Bukowiecka wyjawiła gorzką prawdę, nie wahała się ani chwili. Oto cena "sportowego" życia
Natalia Bukowiecka należy do grona najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów. Swoimi występami zapisała się na kartach lekkoatletycznej historii, zdobywając medale olimpijskie, mistrzostw świata i Europy. Sukcesy to jednak tylko jedna strona medalu. W rozmowie z Interią Sport multimedalistka opowiedziała o wyzwaniach i decyzjach, z którymi mierzy się każdego dnia jako kobieta oraz o tym, co kryje się za blaskiem sportowych triumfów. - Trzeba się z tym oswoić, kiedy widzisz w Internecie, że jesteś brzydka, słaba albo że zrobiłaś coś złego, choć wcale tak nie uważasz - wyznała.

Natalia Kapustka, Interia Sport: Mistrzostwa świata w Tokio stanowiły oficjalne zakończenie sezonu. W mediach społecznościowych podsumowałaś ten czas jako trudny, ale też wartościowy, który przyniósł ci wiele cennych lekcji. Jaka była dla ciebie najważniejsza z nich?
Natalia Bukowiecka: To rzeczywiście był trudny sezon, ale myślę, że właśnie takie uczą nas więcej niż te pełne sukcesów. Mimo wszystko jestem zadowolona ze swojego występu, choć wiadomo, że miałam sporo gorszych chwil w tym sezonie. Takie momenty uczą radzenia sobie z trudnościami, a także cierpliwości, bo nie zawsze wszystko idzie tak, jakbyśmy chcieli. Czasem po prostu warto poczekać, aż przyjdą te dobre momenty. Dodałabym też pokorę i wiarę w siebie, bo przez cały sezon moja biegowa pewność siebie została trochę zaburzona. Wiedziałam jednak, że wciąż jestem dobrą zawodniczką, tylko muszę poczekać na właściwy moment, żeby to pokazać.
W takich trudniejszych momentach, krytyka w Internecie potrafi być szczególnie dotkliwa?
- Myślę, że to generalnie dotyczy wszystkich osób publicznych, bo ludzie po prostu lubią krytykować innych w Internecie, chyba daje im to jakąś satysfakcję. Ja ostatnio przestałam się tym przejmować, bo zrozumiałam, że cokolwiek by się nie zrobiło, ten hejt i tak się pojawi. Nie jestem osobą, którą wszyscy polubią i nie da się dogodzić wszystkim. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie spodoba. Dlatego po prostu chcę się czuć dobrze sama ze sobą i wiedzieć, że robię to, co uważam za słuszne. Liczy się dla mnie opinia moich bliskich, a nie obcych ludzi z Internetu, którzy mnie nie znają i często oceniają niesprawiedliwie może z zazdrości, może z kompleksów. Uważam, że nikt nie może i nie powinien zachowywać się w taki sposób.
Czyli wcześniej zdarzało ci się jeszcze zaglądać w komentarze i brać je do siebie?
Na pewno. Czasami jeszcze zdarza mi się coś przeczytać, ale już się tym nie przejmuję. Na początku było to trudne, kiedy widzisz o sobie w internecie, że jesteś brzydka, słaba albo że zrobiłaś coś złego, choć wcale tak nie uważasz. Trzeba się z tym oswoić i zrozumieć, że takie rzeczy piszą ludzie, którzy często mają własne kompleksy.
- Ja rozumiem konstruktywną krytykę jeśli mam słabszy start i ktoś zwróci na to uwagę, to jestem w stanie to przyjąć. Ale wiele komentarzy jest po prostu niezasłużonych i często nie dotyczy sportu, tylko wyglądu czy innych prywatnych rzeczy. I uważam, że to po prostu nie jest w porządku.
Po zakończeniu startów w Tokio zostaliście z Konradem w Japonii na kilka dni. Jakie wrażenie zrobił na tobie ten kraj?
- Japonia na pewno jest ciekawa i różni się od krajów, które wcześniej odwiedzałam. Spodziewałam się jednak czegoś więcej, choć może miałam wygórowane oczekiwania, a rzeczywistość wyglądała trochę inaczej. Myślę, że byłam też trochę zmęczona. Zostaliśmy tam po trudnym sezonie i spędziliśmy tam już miesiąc. Chciałam też wrócić do domu i trochę poleżeć i nic nie robić. Musieliśmy jednak skorzystać z okazji, co jest oczywiste, ale faktycznie było to trochę męczące. Fajnie było zobaczyć Japonię, choć po prostu nie był to odpowiedni czas na zwiedzanie.
Bukowiecka odsłania kulisy sportowego życia. "Nie chcę czuć, że coś tracę"
Lubisz momenty, kiedy poza granicami Polski możesz odłożyć rolę mistrzyni olimpijskiej i po prostu być sobą - Natalią Bukowiecką?
- Myślę, że trochę tak, bo to na pewno miłe i przyjemne, jednak w Polsce nie zawsze mogę poruszać się całkowicie swobodnie, bo wiem, że ludzie mnie rozpoznają. To miłe, ale czasami chciałabym po prostu pójść do baru, napić się wina czy piwa albo iść na imprezę. Nie powiem, że ktoś spojrzy na mnie krzywo, ale zawsze wiem, że ktoś mnie poznaje, i czasem powoduje to pewien dyskomfort przy zwykłych, codziennych czynnościach. Za granicą jestem anonimowa, mogę posiedzieć gdzieś spokojnie i nikt na mnie nie zwraca uwagi. To na pewno fajne uczucie, ale też na pewno ta popularność w Polsce mnie nie przytłacza.
Masz już listę rzeczy, które będziesz chciała zrobić po zakończeniu kariery?
- Kariera sportowa nie jest wieczna i wbrew pozorom szybko się kończy, więc nie chcę się na tym teraz skupiać ani czuć, że coś tracę. Odpuszczam teraz wiele rzeczy, jak jazdę na nartach, mimo że ją lubię, chciałabym też pójść w jakieś wysokie góry - nie mówię tutaj o Mount Everest, po prostu zdobyć nowy szczyt. Teraz nie mogę sobie na to pozwolić, bo nie mam na to czasu i wiem, że mogłoby się coś wydarzyć.
Codzienne rozmowy z mężem w domu w dużej mierze krążą wokół sportu?
- Nie da się nie rozmawiać o sporcie, to całe nasze życie, a jeszcze oboje trenujemy, więc myślę, że to całkiem naturalne. Oczywiście nie rozmawiamy o tym 24 godziny na dobę, mamy też inne tematy i zainteresowania, ale to normalne, że obecny jest też sport. Kiedy np. wracasz z treningu i chcesz o nim pogadać, powiedzieć, co się stało, co zauważyłeś, co się zmieniło, więc to całkowicie naturalne i dobrze się z tym czujemy.
To jakie będą te pozasportowe zainteresowania?
- Na pewno teraz dużo chodzimy na spacery, zwłaszcza kiedy mamy mniej aktywności sportowej - wtedy robiliśmy dłuższe trasy, 5-10-kilometrowe. Mamy też pieska, więc to dodatkowo nas wyciąga, a przy tym lubimy to robić. Poza tym lubimy planszówki, więc gdy mamy chwilę, spotykamy się z kimś, żeby pograć. Chodzimy też na kręgle. Szukamy po prostu różnych rzeczy, których na co dzień nie robimy, bo nie mamy czasu. Myślę, że to są zwykłe aktywności, ale pozwalają nam spędzić razem czas i robić coś innego niż sport.
Wiele wyzwań niesie wspólne życie z osobą, która również profesjonalnie trenuje sport?
Ja uważam, że jest łatwiej. Natomiast jakie mogą być wyzwania? No ewentualnie to, że oboje jesteśmy trochę egoistami. W tym sporcie skupiasz się głównie na sobie, więc musimy to trochę równoważyć i pamiętać o drugiej osobie.
- Czasami na pewno jest to trudne, zwłaszcza na zawodach, kiedy oboje startujemy, to trudno wtedy nie skupić się wyłącznie na sobie. Myślę, że to jest zdecydowanie najtrudniejsze. Z czasem nauczyliśmy się tego i wypracowaliśmy rozwiązania, które działają.
W twojej rodzinie to tata najbardziej przeżywa Twoje starty?
- Myślę, że tata na pewno przeżywa moje starty najbardziej, ale tak naprawdę wszyscy mnie wspierają. Babcia bardzo kibicuje, moje siostry, mój brat, który sam biega maratony i półmaratony. Myślę, że cała moja rodzina jest mocno związana ze sportem.
Co bardziej cię męczyło: pytania o rekord Ireny Szewińskiej czy decyzja zmiany nazwiska po ślubie?
- Oba te pytania powtarzały się dosyć często, więc wiadomo, że było ich sporo. Natomiast drugie pytanie było moim zdaniem nie na miejscu i trochę mnie denerwowało, bo uważam, że to jest moja decyzja i moje życie prywatne i nie powinno interesować ludzi. Nasz związek z Konradem jest trochę publiczny, bo oboje jesteśmy sportowcami, więc trudno to ukrywać, ale to nadal nasza sprawa. Czy jesteśmy razem, czy nie, czy bierzemy ślub, to jest nasza prywatna sprawa i nikogo innego nie powinno interesować.
Rozumiem, że część osób ciekawi nasze życie prywatne, ale powinno być to w granicach normy, a czasami były one przekroczone.
A ciągle podnoszona kwestia rekordów trochę nakładała presję na twoje barki?
- Trochę tak, trochę nie, bo z drugiej strony uważam, że to jest po prostu naturalne, bo jednak dąży się do rekordów, swoich, Polski czy świata. Każdy chce zapisać się na kartach historii, więc my też o tym myślimy. Naturalne jest też porównywanie, zwłaszcza w tej samej dyscyplinie, znając czasy i wyniki. Wiadomo, że to jest trochę narzucanie presji i trochę mnie to irytowało, ale myślę, że kibice i dziennikarze chcieli po prostu tego, więc nie zadawali tych pytań złośliwie, czy w sposób ujmujący kogoś.
Szczególnie na początku swojej kariery, czy zdarzył się moment, kiedy poczułaś, że w sporcie możesz napotkać dodatkowe wyzwania właśnie dlatego, że jesteś kobietą?
- Szczerze mówiąc, chyba nie. Na pewno są sporty, w których kobieca część jest dużo mniej oglądana i rozpoznawalna, na przykład piłka nożna, ale myślę, że w lekkoatletyce nie jest to aż tak odczuwalne. Może wynika to z faktu, że startujemy razem na tych samych imprezach i nie ma takiego wyraźnego podziału. Wydaje mi się, że różnice są mniejsze i przez to tego nie czułam. Nie sądzę też, żeby w Polsce lekkoatletki były mniej rozpoznawalne czy niedoceniane w porównaniu do zawodników. Myślę, że głównie wszystko zależy od osiągnięć i medialności danej osoby, a nie od płci.
Bukowiecka o zarobkach w lekkoatletyce. Niejednego może to zaskoczyć
Jak w lekkoatletyce wyglądają różnice w zarobkach między konkurencjami? Która jest "najbardziej opłacalna" do trenowania?
- Myślę, że najbardziej opłacalnym i przyciągającym uwagę jest sprint, choć 400 metrów też jest w porządku. 100 metrów przyciąga największą uwagę, bo ludzie po prostu lubią to oglądać. Bycie najszybszym człowiekiem na świecie wiąże się z pewnymi przywilejami i każdy chciałby to robić. Skoro przyciąga to największe zainteresowanie mediów i kibiców, to też idą za tym największe zarobki, i myślę, że nikogo to nie dziwi. Oczywiście są też osoby, które zarabiają dużo w innych konkurencjach, na przykład Duplantis, ale to zazwyczaj sportowcy, którzy biją rekordy świata i zapisują się w historii. I w ogóle mnie to nie dziwi.
A różnice w zarobkach między kobietami a mężczyznami - czy dziś nadal są duże?
Myślę, że w ogóle się nie różnią, to jest bardzo indywidualne i zależy od medialności danej osoby. Nie ma takiej reguły. Gdyby porównać osoby o podobnej medialności, uprawiające tę samą konkurencję, ich zarobki raczej by się nie różniły.
