Kilka dni temu media obiegły niespodziewane doniesienia o rozstaniu Tomasza Lisa z "Newsweekiem", któremu szefował przez dziesięć lat. Pracę stracił właściwie z dnia na dzień, o czym poinformowano w lakonicznym komunikacie. Informację potwierdził też sam zainteresowany. "Jest czas powitań i czas pożegnań. Serdecznie dziękuję moim koleżankom i kolegom z Newsweeka za dziesięcioletnią wspólną pracę, fascynującą przygodę w niezwykłych czasach. Newsweek jest w doskonałych rękach i ma przed sobą świetną przyszłość. Powodzenia" - przekazał na Twitterze. Powściągliwy wpis dziennikarza i powstrzymanie się od podania konkretnego powodu zerwania współpracy tylko nakręciły falę spekulacji. Internauci zastanawiają się także, co teraz zawodowo będzie robił Lis. Na to pytanie na razie próżno szukać odpowiedzi. Natomiast z ostatnich relacji byłego naczelnego "Newsweeka" można wywnioskować, na czym obecnie skupia myśli. Sensacyjne wieści po finale LM! Dobra wiadomość dla... reprezentacji Polski? Tomasz Lis "ucieka" w sport. Internauci go nie oszczędzają To żadna tajemnica, że Tomasz Lis jest pasjonatem i kibicem piłki nożnej. Widywano go na spotkaniach reprezentacji Polski albo Legii Warszawa. Swego czasu wystąpił też w charytatywnym meczu, z którego dochód przeznaczono na działania wspierane przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Oprócz tego od lat uprawia bieganie, i to na przekór diagnozom. Dziennikarz przeszedł trzy udary, a lekarze nie wykluczali, że na zawsze będzie musiał pożegnać się ze sportową pasją. Tymczasem on przebiegł maraton. "22 miesiące temu słyszałem, że mogę być całe życie przywiązany do łóżka i nawet o wózku inwalidzkim tylko pomarzyć. Dziękuję tym, którzy uratowali mi życie, tym, którzy nauczyli mnie wstawać z łóżka, robić pierwsze kroki, truchtać i biegać. A najbardziej tym, którzy umocnili mnie w przekonaniu, że opcja 'poddać się' nie wchodzi w grę" - wyjaśniał. Teraz, gdy wokół niego dzieje się zawodowa rewolucja, także pomaga mu sport. W mediach społecznościowych podzielił się fotografiami z Paryża, gdzie rozgrywany był finał Ligi Mistrzów. Mimo że mecz doczekał się swojego rozstrzygnięcia i Liverpool musiał uznać wyższość Realu Madryt, Lis wciąż przeżywa ważne piłkarskie wydarzenie. Na Twitterze opublikował zdjęcie Juergenna Kloppa i Mane, a w opisie do fotografii nawiązał do hymnu Liverpoolu. "Właśnie na takie okazje jest pieśń you’ll never walk alone" - stwierdził. Rozgorzała dyskusja. Część internautów wykorzystała tę okazję, by... dopiec Lisowi. W jego wpisie dostrzegli aluzję do sytuacji dziennikarza. "Tobie to teraz też powinni śpiewać", "Masz na myśli siebie?", "Zaśpiewali Ci tak w Newsweeku?" - drwią. Adresat zbył ich dociekania milczeniem. Liga Mistrzów. "Narodowy wstyd" i reakcja francuskiej minister! Anglicy są oburzeni