Zbigniew Czyż, Interia: Jakie emocje towarzyszyły panu podczas udziału w "Tańcu z Gwiazdami" żony Izabeli? Adam Małysz: To były bardzo duże emocje, tym bardziej, że siedząc na widowni lub przed telewizorem nie mogłem jej pomóc. Żona bardzo przeżywała udział w programie, nigdy nie uprawiała sportu. Mimo to, myślę, że wypadła nieźle, zwłaszcza w ostatnim odcinku. Cieszę się bardzo, że przeżyła tę przygodę. Na pewno będzie co wspominać. Jest pan z niej dumny? - I to bardzo, zwłaszcza że ona ostatnie półtora miesiąca spędziła sama w Warszawie. Musiała dawać sobie z wszystkim radę. To jest trudne dla kogoś kto tak naprawdę większość czasu spędza w domu. Izabela prowadzi oczywiście swoje biznesy, ale nigdy nie wyjeżdża na tak długo. Już bardzo tęskniła za całą rodziną, za domem, za psami. Gdy ostatnio tylko na chwilę wpadała do Wisły, to one już prawie jej nie poznawały (śmiech).Niektóre media donosiły, że na czas programu wspólnie zamieszkaliście w stolicy. - To nieprawda. Ja mam swoje obowiązki i nie mogłem tego zrobić. Starałem się jednak tak je sobie ustawiać, że jak tylko mogłem to pojawiałem się w programie na żywo lub uczestniczyłem w treningach żony. Na czas jej nieobecności musiałem w domu przejąć część obowiązków. Dodatkowo musiałem ją mocno wspierać. Psychicznie nie jest łatwo unieść coś takiego, tym bardziej, że żona nie jest obeznana z kamerami. Jej się wydawało, że powinno być w tym aspekcie łatwiej ze względu na mnie, ale jednak to jest zupełnie coś innego i się o tym przekonała. Super jednak jest to, że się odważyła na udział w programie, że wyszła z domu i pokazała, że można pewne rzeczy robić, zmieniać się i nie tylko powtarzać to, co się wykonuje na co dzień. Była okazja, żeby w domu na chwilę sprawdzić, jak pani Iza poprawiła taniec i chwilę z nią potańczyć? - Nie, tym bardziej, że po drodze, na początku września, mieliśmy ślub córki Karoliny. Żona to bardzo przeżywała, musiała też opuścić niektóre treningi. Nie obyło się także bez kontuzji. To wszystko się gdzieś skumulowało, ale jest takie powiedzenie, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. No właśnie, dużo dzieje się ostatnio w życiu rodziny Małyszów, bo jak pan powiedział kilka tygodni temu wasza córka zmieniała stan cywilny.- Dokładnie tak. Ostatnie tygodnie były dla nas niesamowite. Cieszę się, że córka z zięciem świetnie sobie z wszystkim poradzili i w zasadzie sami potrafili zorganizować wesele. A my też nie chcieliśmy się z żoną wpychać w ich ślub, bo wiedzieliśmy, że muszą je zrobić tak, jak oni chcą. Jakim będzie pan teściem? - Córka z zięciem są razem już ponad osiem lat. My go już traktujemy jak syna, więc myślę, że on się już u nas zadomowił tak jak Karolina w jego rodzinie. Kiedy odnosił pan największe sukcesy w karierze w Polsce zapanowała "Małyszomania". Dziś, gdy ponownie jest głośno o państwie Małyszów, wróciły wspomnienia z tamtych czasów? - Tak, choć na pewno w innym stopniu. Dziś mamy media społecznościowe, w związku z tym wszystko wygląda trochę inaczej. W internecie jest dużo hejtu i to też nas dotknęło. Z drugiej jednak strony uważam, że przez życie trzeba iść pozytywnie nastawionym do świata. Zawsze to powtarzam i sam staram się być taką właśnie pozytywną osobą, robić wszystko, żeby w życiu było wesoło. Na tym to właśnie polega. Nie wyobrażam sobie robić czegoś, co mogłoby mi sprawiać przykrość. Kilka lat temu startował pan w rajdach samochodowych, ostatnio znów wsiadł za kierownicę. Będzie wielki powrót do tego sportu? - Mieliśmy okazję brać udział wspólnie w jednym evencie. Wróciły stare wspomnienia i przeżycia. Fajnie było znów wsiąść do rajdówki i pojeździć. Czasami żałuję, że nie mam czasu, aby to robić, bo sprawia mi to niesamowitą frajdę. Powrotu do rajdów jednak nie planuję, to się wiąże z ogromnymi kosztami. Ponownie bardzo mocno zaangażowałem się w skoki narciarskie i nie mam okazji, żeby jeździć. Szkoda, bo nawet sam trening czy krótka przejażdżka sprawia mi ogromną przyjemność. Zbliża się rozpoczęcie sezonu w skokach narciarskich. Nasza kadra, złożona z trzynastu zawodników, z których wyłonieni zostaną uczestnicy igrzysk w Pekinie, przygotowywała się w ostatnich tygodniach na zgrupowaniach w Villach, Planicy i Garmisch-Partenkirchen. Wszystko idzie zgodnie z planem? - Wszystko na tę chwilę wygląda bardzo fajnie, ale formę naszych skoczków zweryfikują pierwsze starty w sezonie. W ten weekend startujemy w Letniej Grand Prix w Hinzenbach, za tydzień zakończenie cyklu w Klingenthal. Następnie planujemy zgrupowanie w Courchevel, potem odbędą się mistrzostwa Polski w Zakopanem. Pod koniec października chcielibyśmy już zacząć trenować na lodzie. Jest trudno, ogólnie rzecz ujmując, bo cały czas odczuwamy pandemię. Nie jest tak, że wszystko się poprawiło. FIS na przykład będzie w dalszym ciągu testował zawodników, nawet jeśli ktoś jest już zaszczepiony przeciwko koronawirusowi. Nie jest łatwo, ale cały czas musimy robić swoje. W okresie przygotowawczym z małymi problemami zdrowotnymi zmagał się Kamil Stoch. Jak wygląda sytuacja z jego zdrowiem teraz?- Kamil wrócił już do pełni zdrowia. Ma wszystkie potrzebne zgody od lekarzy, pracuje pełną parą. Wszystko wygląda naprawdę bardzo dobrze i z niecierpliwością czekamy na zimę. Wiosną na koronawirusa zachorował trener kadry juniorów Zbigniew Klimowski. Chorobę znosił bardzo ciężko, wraca powoli do pracy z kadrą młodzieżową? - Tak, na razie będzie asystował Danielowi Kwiatkowskiemu, który przejął jego obowiązki. Zbyszek musi dojść do pełni zdrowia po tym, co go spotkało. Wszystko wyglądało naprawdę bardzo źle, my już w pewnym momencie myśleliśmy, że go stracimy. W przyszłym roku odbędą się wybory na prezesa Polskiego Związku Narciarskiego. O fotel prezesa nie będzie się mógł już ubiegać sprawujący tę funkcję przez cztery kadencje Apoloniusz Tajner. Adam Małysz wystartuje w wyborach? - Na razie nic mi o tym nie wiadomo (śmiech). Cały czas jednak słyszę jakieś głosy z tyłu głowy, że są jakieś propozycje (śmiech). Z Adamem Małyszem rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż