W Polsce Józefa Przybyłę nazywano "Beskidzkim Jastrzębiem", z kolei w Niemczech mówiono o nim "Polski Morderca Rekordów". Dla znajomych zaś był "Justkiem". Już w debiucie w Turnieju Czterech Skoczni oczarował świat. Do zwycięstwa zabrakło mu jednego skoku. Zawodnik LKS Klimczok Bystra nie miał jeszcze skończonych 19 lat, kiedy zadebiutował w Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 1963/1964. Od razu stał się rewelacją tej imprezy. Nikt nie był w stanie mu dorównać. Zginął od kul na krakowskiej ulicy To on mógł być pierwszym Polakiem, który wygrał Turniej Czterech Skoczni. "Beskidzki Jastrząb" oczarował świat W pierwszym konkursie w Oberstdorfie Przybyła zajął szóste miejsce. Rywalizacja toczyła się w trudnych warunkach, bo mocno wiało. Przepadał wówczas Fin Veikko Kankkonen, który był w gronie faworytów do końcowego zwycięstwa. W drugim konkursie w Garmisch-Partenkirchen Przybyła - jako pierwszy Polak w historii Turnieju Czterech Skoczni - stanął na podium. Zawodnik LKS Klimczok Bystra zajął trzecie miejsce. Uległ jedynie dwóm Finom Kankkonenowi i Niilo Halonenowi. W klasyfikacji generalnej imprezy awansował na drugie miejsce. Przegrywał tylko z Torbjoernem Yggesethem i to o zaledwie 0,5 pkt. Niemieckie i austriackie media szalały na punkcie Polaka. Dla wszystkich był bowiem postacią enigmatyczną. Niewielu wiedziało cokolwiek o 18-latku z Polski. W Innsbrucku Przybyła ustanowił rekord olimpijskiej skoczni. W pierwszej serii uzyskał 95,5 m i prowadził. W drugiej spadł jednak na trzeciej miejsce za niesamowitym Kankkonenem i Aleksandrem Iwannikowem z ZSRR. W klasyfikacji generalnej wciąż zajmował drugie miejsce. Na prowadzeniu był już jednak Fin, do którego Polak tracił 1,2 pkt. przed ostatnimi zawodami w Bischofshofen. Pozostali skoczkowie tracili wiele. Stało się jasne, że zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni zostanie Kankkonen albo Przybyła. Polak świetnie rozpoczął rywalizację w Bischofshofen. W pierwszej serii - jako pierwszy zawodnik w historii tego obiektu - uzyskał 100 metrów. Kankkonen skoczył 7,5 m bliżej. I to Przybyła wysforował się na lidera turnieju. To miała być formalność, bo przecież skakał, jak natchniony. Polak w swojej drugiej próbie skoczył 10 metrów bliżej, a na dodatek upadł na wybiegu. Sędziowie odjęli mu bardzo dużo punktów. Ostatecznie w konkursie zajął 41. miejsce i w klasyfikacji generalnej imprezy spadł na siódme miejsce. Wygrał Kankkonen przed Yggesethem i Baldurem Preimlem. Karierę, w której walczył nawet o medale mistrzostw świata, zakończył w wieku zaledwie 28 lat. W 1972 roku miał poważny upadek na Wielkiej Krokwi. W trakcie lądowania wypięła się jedna z nart i uderzyła Przybyłę w skroń. Doznał wówczas wstrząśnienia mózgu, ale po trzech dniach spędzonych w szpitalu wrócił do treningów. Nie był to jednak koniec jego kłopotów. Po pewnym czasie zaczął mieć problemy z prawym okiem. Okazało się, że w wyniku upadku na Wielkiej Krokwi uszkodzeniu uległa siatkówka, która po prostu się odkleiła. Przybyła przeszedł pięć operacji. Spędził w szpitalach prawie rok. Leczenie nie przynosiło jednak rezultatów. To był koniec kariery. Przybyła zmarł w 2009 roku po czterech latach walki z nowotworem. Został pochowany na cmentarzu w Buczkowicach, gdzie mieszkał. Chcieli zabić skoczka narciarskiego w czasie mistrzostw świata. To miała być zemsta