Robert Karaś jakiś czas temu opuścił Polskę i przeniósł się do Bahrajnu, gdzie kontynuuje sportową karierę. Jego małżonka Agnieszka Włodarczyk ze względu na swoją profesję zmuszona jest dzielić życie pomiędzy te dwa kraje - z jednej strony chce ona aktywnie wspierać ukochanego w osiąganiu kolejnych sukcesów, z drugiej jednak nie może zapominać o swoich obowiązkach związanych z karierą aktorską. Już w najbliższy weekend Robert Karaś wystąpi na gali freak fightowej Prime MMA 12, podczas której zmierzy się w "trójkącie bermudzkim" z Michałem "Himim" Hetnarem oraz Mateuszem "Misterem Matim" Górskim. Podczas kolejnego występu w oktagonie ultra triathlonistę wspierać będą małżonka oraz ich syn. Niestety, podczas podróży z Bahrajnu do Polski rodzinę spotkała bardzo nieprzyjemna sytuacja. Wrze wokół Karasia. Musiał się tłumaczyć. "Nigdy tego nie powiedziałem" Włodarczyk i Karaś udali się na lotnisko na lot do Polski, a tu taka sytuacja. Agnieszka musiała się wyżalić "Lecieliśmy z Bahrajnu do Warszawy. Mieliśmy lecieć z kotem. Cały proces przygotowań zajął ponad miesiąc. Dwie szczepionki na wściekliznę w odstępie czasu, miareczkowanie, a potem veterinary quarantine, gdzie byłam po wszystkie pieczątki. Kotka została też wysterylizowana i miała założony czip. Dostała tabletkę i preparat na pasożyty, bo od tego momentu miała 10 dni, żeby opuścić kraj. Wszystko było załatwione i oczywiście kosztowne- ciągnęła Agnieszka. Specjalnie wybraliśmy Turkish Airlines, żeby mogła lecieć z nami w kabinie. I specjalnie nocny lot, bo tylko taki pozwalał na zebranie kota na pokład samolotu. Na lotnisku, przy check-inie, okazało się, że agencja, która zajmowała się naszymi biletami, nie zgłosiła kota w biurze Turkish Airlines w centrum Manamy" - wyznała Włodarczyk za pośrednictwem mediów społecznościowych. Aktorka zdradziła, że finalnie pomocną dłoń wyciągnął do nich znajomy z Bahrajnu, który zaoferował, że zajmie się kotką do momentu, aż nie otrzyma ona pozwolenia na podróż do Polski. Małżonka Karasia wyjawiła, że mimo "happy endu" było to dla niej bardzo wstrząsające przeżycie. "To był dla nas traumatyczny moment, bo musieliśmy w jednej chwili zdecydować, co dalej. Przesunęlibyśmy lot o jeden dzień, ale następnego dnia biuro Turkish Airlines było zamknięte. Gdyby nie szybka reakcja naszego przyjaciela, który przyjechał po kota i zabrał do siebie, pewnie nie polecielibyśmy do Polski. Teraz kombinujemy, jak ściągnąć tu naszą Sophie cargo. Kotka pewnie poleci. Powiem wam, że to takie uczucie, jakbyście jedno dziecko zostawili za granicą" - podsumowała. Najman zobaczył Steczkowską na Eurowizji i nie wytrzymał. "Tego bym nie zaakceptował"