w sytuacji metaforycznej. Widzimy osobę, która podąża do góry i ma przed sobą problem, który musi pokonać. Routesetterzy układając trasę przejścia przygotowują nam problem. Mówiąc metaforycznie pełnią rolę losu, który stawia przed wspinaczem wyzwanie, a on przy pomocy swojego ciała pokonuje go idąc cały czas w górę. Do tego dochodzi jeszcze jeden element, którego nie można pominąć. Jest to sport, w którym drugi człowiek jest nam potrzebny nie do tego, żeby go pokonać, ale żeby nas asekurować w chwili, kiedy pokonujemy własne słabości. Piękna myśl. Obecność drugiego człowieka we wspinaniu jest jednym z elementów, który jest istotny w rozwoju osobowościowym i społecznym dzieci. Możliwe, że ja jestem wręcz niesiony mówieniem o wspinaczce, gdyż ja tego bardzo późno doświadczyłem. Ile miał pan wtedy lat? Trzydzieści osiem, a w momencie, kiedy w moim życiu pojawiła się wspinaczka, urodziły się także moje dzieci, bliźniaki, którym nie przeszkodziliśmy się wspinać. Może dlatego patrzę na ten sport tak metaforycznie. Spójrzmy na przykład na związanie się liną z drugim człowiekiem. Ono uczy nas czym jest zaufanie. Ono pozwala nam oddać swoje poczucie bezpieczeństwa w ręce drugiego człowieka. Rozmawiamy o tym w gronie wspinaczy, którzy są rodzicami, a duża część trenerów szkoli swoje własne dzieci, więc to doświadczenie w ich przypadku jest bardzo głębokie. Często zadajemy sobie pytania - czy ja chcę, żeby dziecko unikało wszystkich sytuacjach niebezpiecznych? No nie jest to możliwe, bo nie jestem w stanie zapanować nad światem. Kiedy więc moje dziecko znajdzie się w sytuacji niebezpiecznej, ja bym chciał, żeby ono umiało sobie z tą sytuacją poradzić. I wspinanie jest właśnie takim poligonem doświadczalnym na którym można wypróbować to, jak ja radzę sobie z odpowiedzialnością, jak radzę sobie z trudnościami, jak przez nie przechodzę. Poza tym wspinaczka rekreacyjna nie jest wymagająca fizycznie, ma więc też niski próg dostępności dla wszystkich dzieci i dorosłych. Również tych z problemami zdrowotnymi? Oczywiście. Istnieje przeświadczenie, że aby uprawiać wspinanie musisz mieć silne ręce, nogi i być bardzo sprawny. Jednakże w tej chwili funkcjonuje dużo stowarzyszeń, które działają na rzecz otwartego wspinania dla osób z niepełnosprawnościami. Ostatnio rozmawiałem z osobami z fundacji Sprawne Wspinanie, które działa na polu propagowania wspinaczki terapeutycznej. Oni mówią, że co roku odnotowują 300% wzrost zainteresowania rodziców, którzy chcą wspierać swoje dzieci z niepełnosprawnościami w rozwoju właśnie poprzez wspinanie. Jeżeli ktoś raz zobaczy osobę niewidząca wspinającą się z liną, osoby bez rąk, czy kogoś, kto porusza się na wózku, czyli nie może chodzić, ale się wspina, to już nigdy nie zasłoni się wymówką, że wspinanie jest za trudne albo ma za słabe ręce. W naszej rozmowie pojawiły się emocjonalne aspekty wspinania, chciałem więc zapytać co pan czuje będąc na ścianie? O czym pan wtedy myśli? Uwielbiam we wspinaniu, że pomiędzy kolejnymi wstawkami, czyli próbami przejścia drogi czy przejściem do następnego elementu treningu są dłuższe przerwy. To jest czas na odpoczynek, przebywanie z drugim człowiekiem, na rozmowy, choćby o tym, jak rozwiązać problem, który mamy przed sobą, wspólnie przewidywać kolejne ruchy. Ideałem jest sytuacja, w której wchodząc na ścianę jesteśmy tu i teraz z grawitacją, z próbą rozwiązania problemu wspinaczkowego przy pomocy całego ciała, z poczuciem przepływu w ruchu do góry. A kiedy pokonam jakieś miejsce, które sprawiało mi do tej pory trudność, dostaję momentalny strzał radości. To też jest fajne w tym sporcie, że on bardzo szybko oddaje. Wykonując jakąś pracę wspinaczkową szybko dostaję zwrot i to napędza, żeby pójść jeszcze wyżej i dalej. Czy we wspinaniu jest również spokój? Również ten pisany przez "u" otwarte, bo moją uwagę zwrócił pana adres e-mailowy, który przed popularną "małpą" zawiera właśnie słowo "spokuj". Wybrałem takie słowo, gdyż w języku Internetu międzynarodowego "u" zamkniętego nie ma. Dołożyłem do tego jeszcze anegdotę, że to jest prawdziwy spokój po tym, jak "u" zamknięte wybuchło, bo "o" z kreseczką wygląda