Dla Dawida Kubackiego to był szalenie trudny Turniej Czterech Skoczni. W Innsbrucku po raz pierwszy w swojej karierze nie przebrnął kwalifikacji. To był duży cios. Mimo tego starał się budować pewność siebie kolejnymi skokami. Kuriozum na gali. "Niesmaczny" żart z Piotra Żyły. Wybuchła wielka burza w sieci Dawid Kubacki nie żałuje podjętych decyzji To był trudny Turniej Czterech Skoczni dla ciebie. Jeden z najtrudniejszych w karierze? - Może nie był najtrudniejszy, ale na pewno był ciężki. Podejrzewam, że nie tylko dla mnie, ale i dla całej drużyny. To nie była łatwa praca. Wydaje mi się jednak, że teraz zaczyna ona powoli przynosić efekty. Oczywiście to nie są jeszcze skoki, jakich od siebie oczekuję. To nie jest ten poziom, ale zaczynają świtać promyczki nadziei. To jest dla mnie pozytyw. Czego brakuje w twoich skokach? - Muszę być bardziej swobodne. Musi być w nich mniej kontroli. Wtedy próg będzie oddawał, bo będzie w nich więcej energii. Wystarczy skakać dwa-trzy metry dalej, a w wynikach będzie to wyglądało zupełnie inaczej. Istotne jest zatem to, by teraz dobrze przepracować ten czas. Nie ma co ukrywać, że od razu rodzi się pytanie, czy nie żałujesz, że nie zrobiłeś sobie przerwy na spokojny trening, tylko startowałeś konkurs za konkursem? - Nie żałuję, bo nie wiem, co by było gdyby... Tego już nigdy się nie dowiem. W moich skokach było sporo elementów, które musiały dojść. Jadąc na trening przed turniejem, czyli z takim nastawieniem, jak mam skakać, to wcale nie osiągnąłbym dobrego efektu. I to nawet mimo wykonanej pracy. Na zawodach widać najlepiej, co działa, a co nie. Trzeba przewartościować swoje myślenie i dojść z trenerami do tego, jaką drogą mam podążać. Na pewno nie jest nic złego w spokojnym treningu, ale mam wątpliwości, czy to by było też aż tak dobre dla mnie. Nie będę żałował decyzji swojej przed Klingenthal, a potem już podjętej przez trenera. Potrzebujecie odnaleźć radość skakania, bo to da swobodę. Trener Thomas Thurnbichler potrafi odpowiednio zmotywować lub nastawić? - Najlepszą receptą jest "ładowanie po samym dole". Wtedy każdy będzie zadowolony. Od razu zrobi się też świetna atmosfera. Wtedy nie będzie problemu. Nie będą potrzebne nawet żadne gadki motywacyjne. Energię czerpie się z dobrych skoków. Teraz jednak gadki trenera są potrzebne, bo trzeba utrzymać koncentrację nad pracą, jaką mamy do wykonania. Na pewno nie brakuje nam zapału i chęci, ale jeśli to ma nam pomóc, to czemu nie. Najbliższe konkursy w Polsce mogą wam pomóc? - Myślę, że tak. Potrafimy czerpać energię z atmosfery, jaka panuje w Polsce na konkursach. Będzie na pewno mnóstwo pozytywnej energii i będziemy z tego czerpać tyle, ile się da. Jechałeś na turniej z nadzieją, że się odbudujesz? - Oczywiście. Myślałem, że będę kończył go skokami na poziomie "10". To się nie udało, ale jednak jest mały progres. W Bischofshofen - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Koszmar Niemców trwa, bolesny zwrot akcji dla drużyny Horngachera. "Jestem trochę zły"