Marcin Najman często angażuje się w sprawy polityczne. Jego widownia jest zachwycona mocnymi opiniami na temat bieżących wydarzeń, a ostatnio na fali znalazła się kwestia sędziego Tomasza Szmydta, który nagle wyjechał na Białoruś i zaczął współpracować z tamtejszym reżimem. Najman postanowił połączyć siły z Rutkowskim. Panowie próbują wymyślić, w jaki sposób mogliby sprowadzić zdrajcę z powrotem do Polski. Nie obawiają się konfrontacji ze służbami na miejscu. Ujawnia prawdę o życiu rodzinnym Różańskiego. Żona się nie hamowała Marcin Najman gotów do poszukiwań zdrajcy Najman zamieścił film, w którym wyjaśnił, że ma zamiar podjąć współpracę z najbardziej znanym polskim detektywem i spróbować zająć się sprawą Tomasza Szmydta. W wideo padły wiele mocnych słów, ale konkluzja była prosta - trzeba działać i wymyślić sposób na sprowadzenie Szmydta do Polski. Nie można zapominać, że były sędzia jest mocno chroniony przez białoruskie służby - dla reżimu Łukaszenki to ważny pionek. Powody są jasne. Szmydt był sędzią Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie i zajmował się sprawami wagi politycznej. Został pozbawiony immunitetu i nie jest już uważany za sędziego administracyjnego, a Interpol wysłał za nim czerwoną notę. Wszystko przez posiadane przez niego informacje, którymi może teraz karmić niechętną Polsce władzę na Białorusi. Ze względu na działania służb oraz fakt, że oficjalne działania mają spore ograniczenia, Marcin Najman i Krzysztof Rutkowski postanowili działać, by w ten sposób skorzystać z niepokojącej sytuacji i postawić się w roli bohaterów. Obaj wiedzą jednak, że na terenie naszego wschodniego sąsiada mogą mieć problem i chcą w jakiś sposób sprowadzić zdrajcę do Polski. Michalczewski nie wytrzymał. Ostry apel w kierunku Adamka. "Błagaj o przebaczenie" Krzysztof Rutkowski gotów na konfrontację ze służbami "On będzie pilnowany do pewnego momentu. Nie wziął pod uwagę, że w którymś momencie zmieni się władza na Białorusi. Kiedy wszystko z niego wyciągną, będzie dla nich jak wyciśnięta cytryna, osamotniony. Wtedy my wchodzimy do akcji" - twierdził w rozmowie z "Faktem" Krzysztof Rutkowski. Twierdził, że jego biuro pracowało już na Białorusi, więc ma w tym spore doświadczenie. Jednocześnie zadeklarował, że nie obawia się konfrontacji z byczkami Łukaszenki. "Jak będę tam lecieć i podejmę decyzję o udaniu się, to będę lecieć, jak po swoje" - mówił. Może się okazać, że niebawem dowiemy się więcej o ewentualnych planach. Polskie służby mogą nie być jednak zadowolone z tych działań.