Zbigniew Czyż, Interia.pl: Jak się odnajdujesz w programie? Łukasz "Juras" Jurkowski: Dla mnie przyjście do programu było pewną niewiadomą, bo nie wiedziałem, jak się w nim odnajdę. Teraz mogę powiedzieć, że świetnie się w nim bawię, choć treningi są naprawdę bardzo angażujące. I fizycznie, i psychicznie. Kiedy przychodzi poniedziałkowy odcinek, to całe zmęczenie jednak gdzieś znika i zaczyna się zabawa, co mam nadzieję widać w naszych występach. Dotarłeś już do piątego odcinka, uważasz to za sukces? - Ja nie jestem minimalistą, dlatego dla mnie sukcesem będzie awans do finału i mam nadzieję, że się mi to uda. Na pewno najlepszym tancerzem współczesnych czasów nie jestem, ale myślę, że z moją partnerką z programu Wiktorią wnosimy tu sporo fajnych emocji związanych z tańcem i wiem, że dla wielu widzów to jest istotne. Chcę się bawić każdym kolejnym odcinkiem programu i tak jak mówiłem, chcę się znaleźć w wielkim finale. "Taniec z Gwiazdami": Jurkowski dzieli się wrażeniami Który dotychczasowy taniec sprawił ci najwięcej problemów? - Pierwsze dwa tygodnie były na pewno trudne, bo musieliśmy przerobić pewne podstawy i kroki związane z każdym tańcem. Wiedziałem jednak, że z każdym tygodniem będzie łatwiej, że będziemy mogli zaprezentować swoje umiejętności, angażując się w poszczególny taniec osobno. Najwięcej problemów sprawiła mi samba w ostatnim programie. Myślałem, że to będzie taki łatwy i przyjemny taniec, a okazało się, że technicznie jest najtrudniejszy do opanowania. Za sambę otrzymaliśmy najmniej punktów w naszych wszystkich dotychczasowych występach, ale za to świetnie się bawiłem. Udało ci się zrzucić trochę kilogramów? - Na początku treningi, które mieliśmy dwa razy dziennie, bardzo mocno angażowały mnie fizycznie. To było fajne, bo ja lubię duży wysiłek, nie lubię odpuszczania. Przed nimi zawsze odbywały się rozgrzewki, ale ostatnio zrezygnowaliśmy z nich, bo od najbliższego programu będziemy prezentować na parkiecie dwa tańce. Waga trochę spadła, ale ja też jestem w tym programie po to, aby wrócić na dobry tor sportowego życia. Dziś w jednym z tańców zatańczycie wspólnie z twoją partnerką życiową Pauliną. Dacie show? - Niestety, jeden dzień w ubiegłym tygodniu wypadł mi z treningów z powodu zatrucia pokarmowego. Mamy świetną choreografię ułożoną przez naszego współpracownika Maćka do fajnej piosenki grupy Maneskin. Myślę, że możemy zaszokować i zadziwić dzisiejszego wieczora.Po programie będziesz chciał kontynuować taniec w szerszym zakresie niż miało to miejsce przed "Tańcem z Gwiazdami"? - Przychodziłem do programu ze świadomością, że taniec to jest ciężki sport. Wiem, bo moja siostra tańczyła przez wiele lat i wiedziałem, ile kosztowało ją to wysiłku, aby prezentować jakiś poziom. Na pewno w tańcu jest coś magicznego. Ten program to dla mnie fajne sportowe wyzwanie, ale z pewnością będę kontynuował taniec może nie tak jak teraz w wymiarze treningowym, ale obiecuję, że na każdym weselu i na każdej imprezie będę królem parkietu. Udało ci się pozyskać jakieś nowe przyjaźnie z uczestnikami show? - Poznałem wielu fantastycznych ludzi, nie tylko wśród uczestników programu, z którymi naprawdę fajnie się razem trzymamy, ale też z produkcji. To jest megafajna ekipa, poczynając od pani reżyser programu, kończąc na operatorach kamer. Coś już zyskałeś na pewno dzięki uczestnictwu w programie? - Przychodząc do programu chciałem złamać stereotyp troglodyty ze sportów walki i myślę, że już mi się to udało. A mam jeszcze kilka przygotowanych