Adam Małysz cały czas nie przestaje zaskakiwać. Słynny skoczek, a aktualnie prezes Polskiego Związku Narciarskiego, dał się ostatnio poznać z jeszcze innej strony. Adam Małysz namieszał w "Dzień Dobry TVN" Okazało się bowiem, że sportowiec postanowił się sprawdzić w roli gospodarza programu śniadaniowego. Informacja o tym, że Adam Małysz dołączy do grona prowadzących "Dzień Dobry TVN", wywołała niemałe poruszenie i zdziwienie. Ostatecznie okazało się, że to jedynie tygodniowy epizod i forma promocji śniadaniówki, której spada oglądalność i przybywa konkurentów. Niedawno wszak ruszył nowy poranny program Polsatu "Halo tu Polsat". Początki Adama w śniadaniówce były jednak dość średnie, co szybko wytknęli mu widzowie, nie szczędząc przy tym gorzkich słów krytyki. Za to tygodniową pracę w "DDTVN" zakończył z prawdziwym przytupem. O tym, jak w programie nazwał swojego zięcia, było głośno. Zobacz też: Małysz z przytupem zakończył swoją pracę w "Dzień Dobry TVN". Nagle ogłosił ws. zięcia i córki Ledwie Małysz zakończył pracę w "DDTVN", a tu takie słowa. Dopiero teraz mógł o tym mówić Gdy skoczek nieco ochłonął po tej telewizyjnej przygodzie, postanowił przerwać milczenie w sprawie tego całego zamieszania. Dopiero teraz właściwie mógł na spokojnie opowiedzieć o tym, co działo się za kulisami programu TVN. Po testowym tygodniu w śniadaniówce nie zdecydował się jednak podjąć współpracy z telewizją na dłużej. Wszystko chyba nieco za bardzo go przerosło. "Pierwszy odcinek był bardzo stresujący. Pół nocy nie spałem. Martwiłem się, że to jest program na żywo, że trzeba dobrze wypaść, nie pomylić się. Mam straszne problemy z zapamiętywaniem imion i nazwisk. A gdybym miał prowadząc, kogoś przedstawiać, byłby spory kłopot" - przyznał sam w rozmowie z portalem sportmarketing.pl. Gorzkie wyznanie Małysza Małysz nie ukrywa, że nie tego oczekiwał po produkcji śniadaniówki. Pierwszy odcinek wyglądał bardzo chaotycznie, a on nawet nie miał czasu, by się odpowiednio przygotować. "Pierwszy odcinek ze wszystkimi prowadzącymi był specyficzny. Dostałem późno skrypt, który czytałem do pierwszej w nocy. I przed tym odcinkiem byłem dosłownie wykończony. Na szczęście dowiedziałem się, że to była taka próba generalna przed programem. A to de facto ode mnie zależy, co powiem na antenie. Miałem się tylko ukierunkować pod jakiś temat" - ujawnił kulisy skoczek. Na koniec przyznał, że przed większą wpadką uratowało go tylko jedno: "Przez tyle lat nabrałem doświadczenia z kamerą, mikrofonem. To na pewno też mi bardzo pomogło" - oznajmił Adam.