Andreas Wellinger zachwycił wszystkim, triumfując w piątek w inauguracyjnym konkursie Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie. Głównym tematem po zawodach była jednak nie tylko genialna forma Niemca, który zachwycił swoich rodaków zgromadzonych na skoczni, lecz także afera z jego udziałem, którą wychwyciły i opisały zagraniczne media. Okazuje się bowiem, że... Andreas Wellinger na dobrą sprawę mógł, a nawet powinien zostać zdyskwalifikowany po czwartkowych kwalifikacjach na Schattenbergschanze. Wszystko przez dziurę, którą wykryto w jego kombinezonie po oddanym skoku. Nie wiadomo, kiedy dokładnie reprezentant Niemiec rozerwał swój strój, ale uratował go tylko brak kontroli. Odpowiedzialny za nią Christian Kathol stwierdził wprost, że gdyby wcześniej doszło do protestów i zauważyłby dziurę w kombinezonie Andreasa Wellingera, czekałaby go najsroższa kara. Turniej Czterech Skoczni. Ogromne kontrowersje po konkursie, grzmią o dyskwalifikacji. Horngacherowi puściły nerwy Skoki narciarskie. Sprawa Wellingera to nie pierwsza afera w Oberstdorfie. Piotr Żyła też miał szczęście To kuriozalna sytuacja, bowiem już drugi rok z rzędu jesteśmy świadkami sytuacji, gdy w konkursie Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie miejsce na podium wywalczył zawodnik, któremu w przypadku skrupulatnej kontroli groziła dyskwalifikacja. 12 miesięcy temu bohaterem głośnej afery został przecież polski skoczek narciarski - Piotr Żyła. "Wewiór" wywalczył wówczas drugie miejsce - tuż przed Dawidem Kubackim - przegrywając tylko z późniejszym zdobywcą Złotego Orła - Halvorem Egnerem Granerudem. Później dopatrzono się jednak, że Piotr Żyła fetował swój fenomenalny skok... z rozpiętym pod szyją kombinezonem, co jest niezgodne z regulaminem. Zamek nie wytrzymał prawdopodobnie euforii reprezentanta Polski, za co ten mógł zostać zdyskwalifikowany. Podobnie jak Andreasa Wellingera, uratował go jednak brak protestu złożonego przez członków innych ekip. Sam Piotr Żyła odniósł się później do całej sprawy w rozmowie z portalem Sport.pl. - W ogóle tego nie zauważyłem. Podczas samego skoku kombinezon był zapięty, tylko później za dużo poszalałem i mógł nie wytrzymać tego wszystkiego. Ja w ogóle nie miałem o tym pojęcia. Wczoraj dopiero chyba Adam Małysz napisał mi pierwszy, że ten zamek mi się rozpiął i żebym sobie to przypilnował.