jak bomba z lontem. Ale spokój tak, jest ważny i ściśle związany ze szczęściem. A co jest pierwsze, spokój czy szczęście? Jeśli w ogóle istnieje taka hierarchia, bo może jedno i drugie płynie równolegle. Tu już wchodzimy na poziom rozważań filozoficznych. To tak jak w chrześcijaństwie, Bóg ma wiele imion. Jest miłość, jest nadzieja, jest wiara, również dobro. To są imiona tego, co jest nieopisane, więc ja tutaj bym nie wyznaczał hierarchii. Spokój wiąże się właśnie z tym byciem tu i teraz, dlatego też dla mnie wspinanie jest taką przymusową medytacją. Wspinaczce towarzyszy odrobina poczucia niebezpieczeństwa, kiedy odrywamy się od podłoża wstawiając ciało w kawałek ziemi, który się wypiętrzył. To zmusza organizm i mózg do tego, żeby zajął się naszą sytuacją tu i teraz. Jeżeli ja zacznę myśleć o czymś innym, to się puszczę i spadnę. To dzieje się również na wysokości pół metra, właśnie to jest ta przymusowa medytacja. Nie myśli pan o wspinaniu w jego trakcie, bo to może skutkować upadkiem, ale wydaje mi się, że wraca pan do niego w myślach po zejściu ze ściany, gdyż stosuje pan wiele pięknych określeń tego sportu oraz porównań do życia. Tak jakby echo przeżyć na ścianie rezonowało w panu jeszcze długo po tym, jak pan z tej ściany zejdzie. Ja mam tak, że wspinanie i aktorstwo, to są moje dwie pasje, które we mnie bardzo mocno się łączą. Są jak dwie strony tego samego medalu. W moim wyobrażeniu te aktywności są mocno pierwotne, zarówno w ujęciu gatunkowym, jak i indywidualnym. Jako człowiek czuliśmy się bezpiecznie na drzewie. Potem nasz gatunek zszedł z drzew, ale na dole czyhały na nas niebezpieczeństwa. Zaczęliśmy więc przed nimi uciekać i w sytuacji zagrożenia szukaliśmy schronienia w miejscach położonych wyżej, czy to na drzewie czy w jaskiniach. Z góry zaś wszystko widać lepiej. To więc generowało rozwój świadomości. Aktorstwo również ma taki charakter. Uczymy się życia powtarzając po innych. Naśladujemy naszych rodziców, naśladujemy ludzi dookoła nas, naśladujemy naturę. W ten sposób się rozwijamy, a to jest właśnie aktorstwo i dlatego te dwie rzeczy we mnie się dopełniają. We wspinaniu poczułem, że odnalazłem jakby metafizyczną drugą połówkę aktorstwa, gdzie te myśli mogą się łączyć. To wszystko, co myślałem o aktorstwie przez dwadzieścia parę lat mojej kariery, nagle znalazło odzwierciedlenie we wspinaniu i dlatego to wszystko wyraża się nawet w języku i moim sposobie opowiadania o tym. Aktorstwo również wprowadziło wspinanie do pana życia, gdyż ta aktywność pojawiła się przy okazji zdjęć do filmu "Broad Peak". Tak, ale wspinałem się już jako dziecko. Wspinałem się na drzewa, na trzepak, chodziłem po drabinkach. Bardzo to lubiłem. W moich wspomnieniach z dzieciństwa często pojawia się drzewo, na którym siedzę, patrzę na świat i marzę. Wie pan, poszedłem raz z moimi dziećmi do parku. One miały wtedy trzy lata, ale już wspinały się na ścianie. Stanęliśmy w tym parku, a w nim nie było innych dzieci, bo trwała jakaś uroczystość i one były z dorosłymi. Moje dzieciaki zapytały więc mnie: "Tato, to co robimy?". A ja im odparłem: "O, jest drzewo, wejdźcie na nie". One na to: "Ale jak to?". I ja się wtedy zorientowałem, że rzeczywiście, dookoła nie widać innych dzieci, które się wspinają. Pomyślałem wtedy, jak ja się nauczyłem wspinać na drzewa, a to się działo przez podglądanie i powtarzanie. Widziałem moich kolegów i koleżanki, które to robiły i ja wykonywałem ten sam ruch. Pokazałem więc wtedy moim dzieciom jak to zrobić, oczywiście uczulałem, żeby to robiły z dbałością o te drzewa, ale zachęcałem je, żeby szły w to. I w tej chwili moje dzieci mają swoją mapę drzew w mieście, czyli takich miejsc, w których są drzewa, na które fajnie jest się powspinać. To prawda, że w naszym dzieciństwie były obecne drzewa. Nie tylko budowaliśmy tam "bazy", ale istniała swoista hierarchia drzew. Były drzewa trudne do wspinaczki, były te bardziej przyjazne. Każdy miał też swoje ulubione drzewo. Ja najczęściej wybierałem lipy, bo one były raczej proste do wejścia. Pamiętam też, że miały miękką korę. I te drzewa tak człowieka ogarniały. Można było się skryć wśród liści, być