Adam Małysz, choć od kilkunastu lat nie rywalizuje w zawodach Pucharu Świata, nie może narzekać na brak obowiązków. Legendarny skoczek narciarski w ubiegłym roku został wybrany na prezesa PZN i tym samym zastąpił na stanowisku swojego byłego trenera Apoloniusza Tajnera, który sprawował pieczę nad naszym narciarstwem przez 17 lat. Były zawodnik dba o rozwój nie tylko swojej ulubionej dyscypliny, ale również bada stan innych sportów zimowych w naszych kraju. W ostatnich dniach Małysza zajęły nieoczekiwanie kolejne obowiązki. 45-latek za pośrednictwem mediów społecznościowych relacjonował kibicom sytuację w swojej rodzinnej miejscowości - Wiśle, która zmagała się z powodzią. Żywioł spowodował duże straty w mieście i ważnym miejscu dla byłego skoczka narciarskiego. Zalana została galeria jego cennych trofeów. Uszkodzony został dorobek prezesa PZN, jego puchary, medale z mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich, a także sprzęt sportowy, którego używał podczas swojej kariery. "Kochani, po trzech dniach intensywnej pracy i zarywania nocek, przy pomocy rodziny i przyjaciół, udało nam się doprowadzić galerię do stanu używalności. Już dziś możemy zaprosić was ponownie do zwiedzania! Niestety, powódź spowodowała, że część eksponatów oraz infrastruktury została zniszczona, dlatego też bardzo prosimy o wyrozumiałość" - przekazał na Instagramie 45-latek. Na szczęście sytuacja poprawiła się na tyle, że sportowiec miał czas na skupienie się na bieżących sprawach. Nasz mistrz był gościem w szkole w Szczyrku. Adam Małysz opowiedział fanom zabawną historię ze swojego życia Wakacje dla uczniów dobiegły końca. Co ciekawe, do swojej starej szkoły postanowił wrócić na chwilę "Orzeł z Wisły". Mężczyzna zrobił sobie zdjęcie przed placówką i ujawnił fanom skrywany przez lata sekret. Jak się okazuje, były skoczek narciarski nie zawsze był wzorowym uczniem. Zdradził, że miał problem z jedną lekturą. "Kończą się wakacje i będzie trzeba znów przysiąść do nauki. Jednakże szkoła to nie tylko zadania domowe i sprawdziany, a mnóstwo radości ze spotkań z przyjaciółmi i tworzenie fantastycznych wspomnień! W związku z jutrzejszym rozpoczęciem roku szkolnego chciałbym się z Wami podzielić jedną z moich najśmieszniejszych historii, z tego okresu" - rozpoczął swoją opowieść sportowiec. "Od tego czasu, do końca podstawówki, na apelach szkolnych, gdy wywoływano poszczególne klasy w celu sprawdzenia obecności, nas wołano 'A Buki są?'. Oczywiście, po fakcie musieliśmy przeczytać lekturę i odpowiedzieć na wszystkie pytania, ale już do końca szkoły byliśmy dwuosobową drużyną Buków" - podsumował 45-latek. Drwił z Justyny Kowalczyk, później sięgnął dna. Gwiazdor zdradził, jak teraz żyje