Wciąż jeszcze polskim skoczkom jest daleko do światowej czołówki w skokach, ale po kwalifikacjach w Innsbrucku śmiało można powiedzieć, że znacznie się do niej przybliżyli. Najlepiej wskazuje na to fakt, że drużynowo Polska miała trzeci wynik kwalifikacji, wyprzedzając nawet Niemców. Tyle że ci zanotowali kiepski występ, bo najlepszym z nich był Andreas Wellinger, który zajął 15. miejsce. Thomas Thurnbichler miał rację, mówiąc, że od rywalizacji na Bergisel zobaczymy zupełnie innych polskich skoczków. Nasze Orły w końcu latały. Nawet ci, którzy w ostatnich tygodniach mieli wielkie problemy. To bez dwóch zdań wielka zasługa całego sztabu szkoleniowego, który w ostatnich pracował bardzo ciężko, by poprawić fatalną sytuację Biało-Czerwonych. Niemcy czekają na konfrontację z Polakami i biją na alarm. Mają jeden, konkretny powód Skoki narciarskie. Polska ma jednego z najlepszych specjalistów od kombinezonów, a jednak to one były problemem Zaangażowanie całego sztabu doceniają także skoczkowie. Oni doskonale widzą, jaka praca jest wykonywana, a teraz cieszą się z tego, że przynosi ona efekty. Jak się jednak okazało, Polacy mieli problemy sprzętowe i teraz trwa wyprowadzanie tego na prostą. Paweł Wąsek, który wyraźnie odżył w Innsbrucku, przyznał, że obejrzał wiele swoich skoków z tego sezonu wraz z trenerami i wyglądały one naprawdę bardzo dobrze technicznie. Nie był jednak w stanie odlecieć. Okazało się, że nasi zawodnicy skakali z zaciągniętym hamulcem ręcznym, jakim były kombinezony. Nie ma co ukrywać, że sprawa jest bardzo dziwna, bo przecież w sztabie jest jeden z najlepszych specjalistów od tych strojów - Mathias Hafele. Piotr Żyła już po konkursie w Garmisch-Partenkirchen mówił o tym, że poprzednie kombinezony hamowały naszych skoczków w locie. Aleksander Zniszczoł wspominał w rozmowie z Interia Sport, że na buli kombinezon łapał powietrze, ale potem nasi zawodnicy, zamiast osiągać prędkość w locie, spadali jak liść. Nasz sztab dopiero w czasie Turnieju Czterech Skoczni zrozumiał, że coś jest nie tak ze strojem skoczków. Jeszcze na początku sezonu Thurnbichler twierdził, że za słabe skoki Polaków winą nie obarczałby sprzętu, bo ten - jego zdaniem - był dobry. Teraz wyraźnie widać, że już wtedy był w błędzie. - Nie wiem, kiedy dokładnie wpadliśmy na to, że jest problem w kadrze z kombinezonami. Czasami wydawało się, że jest dobrze, bo zawodnicy wskakiwali do "10". Od nich też dostawałem informację zwrotną. W Oberstdorfie zrozumieliśmy, że musimy coś zrobić, że trzeba pójść inną drogą. Postanowiliśmy uszyć nowe kombinezony. Pierwszy testował je Olek Zniszczoł, bo on zawsze przekazuje cenne informacje - mówił Thurnbichler w Innsbrucku. Najważniejsze jest to, że praca, jaką wykonali Polacy, nie poszła na marne. Poprawiony został jeden z elementów, który na pewno da skoczkom większą pewność siebie, ale też wniesie trochę spokoju. Teraz trzeba wykonywać kolejne kroki, bo wydaje się, że najlepsi są już tylko na wyciągnięcie ręki. Trzeba to tylko potwierdzić w konkursie. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport Wpadka Dawida Kubackiego w Innsbrucku, Thurnbichler nie ma wątpliwości. Wskazał na dwie rzeczy