Michał Ruszel, Interia Sport: Byłeś mistrzem świata do lat 23 i mistrzem Europy w kajakarstwie górskim. Co sprawiło, że nie udało się kontynuować sportowej kariery i odnosić kolejnych sukcesów? Andrzej "Jędrek" Brzeziński: Jeżeli chodzi o wyniki, to zgromadziłem wraz z bratem rówieśnikiem 24 medale mistrzostw świata, Europy i zawodów Pucharu Świata w różnych kategoriach wiekowych, w tym 12 złotych. W 2018 roku, po wcześniejszych zapowiedziach, naszą kategorię C2 wycofano z programu igrzysk olimpijskich i w to miejsce dodano kobiecą kategorię C1. Niestety, to co budowaliśmy przez 18 lat w jednym kajaku, skończyło się. Myślałem o tym, aby wrócić do sportu na poważnie i pływać w innej kategorii, w C1. Ale w naszym sporcie nie jest łatwo, aby uzyskać sponsora i dlatego też od powrotu się oddalam. Gdy zapadła decyzja praktycznie kończąca istnienie kategorii C2 w rywalizacji na najwyższym poziomie, wielu ekspertów twierdziło, że po prostu złamano wam kariery. Trenowaliście tę odmianę kajakarstwa górskiego praktycznie całe życie, przestawienie się na inną kategorię nie jest przecież proste. Mówiłeś wtedy, że jesteś w szoku. Trudno było pogodzić się z tym młodemu chłopakowi, który chciał w życiu postawić na sport? Trenowaliśmy w C2 od 2000 roku. Możemy powiedzieć jasno - zabrano nam to - nad czym pracowaliśmy 18 lat. Jesteśmy skromnymi chłopcami, ale zawsze mieliśmy bardzo wygórowane cele. Stopniowo z roku na rok robiliśmy postępy, jeśli chodzi o wyniki. Mistrzostwie świata i Europy juniorów, później do lat 23, już jako 21-latkowie byliśmy na 4. miejscu w mistrzostwach świata seniorów, a później, w pierwszym roku w seniorach, zdobyliśmy srebrny medal czempionatu Starego Kontynentu. Wtedy wygraliśmy z mistrzami olimpijskimi z Rio 2016. Ja wiem, że to wszystko szło w bardzo dobrym kierunku. Nie mogę być niczego na sto procent pewien, ale wierzyłem głęboko w to od najmłodszych lat, ze zdobędziemy złoto olimpijskie. Niestety, los chciał inaczej. Przestawienie się na inną kategorię jest trudne, bo nikt z PZKaj (Polski Związek Kajakarstwa) nie kwapi się, aby pomóc nam w przygotowaniach do sezonu, a to się wiąże z kosztami. Idąc do pracy, nie jestem w stanie zrobić treningu, jaki powinienem. W dalszym ciągu ciężko mi pogodzić się z faktem, że naszej kategorii już nie ma w rywalizacji. Gdybyśmy czuli, ze odstajemy od światowej czołówki, byłoby łatwiej, ale było zupełnie inaczej. Dlatego to trudne. W każdym momencie jestem gotowy, aby wrócić do sportu, ale potrzebuję wsparcia sponsora, który mi zaufa. Jak w trakcie kariery sportowej współpracowało Ci się z bratem Filipem, z którym "dzieliłeś" kanadyjkę? Panowała harmonia, czy też twórczy chaos? Różnicie się od siebie, czy jesteście jednak w większości podobni charakterologicznie? Z bratem pływałem przez 18 lat w jednym kajaku. Bywało różnie. Całe życie razem w klasie, kajaku, pokojach hotelowych, bywało więc tak, że się pokłóciliśmy i dochodziło nawet do rękoczynów, ale mijały dwie-trzy godziny po każdej takiej kłótni i wracaliśmy na odpowiednie tory. Momentami rzeczywiście potrafiliśmy się znienawidzić. Im byliśmy starsi, tym mniej było tych kłótni. Czasami bywało tak, że pokłóceni wracaliśmy do hotelu i każdy robił swoje, nie wchodziliśmy sobie w drogę. Filip przejmował się wszystkim, potrafił za dużo analizować, pod tym względem na pewno się różniliśmy. Jeżeli chodzi o kajak i podejście psychologiczne, to nadawaliśmy na tych samych falach. Potrafiliśmy