niewidzialnym. Do tego dochodziły zabawy w chowanego, kiedy mama wołała moje imię, a ja byłem niewidoczny na drzewie i wszystko widziałem z góry. To była jedna z podstawowych zabaw. Wtedy to nawet nie chodziło o to, że nie było innych zabawek, tylko obojętnie gdzie kto mieszkał, czy w bloku, czy w domu jednorodzinnym, drzewo było jednym z pierwszych miejsc, gdzie się bawiliśmy. Teraz to zanikło. I to jest właśnie to co my, teraz już jako pokolenie rodziców, możemy zmienić w świecie naszych dzieci. Dając im tę samą radość, którą pamiętamy z dzieciństwa, tylko w lepszej, bardziej rozwiniętej i doskonalszej formie. Dając im narzędzia do tego, żeby rozwijały swoje ciała oraz mózgi. Dostęp do wspinania jest konieczny do tego, żeby dobrze rozwijał się mózg człowieka. Moment, w którym dziecko ma 6 -7 lat, jest momentem, w którym pojawia się widzenie trójwymiarowe. Wtedy też powstają połączenia nerwowe między półkulami. Dziecko, które się wspina, prowokuje w mózgu powstawanie większej ilości połączeń nerwowych odpowiedzialnych za widzenie 3D. A z kolei widzenie 3D łączy się z rozwojem zdolności rozwiązywania problemów, co potem może być wykorzystywane w życiu. Kiedy ja teraz widzę w życiu jakiś problem, to nie myślę tylko o tym czy go obejść z lewej lub prawej strony, ale mam o wiele więcej dróg i możliwości jego rozwiązania. I tego uczy pan swoje dzieci? Od najmłodszych lat wpajałem moim dzieciom jedną zasadę, której trzymam się do dziś. Wspinasz się sam, ale sam też schodzisz. Wspinasz się tam, skąd możesz zejść. Albo myśl o tym, gdzie się wspinasz, ponieważ potem musisz zejść. Ja cię stamtąd nie zdejmę. Ja będę koło ciebie, będę cię asekurował, coś ci podpowiem, ale skoro udało ci się gdzieś wejść, to uda się również zejść. Planuj swoją drogę tak, żeby to było możliwe. Skutek jest taki, że moje dzieci kiedy wchodzą w jakąś trudność, w której badają swoje granice, to proszą "tata, zaasekurujesz mnie?". Wtedy ja podchodzę, staję obok i one mają we mnie opiekę, ale same wykonują tę czynność. Nie chcą, żebym ja je pozbawił możliwości rozwiązania problemu. One chcą, żebym przy nich tylko był i to jest cudowne uczucie. Słuchając jak pan opowiada o wspinaniu, aktorstwie czy rodzicielstwie, mam nieodparte wrażenie, że jest pan bardzo świadomym człowiekiem. Czy ta świadomość względem tego kim pan jest, jak chce żyć, jak samo życie wygląda zawsze była dla pana ważna? Jeśli odczucie świadomości się jakoś udziela, to jestem bardzo szczęśliwy. To jest moja droga do góry. Ja tak widzę radość życia, jako korzystanie ze swoich zmysłów, możliwości umysłu oraz ciała. Tu ponownie powrócę do wspinania, bo jeśli w tej czynności jest nam potrzebny drugi człowiek, żeby nas asekurować w drodze wspinaczkowej, to ta sytuacja generuje jeszcze jeden rodzaj metafory, który jest dla mnie bardzo istotny w zrozumieniu czym jest w ogóle wspólnota ludzka. Ja jako wspinacz przemieszczając się po ścianie jestem w problemie. Mam wtedy poczucie osobności, odrębności i konieczności wiary w swoje możliwości. Ale żeby to wszystko sprawdzić i zastosować, potrzebny jest mi drugi człowiek. Ten, naprzeciw którego muszę stanąć, spojrzeć jej czy jemu w oczy i zapytać: "złapiesz mnie?". Jeśli ta osoba odpowie "tak", to ja muszę jej zaufać. Konieczność obecności drugiego człowieka również jest czymś pierwotnym. Żeby człowiek w ogóle pojawił się na świecie musi się spotkać przynajmniej dwoje ludzi. A żeby ten nowy człowiek urósł i dojrzał do momentu samodzielności, potrzebuje on pomocy innych osób. Tak jesteśmy zorganizowani. To jest podstawa wspólnoty, którą tworzymy, za którą odpowiadamy, w ramach której żyjemy i na którą mamy wpływ, a ona ma wpływ na nas. Więc rozwój świadomości to dla mnie podążanie drogą, która mówi: korzystaj ze swoich zmysłów, korzystaj ze swoich możliwości, doświadczaj, bo to jest radość życia. Nie dokładając do tego żadnych filozoficznych ani religijnych kontekstów to jest moje "tu i teraz". Ja nie wiem skąd przybyłem czy dokąd zmierzam, ale korzystam z narzędzi, które są ode mnie większe i próbuję je poznać. Tyle. To jest podstawa, którą od lat próbuję w sobie rozwijać i pielęgnować.