niespodzianek. Bardzo się cieszę, że biorę udział w "Tańcu z Gwiazdami". W czerwcu walczyłeś na gali KSW z Mariuszem Pudzianowskim i tę walkę przegrałeś. Ostatecznie zakończyłeś karierę w sportach walki czy jeszcze nie powiedziałeś ostatniego słowa? - Tak naprawdę nie wiem. Ja już kilka lat temu żegnałem się z klatką i ringiem, i nie chcę tego robić ponownie. Zobaczymy co życie przyniesie. Nie zamykam sobie tej furtki, ale też jak mam być szczery, to ilość rzeczy w które jestem zaangażowany zawodowo nie pozwala się przygotowywać do walk optymalnie. Zresztą tak samo było przed pojedynkiem z "Pudzianem". Nie ma się też co oszukiwać. Mój czas już minął, ale cieszę się, że ta walka z Mariuszem dała ludziom wiele radości. W przyszłym roku Martin Lewandowski planuje zorganizować na Stadionie Narodowym drugą galę Koloseum i od razu po walce z Mariuszem Pudzianowskim dzwonił do mnie, żebym nie składał żadnej deklaracji bo może bym na niej wystąpił. Konkretnych propozycji jednak nie ma? - Nie ma, bo wszyscy wiedzą, że jestem zajęty wieloma innymi sprawami, m.in. jestem współprowadzącym program w Polsacie Ninja Warrior Polska. Na ten moment nie ma możliwości, abym cokolwiek rozważał, nawet na końcówkę tego roku. Będę chciał podtrzymać formę wypracowaną na treningach do programu i zobaczymy, co czas przyniesie. Może pojawią się inne sportowe wyzwania niż walki w klatce. Ja już biję się 20 lat, cieszę się, że po tym wszystkim potrafię składać zdania i chciałbym przy tym pozostać, bo teraz bardziej pracuję głosem i zdaniami niż pięściami. Nie jest tajemnicą, że jesteś wielkim fanem Legii Warszawa, obecnie na jej meczach jesteś też spikerem. Przed każdym spotkaniem wydajesz potężny okrzyk, zachęcając kibiców Legii do dopingu. Często w domu to trenujesz? - Muszę zacząć od tego, że wychowałem się na Łazienkowskiej 3. Na starą "Żyletę" przechodziłem gdzieś pod płotem. Co do okrzyku, to go nie trenuję, bo robiłem to przez wiele lat, będąc na trybunach. To jest dla mnie naturalne, zresztą nie raz, jadąc na Legię z Legionowa, to "Ce" (od CWKS Legia - przyp. red.) się jednak zarzucało. Siłą rzeczy to zostało, a ponieważ mam to szczęście, że potrafię dobrze pracować głosem i mam donośny głos, to fajnie to wszystko współgra. Uwielbiam ten moment, gdy wychodzę na murawę, gdy jest już dużo ludzi. Zawsze mam wtedy ciary, strasznie mnie to jara. Obecnie nie mogę tego robić z poziomu murawy, ze względu na obostrzenia związane z pandemią, ale jest szansa, że z murawy będę mógł już pracować w czwartek podczas najbliższego meczu pucharowego Legii z Leicester City. Legia w tym sezonie słabo radzi sobie w lidze, zupełnie inaczej w pucharach. Nie obawiasz się, że może stracić mistrzostwo Polski? - Jak to w przypadku polskich drużyn, zawsze coś za coś. W ubiegłym sezonie Lech Poznań miał ogromne problemy z grą w Ekstraklasie, gdy je łączył pucharami. Lech miał jednak krótką ławkę rezerwowych, a teraz w Legii jest inaczej, dlatego ja jestem spokojny. Myślę, że jak przyjdzie czas, żeby nacisnąć gaz i gonić lidera, to Legia zrobi to ponownie, co już pokazała w poprzednich sezonach. Mam też nadzieję, że przygoda w pucharach Legii trochę potrwa. Po losowaniu wiele osób twierdziło, że nie zdobędziemy w grupie ani jednego punktu, a tymczasem po pierwszej kolejce jesteśmy liderem w grupie. Czas na to, aby pokazać Leicester, że w Polsce też potrafimy grać w piłkę, jestem optymistycznie nastawiony przed tym spotkaniem.Z Łukaszem Jurkowskim rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż