Artur Szpilka szczerze o demonach swojej przeszłości. "Teraz to ja wybieram"
- Odstawiłem narkotyki i od sześciu lat nie biorę niczego. Wiem, rozmawiasz z zawodowym sportowcem i myślisz: "Stary, przecież to jest twój obowiązek". Tak, ale wielu zawodowców ciągnie dwie sroki za ogon... Teraz jednak zerwałem kajdany, przestałem brać i spotykać się z ludźmi, z którymi spotykałem się mimowolnie - podkreśla Artur Szpilka, z którym Interia rozmawiała przy okazji premiery filmu "Szpilka".

Piotr Jawor: W filmie twoja narzeczona Kamila Wybrańczyk mówi, że zawsze wzbudzałeś u ludzi emocje. To w życiu to pomagało czy przeszkadzało?
Artur Szpilka: Plus był taki, że rzeczywiście przyciągałem uwagę. Ale minusem jest to, że jak coś nie wyszło, to wszyscy, dla których byłem ważny lub np. postawili na mnie zakład, cały upust dawali w komentarzach. To w pewnym sensie dobijało, choć teraz już nie czytam opinii. Nie interesują mnie. Dziś jestem wolny i potrafię na to patrzeć z zupełnie innej perspektywy. Życie to wzloty i upadki. Przegrane, które wiele uczą.
Jesteś zadowolony z filmu?
- Uważam, że jest świetny i cieszę się, że w pewnym momencie nie odpuściłem. Bo powiem szczerze, że chciałem to przerwać i wykrzyczeć im wszystkim, żeby wypieprzali z mojego domu. Jednak tego nie zrobiłem, za bardzo szanuję ich pracę. Zrobili kawał dobrej roboty, ale uwierz mi, że w pewnym momencie miałem wielki dołek. Przegrałem z Arkiem Wrzoskiem, miałem gronkowca złocistego i nie wiedziałem, czy w ogóle wrócę do sportu. Do tego nadchodząca walka z Errolem Zimmermanem. Była tragedia, ale dziś się bardzo cieszę, bo znowu dałem radę.
W filmie jest scena, która pokazuje, że to nie jest cukierkowa biografia. To ten moment, gdy trener Zbigniew Raubo bez ogródek mówi, że w wadze ciężkiej nic nie osiągnąłeś.
- No tak, Rambo (śmiech). Nie będę się obrażał, bo to indywidualna perspektywa danego człowieka. Ja jednak uważam, że osiągnąłem bardzo dużo, mimo że nie zostałem mistrzem świata. Dużo zobaczyłem, dojrzałem jako człowiek, stoczyłem fajne boje. Ludzie to przeżywali, a emocje dla kibiców są najważniejsze. Dziś mam 36 lat, rozmawiam z tobą na ściance mojego filmu... A gdy miałem 15 lat, to w ogóle nie było na to perspektyw, więc tym bardziej łzy cisną mi się do oczu.
Dziś mam 36 lat, rozmawiam z Tobą na ściance mojego filmu... A gdy miałem 15 lat, to w ogóle nie było na to perspektyw, więc tym bardziej łzy cisną mi się do oczu.
O którym momencie życia najtrudniej było ci opowiedzieć przed kamerą?
- Nie ukrywam, że przy wspomnieniach z dzieciństwa łezka się kręciła. Ale to też pokazuje, że ze wszystkiego można wyjść i się podnieść. Wielu moich kolegów mówiło: "Po co ci ten boks? Tylu jest zawodników, nie wybijesz się!". Gdybyśmy wszyscy tak myśleli, to bym był tam, gdzie kiedyś byłem. A tymczasem po pół roku trenowania zostałem mistrzem Polski, a chwilę później pierwszym medalistą mistrzostw Europy od czasu Andrzeja Gołoty.
Z każdego filmu na ogół wynosi się jedną scenę. Chciałbyś, żeby który obraz pozostał w głowie tym, którzy zobaczą "Szpilkę"?
- Chciałbym, żeby to była scena, która pokaże im, że wszystko można, tylko trzeba chcieć. Czasem z wielu rzeczy trzeba zrezygnować, ja np. odstawiłem narkotyki i od sześciu lat nie biorę niczego. Wiem, rozmawiasz z zawodowym sportowcem i myślisz: "Stary, przecież to jest twój obowiązek". Tak, ale wielu zawodowców ciągnie dwie sroki za ogon, a ja wtedy byłem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. A dzisiaj? Zerwałem kajdany, przestałem brać narkotyki i spotykać się z ludźmi, z którymi spotykałem się mimowolnie. Teraz to ja wybieram, kogo chcę mieć koło siebie. Dzięki temu jestem bardzo świadomym i szczęśliwszym człowiekiem, a to jest najpiękniejsze.
Zerwałem kajdany, przestałem brać narkotyki i spotykać się z ludźmi, z którymi spotykałem się mimowolnie. Teraz to ja wybieram, kogo chcę mieć koło siebie.
Wyobraźmy sobie, że możesz do kina zaprosić trzy nieoczywiste osoby, z którymi oglądasz film "Szpilka". Kto by to był?
- Na pewno Mike Mollo, bo mam do niego olbrzymi szacunek, często ze sobą rozmawiamy. Możliwe też, że zaprosiłbym Deontaya Wildera. A trzecie miejsce na razie zostawmy puste.
Film "Szpilka" wchodzi do kin 24 października.
Rozmawiał w Warszawie Piotr Jawor












