Dla Niemców, którzy mają znakomity sezon, Turniej Czterech Skoczni to w ostatnich latach impreza, która jest dla nich jak zaklęta, bo już od wielu lat nie udało im się wygrać tych prestiżowych zawodów. Teraz jednak podopieczni Stefana Horngachera spisują się jednak na tyle dobrze, że apetyty fanów zostały pobudzone i wszyscy za naszą zachodnią granica liczą, że uda się przełamać tę klątwę. Pokazali to zresztą już w kwalifikacjach, w których nie dali szans zawodnikom z innych nacji. Najlepszy okazał się Andreas Wellinger, natomiast drugi był Karl Geiger. Czwartą pozycję zajął Philipp Raimund, dziewiąty Pius Paschke, a Stephan Leyhe. Gospodarze wystawili pięciu zawodników i wszyscy zajęli miejsca w czołowej "12", co pokazuje, jak wielką siłą dysponuje ta reprezentacja. Polacy są na przeciwnym biegunie. Co prawda aż sześciu naszych skoczków awansowało do konkursu, ale najlepszy z nich Piotr Żyła był dopiero 26. I w pierwszej rundzie konkursowej jako jedyny jest faworytem w swojej parze. Thurnbichler znalazł powody do optymizmu W takiej sytuacji trudno o optymizm, choć akurat Thomas Thurnbichler starał się szukać jasnych stron. I znalazł, bo Austriak stwierdził, że kilka rzeczy w technice będzie można poprawić w miarę szybko. "Jutro skaczemy w parach, Piotr Żyła otwiera konkurs. Ten system rywalizacji zawsze generuje napięcie. Można wygrać wszystkie pojedynki, ktoś zawsze może popełnić błąd, a inny odda swój najlepszy skok. Poza tym zawsze jest szansa, by zostać szczęśliwym przegranym. To sprawia, że Turniej Czterech Skoczni trzyma w napięciu i jest interesujący" - dodał trener Polaków.