W Paryżu zdobył pan po dramatycznym finale zdobył pan złoty medal igrzysk paralimpijskich. W ostatnim secie przegrywał pan już 2:9, a jednak wygrał. Potem wskoczył pan na stół, a zdjęcia obiegły świat. Teraz został pan sportowcem roku i odebrał pan statuetkę Guttmanny 2024. Patryk Chojnowski: Ta nagroda mnie cieszy, poczułem się bardzo doceniony, bo to nie jest tylko mój wynik. Wiele osób mi zaufało, poświęciło czas, oddało na mnie głos, więc to ogromne wyróżnienie, a przede wszystkim czuję się bardzo doceniony. Dramaturgia plebiscytu była wielka. Dopiero na ósmym miejscu była Karolina Pęk, trzykrotna medalistka. Zastanawiał się pan, kto wygra? - Po pierwszych wynikach byłem na 16. pozycji i nie wiedziałem do końca, czy nawet znajdę się w pierwszej dziesiątce. Później, jak drugi miejsce dostał Kamil Otowski, to przez chwilę pomyślałem, że faktycznie nie ma mnie w dziesiątce. W ogóle tego się nie spodziewałem, jestem ogromnie zaskoczony. Dwa złote medale paralimpijskie w tym roku, a pan mówi, że nie był pewny nawet tej czołowej dziesiątki. Taka trochę kokieteria? - Nie, naprawdę. Po wstępnych wynikach byłem 16., więc naprawdę się nie spodziewałem. Okej, może po cichu liczyłem, że będę w pierwszej piątce, bo ostatnie Guttmanny skończyłem chyba na szóstym lub siódmym miejscu. Więc byłbym zadowolony z czwartego czy piątego. A to, że wygrałem, to jest ogromne zaskoczenie. Tenis stołowy zdominował plebiscyt, a wasz trener Andrzej Ochal po raz piąty został uhonorowany Guttmannem. - Jako grupa tenisistów jesteśmy profesjonalistami. Przykładamy się w 100 procentach do tego, co robimy, traktujemy to poważnie. Dlatego są wyniki. I będziemy chcieli jak najdłużej ten poziom utrzymać. Nie mam czasu na odpoczynku. W niedzielę rano wsiadam w samochód do Białegostoku, o mam tam mecz Lotto Superligi. Mój sezon w sporcie osób pełnosprawnych się zaczął i liga trwa. Zakwalifikowaliśmy się tez do 1/8 finału Ligi Mistrzów, więc nie ma czasu na odpoczynek do końca roku. Po zdobyciu złota w Paryżu był pan szczęśliwy, ale powiedział, że musi ochłonąć i na spokojnie przeanalizować. No to teraz jak patrzy pan na ten sukces? - Poczułem przede wszystkim ogromną ulgę, tak jakby coś spadło z moich pleców. Sam sobie narzuciłem presję w Paryżu, bo wcześniej nie obroniłem tytułu mistrza paralimpijskiego. Cieszę się, że to wszystko wytrzymałem. Mecz finałowy napisał scenariusz na dobry film. Niejednokrotnie włączam ten pojedynek i wciąż towarzyszą mi ogromne emocje. Czy wystartuję w Los Angeles? Bardzo bym chciał, ale nie wiem, czy dam radę ze zdrowiem. Powiedział pan też na scenie, że to był trudny rok dla pana. - Trudny rok pod kątem wielu kontuzji, przez które myślałem, że mogą mnie wykluczyć ze sportu. Do tego doszło trochę prywatnych spraw, o których nie chcę mówić medialnie. Statuetka Guttmanna stanie w wyjątkowym miejscu? - Trzeba będzie przygotować jakieś wyjątkowe, bo półki są już pełne. Na pewno będzie u rodziców. To już oni zdecydują, gdzie stanie. Miał pan sportowego idola? Kilku polskich tenisistów stołowych zapisało się w światowej historii tego sportu. - Z Polski nie miałem nigdy żadnego idola, ale za to podziwiałem Władimira Samsonowa. Jest mojego wzrostu. Podobnie gramy, więc na nim się wzorowałem.