Czy sukcesy w lekkoatletyce i udział w kampaniach reklamowych pozwalają myśleć tobie spokojnie o przyszłości, czy mimo wszystko trzeba planować drugą ścieżkę kariery?
- Myślę, że na takim poziomie, kiedy jest się medalistą mistrzostw świata czy olimpijskim, jesteś w stanie spokojnie żyć i zabezpieczyć swoją przyszłość, zwłaszcza jeśli startujesz przez dłuższy czas. Ja akurat o to się nie martwię. Myślę, że najtrudniejszy moment jest wtedy, gdy jesteś na średnim poziomie lub dopiero wchodzisz do seniorskiej kariery - wiadomo, że nie każdy od razu zostaje mistrzem olimpijskim, trzeba poświęcić kilka lat na trening. To właśnie wtedy, gdy aspirujesz do medali, a jeszcze ich nie zdobywasz, jest naprawdę ciężko.
Mówiąc o przyszłości to od tego roku możesz pochwalić się tytułem magistra - jaki kierunek? I na jaki temat pisałaś pracę?
- Wcześniej ukończyłam licencjat na kierunku fizjoterapia. Moją pracę pisałam o lekkoatletyce, a dokładniej o prewencji urazów mięśni dwugłowych u lekkoatletów. Teraz skończyłam trzyletnie studia magisterskie na kierunku Nauk o kulturze fizycznej. Ja akurat pisałam pracę o sobie, więc było mi łatwiej. Uważałam też, że to ciekawy temat, bo porównywałam dwa lata olimpijskie - Tokio i Paryż. To było interesujące zarówno dla mnie, jak i dla recenzentów czy mojego promotora, bo można było z tego wyciągnąć pewne wnioski.
Skąd, twoim zdaniem, bierze się siła kobiet w sporcie? Czy wciąż są tematy, o których mówi się za mało?
- Myślę, że właśnie ten kontrast delikatności i ogromnej siły jest fascynujący. Kobiety mają też swoje przeciwności, jak chociażby miesiączka. I tego nie da się ukryć. Ja staram się ten temat normalizować, bo uważam, że trzeba o nim mówić otwarcie zwłaszcza w sporcie, gdzie ma on realny wpływ na nasze życie, treningi i samopoczucie. A nie oszukujmy się, że przez długi czas był to temat tabu i niestety wciąż bywa. Wydaje mi się, że wiele młodych dziewczyn się tego wstydzi, nie chce o tym mówić i nawet czują się przez to gorsze.
Mam poczucie, że jeśli o tym mówię otwarcie, zwłaszcza, że jestem pewnie dla wielu dziewczyn wzorem do naśladowania, to pokazuję im, że to jest normalne. I rzeczywiście wiele dziewczyn pisało do mnie, że cieszą się, że o tym mówię, że to im pomogło. Dlatego czuję się trochę taką ambasadorką kobiecości w Polsce.
- Cieszę się, że mogę być częścią kampanii i ambasadorską marki Always, dzięki czemu możemy dotrzeć do młodych dziewczyn i wspierać je w tym, żeby się nie wstydziły mówić o swoim ciele - również w relacji z trenerami, którzy często są mężczyznami.
Gdybyś na koniec miała możliwość dokonania jednej zmiany w sporcie - co by to było?
- Generalnie bardzo lubię sport i całą tę otoczkę, która się wokół niego dzieje. Gdybym jednak mogła coś zmienić, to może bardziej w strukturach. Chciałabym, żeby przedstawiciele częściej byli "dla zawodników", a nie odwrotnie. Poza tym chciałabym, żeby stadiony zawsze były pełne i żeby ludzie bardziej kibicowali, a nie nas hejtowali. Ja miałam mało takich kryzysowych momentów, jednak młodzi zawodnicy, którzy mają gorsze chwile, to takie słowa mogą nawet zakończyć ich karierę. Dlatego życzyłabym sobie, żeby ludzie po prostu myśleli, zanim coś napiszą czy powiedzą.












