Piotr Żyła w swoim znakomitym skokiem w pierwszej serii w końcu dał nadzieję na pierwsze polskie podium w tym sezonie. Nasz skoczek zajmował czwarte miejsce. Wydawało się, że sam nie do końca w to wierzył, bo schodząc ze skoczni w kierunku wagonika kolejki, bił się po twarzy. Jakby chciał upewnić się, że to nie jest sen. Był jak rozjuszony lew. Gdy przechodził koło polskich dziennikarzy zażartował, mówiąc "katastrofa". Zmiany w klasyfikacji TCS, jest nowy lider. Zapowiada się emocjonująca walka o triumf TCS. Piotr Żyła prosto z mostu: pomyślałem i to był błąd W drugiej serii Żyła stanął przed wielką szansą na walkę o podium. Tyle że w końcówce rywalizacji do gry włączyły się warunki. Najpierw była kilkunastominutowa przerwa przed skokiem Stefana Krafta, a potem pojawił się mocny wiatr w plecy. To nie pomagało. Gdyby Borek Sedlak wytrzymał jeszcze kilka sekund, wówczas Żyła skakałby z "lufą" pod narty. Trudno jest jednak mieć pretensje do Czecha, bo przecież w Innsbrucku zaczęły zapadać ciemności i trzeba było spieszyć się z przeprowadzeniem konkursu. Do złych warunków swoje trzy grosze dołożył Żyła. Jak sam powiedział: trochę pomyślałem i to był błąd. Nasz zawodnik nie chciał winy zwalać na warunki. W pierwszej serii nasz zawodnik przeskoczył skocznię. Uzyskał 131 metrów. To była próba, jakich w tym sezonie nie widzieliśmy w jego wykonaniu. - To był mój taki pierwszy skok tej zimy. Reszta to Jezus Maria. To był jednak skok na luzie. Wyszedłem i skoczyłem. Bez myślenia. Na zasadzie, że jak nic nie zrobię, to nic nie zepsuję - śmiał się nasz skoczek. Kiedy mówiliśmy o tym, że widać, że coś drgnęło u naszych skoczków, Żyła tylko odparował: - Ale będzie forma na wiosnę. A zaraz dodał: - Jak się dobrze skacze, to człowiek od razu się bardziej cieszy. Pojawia się wtedy większa chęć do pracy. I to jest budujące. Trzeba było się zmuszać do roboty, ale po Garmisch-Partenkirchen przyszedł czas, że zaczęło się naprawdę fajnie pracować. Ostatnie miesiące były bardzo trudne dla Żyły. To zawodnik, który zawsze garnie się do pracy, ale teraz miał z tym problem. Zmuszał się do treningów. Pytany o to, czy uda się to zmienić i znowu będzie czuł radość z tego, co robi, odparł: - Na początku było średnio i człowiek się frustrował. Były nerwy, kiedy długo nie szło. Trzeba było jednak zaakceptować to, w jakiej jestem sytuacji i iść naprzód. Cieszy to, że zaczyna się pojawiać coraz więcej pojedynczych, ale soczystych skoków. Taki, jak ten w pierwszej serii w Innsbrucku ostatni raz oddałem chyba ubiegłej zimy. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport Austriacki dzień w Innsbrucku. Kamil Stoch najwyżej w sezonie, Piotr Żyła nie wykorzystał wielkiej szansy