W Austrii wszyscy liczyli na to, że na Bergisel straty w Turnieju Czterech Skoczni do Niemca Andreasa Wellingera i Japończyka Ryoyu Kobayashiego odrobi Stefan Kraft. Tymczasem gospodarze mieli innego bohatera. Został nim Jan Hoerl. 25-latek prowadził po pierwszej serii, a w drugiej uzyskał trzeci wynik, ale dało mu to końcowy triumf. Tym samym został pierwszym Austriakiem od 11 lat, który wygrał na Bergisel. Ostatnim był w 2013 roku Gregor Schlierenzauer. Aleksander Zniszczoł mocno się zdziwił. "Nie wiem, skąd się to wzięło" Wielkie party na Bergisel. Jan Hoerl bohaterem Austrii Dzięki tej wygranej Hoerl awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej TCS. Przed rywalizacją w Bischofshofen ma 23,6 pkt. straty do lidera Japończyka Kobayashiego. Ten z kolei wyprzedza Niemca Wellingera o 4,8 pkt. - To był atak z gatunku wszystko albo nic. Wygrać w takich okolicznościach o jest coś pięknego, ale nie powiem, że w ogóle nie było nerwów, bo były - dodał. Drugi w konkursie był Kobayashi. Austriak wygrał z nim jednak wyraźnie, bo aż o 8,8 pkt. Na najniższym stopniu podium stanął Michael Hayboeck, dla którego to był powrót na pudło po 1403 dniach. Najlepszym z Polaków był Kamil Stoch, który zajął 11. miejsce. Warto podkreślić też fakt, że w serii finałowej - po raz pierwszy w tym sezonie - wystąpiło czterech Biało-Czerwonych. - W końcu zrobił się tu kocioł, jakiego nam skoczkom brakowało. Miałem okazję tego doświadczyć na Bergisel, ale to było kilkanaście lat temu. Teraz było podobnie, choć nie było jeszcze takiej petardy, jak wtedy, kiedy wygrywali tutaj Gregor Schlierenzauer, Thomas Morgenstern czy Andreas Kofler. Było jednak super. Fajnie, że mogłem wziąć w tym udział - tak o atmosferze na Bergisel mówił Kamil Stoch. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport