Był rok 2015. To właśnie wtedy 23-letni Bryce Dejean-Jones świętował wraz z kolegami z uniwersyteckiej drużyny Iowa State Cyclones zdobycie pucharu w ówczesnej edycji Big 12 Tournament. Sam dołożył ogromną cegiełkę do końcowego sukcesu, bowiem podczas imprezy notował na swoim koncie średnio 10.5 punktu na mecz. Był to ostatni rok gry Brycea na poziomie akademickim. Przed perspektywicznym koszykarzem malowała się już tylko jedna wizja - zbliżający się NBA Draft 2015. Mocna klasa ówczesnego naboru zawodników sprawiła, że nie znajdował się on jednak w gronie pierwszorundowych faworytów. Zapewne ze zniecierpliwieniem oczekiwał, aż w końcu z ust komisarza ligi Adama Silvera padnie jego nazwisko. Tak się jednak nie stało. Bryce Dejean-Jones doświadczył jednej z najgorszych sytuacji, jakie mogą spotkań koszykarza aspirującego do gry w najlepszej lidze świata. Mimo to 23-latek nie poddał się tak łatwo. Udało mu się złapać angaż w ramach tzw. Ligi Letniej NBA w Las Vegas. Dołączył on do New Orlean Pelicans, w barwach których mógł się pochwalić blisko 13 punktami na mecz. To wystarczyło, aby 20 sierpnia zespół z Luizjany zdecydował się na podpisanie pełnoprawnego kontraktu. Niestety i tym razem szczęście Jonesa nie trwało zbyt długo. Po zaledwie 7 meczach przedsezonowych jego nowi pracodawcy podziękowali mu za współpracę. Po około dwóch miesiącach od zwolnienia rozpoczął on grę w drużynie Idaho Stampede z NBA Development League (obecnie G-league red.). Z początkiem 2016 roku wspomniane wcześniej "Pelikany" ponownie zainteresowały się Brycem. 21 stycznia zawodnik dostał 10-dniowy kontrakt, co pozwoliło mu na upragniony debiut w regularnym sezonie NBA. Na pierwszy godny zapamiętania występ nie musiał długo czekać. Już 29 stycznia wyszedł w pierwszej piątce, zastępując nieobecnego Tyreke'a Evansa. Na parkiecie spędził łącznie 34 minuty, zdobywając 14 punktów, 2 zbiórki, 2 przechwyty oraz 1 blok. Bryce był tego dnia czwartym najlepszym strzelcem zespołu, przyczyniając się do końcowego zwycięstwa z Sacramento Kings (114-105). Zarząd zdecydował się podarować Bryceowi drugi 10-dniowy kontrakt, a w zamian 23-latek odwdzięczył się kolejnym świetnym występem na poziomie 17 punktów i 9 zbiórek przeciwko Los Angeles Lakers. W końcu wysiłki Brycea Dejeana-Jonesa opłaciły się. Zawodnik otrzymał pełnoprawną umowę, która gwarantowała mu 3 lata gry w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Niestety ponownie szczęście świeżo upieczonego zawodnika NBA legło w gruzach bardzo szybko. Tydzień po podpisaniu kontraktu musiał on przejść operację nadgarstka, która wykluczyła go z gry do końca sezonu. Jak się później okazało, Jones miał się już nigdy nie pojawić na parkietach NBA. Koszykarz NBA chciał świętować urodziny córki. Pomylił mieszkania, a właściciel nie wahał się ani chwili 28 maja świat obiegła szokująca informacja - 23-letni Bryce Dejean-Jones zmarł w szpitalu w wyniku rany postrzałowej. Mężczyzna, który oddał śmiertelny strzał działał w... obronie własnej. Okazało się bowiem, że koszykarz wszedł do jego mieszkania, wyważając drzwi, na co właściciel zareagował stanowczo, sięgając niezwłocznie po broń. Z późniejszych ustaleń wynika, że całe zajście było wynikiem niezwykle tragicznego w skutkach nieporozumienia. Dejean-Jones miał bowiem przybyć tego dnia do Dallas aby odwiedzić swoją ówczesną partnerkę oraz ich córkę, która właśnie wtedy obchodziła swoje pierwsze urodziny. Między parą miało jednak dojść do kłótni, w wyniku której partnerka 23-latka wróciła do mieszkania znacznie wcześniej niż on. Po jakimś czasie Bryce również chciał udać się do wspomnianego lokalu, jednak z zeznań świadków wynika, że pomylił on mieszkania. Później agent zawodnika tłumaczył, że miała to być pierwsza wizyta koszykarza w nowym miejscu pobytu partnerki. Myśląc, że kobieta celowo nie chce wpuścić go do środka, 23-latek zdecydował się wyważyć drzwi. Wściekły ruszył w kierunku sypialni, gdzie przebywał przerażony właściciel lokalu. Był on pewien, że stał się ofiarą włamania, a napastnik będzie chciał wyrządzić mu krzywdę. Sięgnął więc po pistolet i oddał strzał przez sypialniane drzwi. Kula dosięgła Dejeana-Jonesa raniąc go w brzuch. Niestety nie udało się go uratować. Tym samym 23-letni Bryce Dejean-Jones stał się pierwszym aktywnym zawodnikiem NBA, który poniósł śmierć od czasów Eddiego Griffina w 2007 roku.