Dmitro Kubriak pracował w szpitalu w Dnieprze jako chirurg na długo przed rozpoczęciem wojny. Nie ukrywał, że jego pasją jest także futbol, a w wolnym czasie spełniał się jako sędzia piłkarski. Niestety, gdy wojska Putina zaatakowały Ukrainę, miłość do sportu musiała wejść na drugi plan. W dniu wybuchu wojny w Ukrainie Kubriaka obowiązywał jeszcze dwuletni kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy. Mężczyzna gdy tylko dowiedział się o setkach rannych w okolicach Mariupola, podjął decyzję o przeniesieniu się, by pomagać w tak trudnym czasie. Głaskanie Putina. Igrzyska i mundial rozzuchwaliły rosyjską bestię Ukraiński arbiter spędził pięć miesięcy w rosyjskiej niewoli Sytuacja w mieście intensywnie atakowanym przez Rosjan była dramatyczna. Ukraiński arbiter wielokrotnie obawiał się o swoje życie. Tak było m.in. podczas ostrzeliwania Mariupola. Po nim Kubriak na pięć miesięcy trafił do rosyjskiej niewoli. W rozmowie z dziennikarzem "Football 24" Ukrainiec opowiedział o swoich przejściach. Rosjanie robili wszystko co w ich mocy, by wprowadzić przebywających w niewoli Ukraińców w błąd. "Słyszeliśmy, że jesteśmy winni, że jesteśmy mordercami. Mówili, że wszystkiemu winny jest pułk Azow, ukraińscy wojskowi. Naciskali nas psychicznie, upokarzali naród ukraiński. Mówili, że Ukrainy już nie ma, że Lwów i Wołyń są już polskie, a Zakarpacie węgierskie. Byliśmy w informacyjnej próżni. Całe to złudzenie, mówiące, że armia rosyjska zajęła połowę Ukrainy, to tylko presja. Zrozumieliśmy: Ukraina istnieje, Ukraina będzie istnieć, trzyma się, stawia opór i prędzej czy później zwycięstwo będzie nas" - przyznał. Kubriak podczas ostatnich miesięcy zdołał uniknąć poważniejszych problemów zdrowotnych. 5 miesięcy spędzonych w niewoli mocno wpłynęło jednak na jego psychikę, doszło też do mocnej utraty wagi. Mężczyzna schudł aż 20 kilogramów, nadal miewa też problemy ze snem. Teraz, gdy udało mu się wyjść z rosyjskiej niewoli, przeszedł rehabilitację i rozpoczął urlop zdrowotny. Wrócił też do sędziowania meczów piłkarskich. Najman o powrocie Rosjan. Przypomina historię Adamka