Po latach gry w NBA Marcin Gortat zakończył sportową karierę, lecz nie oznacza to, że całkiem zerwał z koszykówką. Organizuje różne szkolenia i eventy, w tym "Wielki Mecz Gortat Team vs. Wojsko Polskie", z którego to dochód zasila cele charytatywne. Ostatnio pieniądze ze sprzedaży biletów przeznaczone zostały na cele statutowe Fundacji MG13, czyli m.in. na wsparcie utalentowanej sportowo młodzieży i ufundowanie stypendiów. Od pewnego czasu emerytowany koszykarz dość aktywnie udziela się też w tematach politycznych. Za pośrednictwem platformy X (dawniej Twitter) często komentuje to, co dzieje się w Sejmie i nie tylko. Całkiem niedawno żartobliwie odniósł się do zatrzymania polityków Prawa i Sprawiedliwości, niegdysiejszego szefa CBA i jego zastępcy, Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. "Gdzie można dostać karnet multicela?" - śmiał się. Jego żart nie przeszedł bez echa. O odpowiedź pokusił się były sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, poseł na Sejm Suwerennej Polski, Jan Kanthak. "Wysoki jak dąb, głupi jak dąb" - dopiekał. Marcinowi Gortatowi dostało się też od posła Janusza Kowalskiego, sekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi w latach 2022-2023. Teraz sportowiec postanawia rozwiać wszelkie wątpliwości i tłumaczy, skąd jego zaangażowanie i dlaczego wcześniej stronił od publicznych wypowiedzi na temat polityki. Burza pod wpisem Gortata. Poszło o zwolnienie Marka Sierockiego z TVP Gortat ujawnia wiadomość, jaką miał dostać z ministerstwa za czasów PiS. "Marcin musi uważać, na kogo wpada" Marcin Gortat, w rozmowie z Moniką Olejnik, ujawnia, że za czasów prowadzenia zawodowej koszykarskiej kariery nie miał swobody w wyrażaniu poglądów politycznych. "Nie miałem tej wolności. Wręcz to, co zrobiłem przy obecnych wyborach 15 października, był to pierwszy raz, kiedy tak mocno zaangażowałem się w sprawy polityczne. Byłem wielokrotnie proszony, żeby udzielić głosu, wywiadu przy różnego rodzaju innych wyborach przez ostatnie 15-16 lat. Nie robiłem tego. Poniekąd kontrakt mi nie pozwalał i byłem aktywnym, czynnym sportowcem" - wyjaśnia. Nie wypiera się przy tym swoich niegdysiejszych kontaktów z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Jego współpraca z poprzednim rządem, obejmująca kwestię dofinansowań i organizację wydarzeń sportowych oraz charytatywnych, przez lata układała się dobrze. W pewnym momencie wydarzyło się jednak coś, co kompletnie go zaskoczyło. Po tym, jak w 2020 roku (w czasie trwania kampanii prezydenckiej) przypadkowo spotkał się na ulicy w Łodzi z Rafałem Trzaskowskim i Hanną Zdanowską, miał dostać zdecydowaną wiadomość. "Parę godzin później dostaliśmy telefon od jednego z ministerstw, gdzie dostaliśmy informację, że 'jeżeli mamy razem dalej współpracować i ministerstwo ma się angażować w działania z fundacją i Marcinem Gortatem, to Marcin musi uważać, na kogo wpada'. To był dla mnie taki sygnał, że to nie tak powinno w naszym kraju wyglądać" - wspomina. Zdziwił się wówczas, że ktoś może mieć problem z jego bardzo krótką rozmową z prezydent jego miasta, którą zna przecież od lat, albo z tym, że zamienił kilka słów z włodarzem stolicy. Ich minutowa konwersacja nawet nie dotyczyła polityki. "To był szok, ale takich sytuacji było o wiele więcej, były czasem bardziej przytłaczające. Teraz nie ma sensu tego roztrząsać, bo jest nowy czas" - podsumowuje. Kontrowersje dotyczące ukraińskiej gimnastyczki. Marcin Gortat stanowczo reaguje