rozumieć się bez słów. Chyba nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Obecnie realizujesz się w innej formie, z bratem otworzyliście działalność Riverfun, oferujecie spływy kajakowe, pontonowe i kursy kajakarstwa. Czy hasło reklamowe "Poznaj, popłyń z mistrzami świata i Europy" działa na ludzi? Niby tak, ale tęsknię za sportem i często z bratem rozważamy, jakby to było, gdybyśmy mieli możliwość pływania w zawodach. Firmę otworzyłem z Filipem, choć mieszka w Miami, ale już od przyszłego sezonu będzie na miejscu. Inny brat, Jakub, też jest częścią tej firmy, którą dopiero rozkręcamy. Ma w to bardzo duży wkład, za co mu jestem wdzięczny. Niewidoczny póki co jest kolejny brat, Patryk, który również pomógł dopiąć pewne szczegóły. To hasło myślę, że działa, aczkolwiek nie każdy jeszcze zwraca uwagę, z kim ma do czynienia. Jesteśmy pewni swoich umiejętności i wiemy też, że drugiego takiego miejsca w Polsce nie ma. Riverfun to miejsce, w którym każdy jest mile widziany i nawet jeżeli boi się wody, z nami przełamie ten strach, a później będzie mógł cieszyć się z tego, co od nas wyniesie. Pływaliśmy prawie po całym świecie. Mieliśmy do czynienia z różnymi rzekami i torami. Doświadczeniem, które nabyliśmy, chętnie się dzielimy, wiec zapraszam do Riverfun. W ostatnim czasie zrobiło się o Tobie głośno za sprawą udziału w popularnym reality show "Love Island. Wyspa Miłości". Skąd pomysł na udział w programie i jak wspominasz chwile spędzone w nim? Sam byłem w szoku, że było aż tak głośno! Kajakarstwo slalomowe to niszowa dyscyplina sportu, nie ma co się oszukiwać, dlatego rozpoznawalność poza środowiskiem kajakowym była bardzo mała. Natomiast jeżeli chodzi o program "Love Island", to bardzo często ludzie podchodzą na ulicy, czy w lokalach, i proszą o zdjęcie lub chcą po prostu porozmawiać z "Jędrkiem z Wyspy Miłości". Nigdy nie myślałem, że trafię do jakiegokolwiek programu, dostałem propozycję i długo zastanawiałem się, czy wziąć w nim udział. W końcu stwierdziłem, a dlaczego nie? To nowe doświadczenie w moim życiu dało mi naprawdę wiele, tutaj nie chodzi o profity materialne. Mam na myśli co innego: rozmowy z nowo poznanymi osobami, otworzenie się na nich, próbę nawiązania bliższej więzi. Czas tam oceniam na plus, to była fajna przygoda. Jak popularny "Surfer" ocenia swój udział w programie, samemu oglądając się w telewizji? Udało się już znaleźć miłość lub przynajmniej nową przyjaźń? Jak potoczyły się losy waszych znajomości już po opuszczeniu "Wyspy Miłości"? Nie oglądałem żadnego odcinka z moim udziałem. W finale pokazywano dość często urywki z moim udziałem, ponieważ koledzy często wspominali mnie, czyli "Surfera". Na razie wolę tego nie oglądać, może z czasem obejrzę więcej odcinków. Miłości nie udało się znaleźć, ale wiem że ona pojawi się w moim życiu sama, znienacka. Dla mnie przyjaźń znaczy wiele i dlatego z takimi określeniami się wstrzymam, natomiast mam kontakt z kilkoma wartościowymi osobami, i mam nadzieję, że przerodzi się to w coś głębszego. Trudno jest natomiast rozmawiać i utrzymywać kontakt z wszystkimi uczestnikami programu, to prawie 30 osób, wiec to niemożliwe. Nie oczekuję koleżeństwa na siłę i sam też taki nie będę. Wolę utrzymywać kontakt z osobami, które również chcą tego w sposób naturalny. Bardzo nie lubię, kiedy ktoś robi coś na siłę, tylko po to, aby mieć "lajka" lub "follow" na Instagramie. To nie przetrwa, dlatego cenię sobie tych prawdziwych przyjaciół.