- Sport w moim życiu jest od zawsze. Mając kilka lat zacząłem grać w piłkę nożną, jeździć na nartach, biegać, jeździć na rowerze... Wychowując się na wsi w latach 80., i pod koniec lat 70., sport był czymś co nadawało kolorytu. Nie było tych wszystkich rozrywek, które dziś są na wyciągnięcie ręki. Trzeba było zorganizować sobie tak przestrzeń, żeby dobrze się w niej czuć. Ja w sporcie zawsze czułem się świetnie - rozpoczął rozmowę z "Radiem 357" Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego. W przeszłości Szeliga sam czynnie uprawiał sport, przechodząc wszystkie stopnie - od zawodnika, trenera, aż po działacza i prezesa. - Posiadanie doświadczenia: od zawodnika, po prezesa, pozwala widzieć wszystkie szczegóły. Trudno jest wcisnąć mi jakiś kit, mówiąc kolokwialnie. Jeśli ktoś mówi o czymś co jest problematyczne, czy nie, to potrafię to ocenić - uśmiecha się Szeliga. Straszny wypadek motocyklowy. Szeliga stracił nogę W pewnym momencie świat dla Łukasza Szeligi po prostu się zawalił. W wieku 16 lat uległ ciężkiemu wypadkowi motocyklowemu, w wyniku którego stracił nogę. A przecież wcześniej sport był całym jego życiem. Odnosił sukcesy, był utalentowanym piłkarzem, reprezentantem swojego makroregionu. - To był dla mnie koniec sportu - mówi Szeliga, zapytany o pierwsze uczucie po wypadku. Wówczas sport osób niepełnosprawnych był czymś rzadkim. - Wyłączyłem wtedy myślenie o sporcie. Nie było internetu, to był 1991 rok. W zasadzie informacje można było czerpać tylko z gazety, telewizji, był bardzo okrojony przekaz, dotycząc sportu paralimpijskiego. Na szczęście spotkałem człowieka, który namówił mnie, żeby pojechać mnie na narty - dodaje. To okazało się strzałem w dziesiątkę. - Byłem bardzo sceptyczny. Nie wierzyłem, że człowiek, który nie ma nogi może jeździć na nartach. No bo: jak to? Jak pojechałem, spróbowałem, to nagle bardzo szybko dotarło do mnie, że mi w życiu brakowało sportu, a nie nogi. Gdy wrócił sport, wróciło wszystko. Wróciło normalne funkcjonowanie. Pojawiła się adrenalina, endorfiny podczas uprawiania sportu. Zrozumiałem, że mogę z powrotem robić to, co było obecne w moim życiu - opowiada Szeliga. Z czasem sport w nowym wydaniu stał się jego sposobem na życie. Szeliga trzykrotnie jako sportowiec brał udział w igrzyskach paralimpijskich. Brakuje mu jedynie, że nie sięgnął wówczas po medal. - To jest pewnego rodzaju niedosyt. Nie jest łatwo wywalczyć medal w konkurencjach alpejskich. Nie mamy tak wysokich gór w Polsce, aby można było trenować cały rok. Trzeba było wyjeżdżać na lodowce, nie zawsze starczało na to pieniędzy. To powodowało, że trudno było przebić się w strefę medalową - mówi Szeliga. - Mam satysfakcję, bo pracując później z zawodnikami jako trener: Igor Sikorski jest tym moim zawodnikiem, który sięgnął po medal - dodaje. Niewidoma osoba jeżdżąca na nartach Szeliga zaznacza, że wiele historii jego kolegów, ludzi, którzy nie załamali się mimo życiowych trudności, jest niezwykle inspirujących. To materiały na książki, czy historie filmowe. - Choćby Matthias Lanzinger, znany alpejczyk, który stracił nogę w supergigancie, w czasie zawodów Pucharu Świata... Dosłownie ukręcił sobie tę nogę. Dramatyczny wypadek. On potem wraca do sportu paralimpijskiego. Świetny zawodnik, który wraca potem do nas. To sprawia, że media też zupełnie inaczej się interesują tą dyscypliną - opowiada Szeliga. I podaje przykład, który najbardziej utkwił mu w pamięci. - Do momentu, gdy spotkałem osobę w stu procentach niewidomą jeżdżącą na nartach, wydawało mi się, że robię coś niezwykłego. Jak zobaczyłem kogoś takiego to mówię: No nie, to co robię jest po prostu jakieś tam - wyjawił w rozmowie z "Radiem 357".