Mariusz Holik jest żywym przykładem tego, jak pomagać drugiemu człowiekowi. Z pewnością rejestrując się jako dawca szpiku nie myślał, że w stosunkowo krótki okresie zadzwoni telefon z prośbą o ratunek. Tak się właśnie stało, a 27-latek ani chwili nie wahał się, że trzeba pomóc. Do grona potencjalnych dawców dołączył przed dwoma laty, skuszony telewizyjnym spotem reklamowym. Teraz piłkarz może cieszyć się i być dumnym z tego, że zdecydował się wówczas na taki krok. Dzisiaj już wie, że uratował komuś życie. To młody Włoch, który zmaga się z białaczką. Jak przyznał w rozmowie z Onetem, sama procedura pobrania szpiku nie była szczególnie przyjemna, ale wtedy liczyło się przecież coś zupełnie innego. Chociaż sama procedura wymagała od piłkarza przerwy w treningach, mógł liczyć na zrozumienie ze strony szkoleniowca. Marek Gołębiowski, trener częstochowskiego klubu, sam bowiem należy do grona potencjalnych dawców. "Nie będę naciskał na spotkanie" "Każdy z nas ma gdzieś na świecie swojego bliźniaka genetycznego, który może akurat czeka na naszą pomoc. Działa to także w drugą stronę. Kto wie, czy kiedyś sami nie będziemy potrzebowali pomocy i dzięki temu uda nam się znaleźć ratunek na czas?" - powiedział w rozmowie z Onetem. Procedury są jasne. Na ten moment 27-latek nie może poznać dokładnej tożsamości osoby, której pomógł. Nie wiadomo zresztą, czy przeszczep się przyjął. Taką informację lekarze uzyskają za trzy miesiące. W głowie piłkarza nie pojawia się jeszcze myśl o ewentualnym spotkaniu ze swoim bliźniakiem genetycznym. "Nie będę naciskał na takie spotkanie, ale jeśli mój bliźniak genetyczny będzie tego chciał, to z przyjemnością się zgodzę" - dodał piłkarz. Teraz postępowaniem obrońcy chwali się między innymi jego klub, w którym czym Holika uznaje się za bohaterski i nic w tym dziwnego. A