Sven Hannawald przed sezonem 2001/2002 miał już wiele sukcesów na koncie. Był wicemistrzem olimpijskim w drużynie. Indywidualnym wicemistrzem świata i dwukrotnym mistrzem świata w drużynie. Był też mistrzem świata w lotach. Na koncie miał też kilka zwycięstw w Pucharze Świata. Sezon 1999/2000 zakończył na czwartej pozycji w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W kolejnym objawiła się gwiazda Adama Małysza, który zgarnął wszystko, co mógł. To podcięło Hannawaldowi skrzydła. Kuriozum w Bischofshofen. Ten widok wprawił nas w osłupienie Sven Hannawald miał kompletnie dość skakania. Nie był gotowy nawet na jeden skok Zimę 2000/2001 skończył przed czasem. Decyzja zapadła po lotach w Oberstdorfie. Tam zajął 13. i 25. miejsce. Miał kompletnie dość skakania. "Wieczorem po skokach w Oberstdorfie Reinhard Hess otworzył butelkę wina, a ja stwierdziłem: »Już nie chcę, skakanie nie sprawia mi frajdy«. Trener zanotował później we wspomnieniach: »Nigdy wcześnie nie spotkałem się z taką sytuacją, że skoczek nie ma już zamiłowania do swojej dyscypliny, że nie jest gotów wykonać nawet jednego, jedynego skoku«.Zgadza się. Już nie chciałem. W tamtej chwili byłem wyjałowiony, wycieńczony. Pusty. Bez energii. Opróżniliśmy butelkę czerwonego wina" - wspominał Hannawald w swojej biografii "Triumf. Upadek. Powrót do życia". Hannawald miał wielki problem z wagą. To stało się już niebezpieczne dla zdrowia. Trenerzy zaordynowali mu najpierw odpoczynek, a potem trening, dzięki któremu wątłe ciało obuduje mięśniami. Zmienił też dietę. Wróciło do niej mięso. Z czasem wracała też chęć do skakania. Cel Niemców - "Wszyscy przeciwko Małyszowi" Do tego niemiecka drużyna miała jeden cel. Tym było zdetronizowanie Małysza. "Wszyscy przeciwko Małyszowi" - to było motto tej ekipy na zimę 2001/2002. Sezon rozpoczął się od wygranej Polaka w Kuopio. Hannawald był piąty. Na początku grudnia w Titisee-Neustadt Niemiec najpierw został zdyskwalifikowany, a konkurs wygrał Małysz, ale następnego dnia triumfował Hannawald. Przed Turniejem Czterech Skoczni stanął jeszcze na podium w Engelbergu. To było jednak nic przy tym, co wyczyniał Małysz. Polak wygrał trzy konkursy z rzędu przed niemiecko-austriacką imprezą. Jeden w Engelbergu i dwa w Predazzo. I to "Orzeł z Wisły" był faworytem do końcowego triumfu w TCS. W Oberstdorfie Hannawald popisał się pokerową zagrywką. Po dobrych skokach w treningach nie wziął udziału w kwalifikacjach. Wtedy przywilej startu w konkursie bez kwalifikacji miała czołowa "15", więc Niemiec skorzystał z tego, narażając się jednak na pojedynek w pierwszej serii z najlepszym skoczkiem kwalifikacji. Czuł jednak, że jest mocny. I przeczucie go nie zawiodło. Wygrał w Oberstdorfie. Był w szoku. Dla niego to zwycięstwo było tyle warto, ile złoto mistrzostw świata. I tak o tym mówił na konferencji prasowej po konkursie. Od razu pojawiła się presja, ale Hannawald odrzucał wszystko to, co mogło go rozproszyć. Był jak maszyna. Pozostawał niewzruszony. W głowie jednak zaczynało się kotłować. Hannawald nie mógł spać nocami. W Garmisch-Partenkirchen powtórzył manewr z kwalifikacjami z Oberstdorfu. I znowu wygrał. Teraz karawana przeniosła się do Austrii. W Innsbrucku kilka dni wcześnie oddano do użytku nową Bergisel. Na niej Hannawald zdeklasował rywali. Nad drugim Małyszem miał aż 23 punkty przewagi. Zanotował trzecią wygraną i stanął przed szansą dokonania czegoś, czego nikomu nie udało się w historii TCS. Mógł zostać pierwszym zawodnikiem z czterema wygranymi konkursami jednej zimy w niemiecko-austriackiej imprezie. W Bischofshofen dokończył dzieła. Przeszedł do historii, jako ten pierwszy. Na kolejny taki triumf trzeba było czekać do 2018 roku do zwycięstwa Kamila Stocha. "W ciągu następnych godzin i dni stałem jakby obok siebie (...) Napięcie było gigantyczne. Gdyby to trwało jeszcze jeden dzień dłużej, chyba bym się wykończył. Dokonałem jednak czegoś, co nie udało się jeszcze żadnemu skoczkowi. Byłem w dziwnym stanie: z jednej strony pozbawiony sił i totalnie wyczerpany, a z drugiej raz po raz po raz ze szczęścia pojawiała mi się gęsia skórka. I w pewnym sensie traktowałem te wiwaty i zachwyt nad moją osobą jako swoistą zapłatę - przecież tyle zainwestowałem w sport" - pisał Hannawald w biografii. Niemcy oszalały na punkcie tego skoczka. Tymczasem on zaczął czuć, że coś się w nim wypala. Sezon 2003/2004 był dla niego ostatnim w karierze. Nie miał już sił. Hannawald nie miał jeszcze 30 lat, kiedy zniknął ze skoków. Dyrektor Pucharu Świata w skokach zapowiada wielkie zmiany. Koniec z dyskwalifikacjami po skoku