Artur Baranowski zrobił furorę w jednym z odcinków teleturnieju "Jeden z dziesięciu", w oszałamiającym stylu wygrywając program (w finale zdobył maksymalną liczbę punktów). Sukcesem odniesionym w taki sposób podbił serca internautów. Memy z triumfatorem w roli głównej zdają się powstawać jak grzyby po deszczu, a popularność zyskały również w środowisku sportowym. Lechia Gdańsk opublikowała w mediach społecznościowych post z wizerunkiem zwycięzcy show prowadzonego przez Tadeusza Sznuka, promując nim ofertę z okazji "black week". Szybko pojawiły się wątpliwości, czy taki ruch był zgodny z prawem i czy klub z Trójmiasta uzyskał zgodę na publikację wizerunku Baranowskiego. Wygląda na to, że nie, ponieważ kontrowersyjny wpis zniknął z sieci, a w zamian pojawiły się przeprosiny. Wizerunek Artura Baranowskiego bezprawnie wykorzystała również Korona Kielce, która udostępniła materiał wideo, w którym - w oparciu o technologię AI - wygenerowano "rozmowę" pomiędzy Tadeuszem Sznukiem a rekordzistą "Jednego z dziesięciu". "Jest to bardzo niebezpieczne, co tu się stało. 1. Wykorzystanie wizerunku, 2. AI wykorzystujące głos Sznuka, 3. Cel sprzedażowy. To nie jest RTM. To jest haniebne" - komentował Jakub Bolewicz z TVP Sport. Rzeczniczka kieleckiego klubu, w rozmowie z Interią Sport, zareagowała na krytykę. "Absolutnie nie chcieliśmy nikogo urazić ani obrazić, wykorzystując ten materiał. Z całą pewnością mogę podkreślić, że nie kierowały nami żadne złe intencje, kiedy ten materiał publikowaliśmy. Usunięcie filmu byłoby ucieczką od odpowiedzialności, dlatego zdecydowaliśmy się na pozostawienie go" - wyjaśniła. Głos na platformie X (dawniej Twitter) zabrał też prezes klubu, Jakub Jabłoński. "Niestety czasem tak bywa, że wzniecamy „pożar” i trzeba go gasić, stawić mu czoła. Przed chwilą odbyłem przeeeeeeemiłą rozmowę z Panem Tadeuszem Sznukiem. Zapewnił mnie, że jeżeli tylko zdrowie pozwoli to przyjedzie do Kielc na mecz Korony. Podjęliśmy również kontakt z producentem i TVP" - zapewnił. Ale to jeszcze nic. Rozpętała się następna burza, tym razem wokół samej Telewizji Publicznej. Niebywały wyczyn Polaka w "Jeden z 10". Oto, co wiedział ze sportu Lawina krytyki po Wielkim Finale "Jednego z dziesięciu". Zabrakło Artura Baranowskiego Ku rozczarowaniu widzów, Artura Baranowskiego zabrakło na wielkim finale sezonu "Jednego z dziesięciu". Jego stanowisko pozostało puste. Okazało się, że chęci przyjazdu na nagranie były, ale uczestnikowi zepsuł się samochód. Pech pokrzyżował plany. W sieci aż zawrzało. Głos zabrał m.in. Krzysztof Stanowski. "Jak masz gościa, o którym mówi cała Polska i psuje mu się auto, to wysyłasz helikopter i ekipę reporterską i pokazujesz akcję w Wiadomościach. I grzejesz tym na maksa. Jeśli zamiast tego machasz ręką i mówisz 'gramy bez niego' to nie rozumiesz swojej pracy" - napisał na platformie X. Pod wpisem gorąca dyskusja. "Wszystko tak, ale... Finał był kręcony zanim w ogóle o Panu Arturze usłyszeliśmy" - padło. Dla wielu nie był to jednak przekonujący argument. "Ale oni już wiedzieli z kim mają do czynienia", "Ale 'oni' wiedzieli, że chłop pozamiatał. Mając do tego kultowy program, którego nikt nie wstydzi się oglądać mimo że jest w TVP, to raczej strzał w kolano", "Teoretycznie to było nagrywane wcześniej, więc nie wiedzieli, że będzie o nim mówiła cała Polska, ale jeśli nie wiesz, że po takim występie będzie mówiła o tym cała Polska, to też nie rozumiesz swojej pracy" - piszą internauci. W końcu oświadczenie wydała produkcja teleturnieju. Wyrażono ubolewanie nad tym, że Artur Baranowski nie dotarł na finał i podkreślono, że "w prawie 30-letniej historii programu takie nagłe nieobecności miały miejsce wielokrotnie". Dodano, że rekordzista otrzymał nagrodę 10 tysięcy złotych za zdobycie największej liczby punktów w 140. edycji. W sieci wrze po wpadce polskich klubów. Poszło o program "1 z 10"