Kamienna tablica na Skoczni im. Paula Ausserleitnera w Bischofshofen zawiera historię Turnieju Czterech Skoczni. Taką w największych skrócie. Przy każdej edycji niemiecko-austriackiej imprezy widnieje jej triumfator. Tablica przedzielona jest pomnikiem Seppa Bradla, który wygrał pierwszy Turniej Czterech Skoczni. Trudny czas Dawida Kubackiego, ale też nadzieja. "To zaczyna działać" Na obiekt w Bischofshofen przybyliśmy w samo południe. Wówczas od razu rzuciło się w oczy, że na tablicy nie ma wygrawerowanego nazwiska zwycięzcy ostatniego Turnieju Czterech Skoczni. Tym został przed rokiem Norweg Halvor Egner Granerud. Drugi był wówczas Dawid Kubacki. Mało tego, nie było nawet wypisanego roku. Jakby ubiegłoroczny turniej w ogóle się nie odbył. Jakież zdziwienie było, kiedy późnym wieczorem opuszczaliśmy skocznię. Na tablicy została przyklejona kartka z rokiem i triumfatorem. Zwykła biała karta, na której flamastrem wypisano nazwisko Norwega. Nie wiadomo, kto był autorem tego pomysłu. Zresztą pytań jest więcej. Kolejnym jest to, kto zostanie w sobotę zwycięzcą 72. Turnieju Czterech Skoczni? W grze zostały już tylko dwa nazwiska. Jednym z nich jest Ryoyu Kobayashi, który tę imprezę wygrywał już w 2019 i 2022 roku. Przed ostatnim konkursem ma on 4,8 pkt. przewagi nad Niemcem Andreasem Wellingerem. Emocje zatem będą ogromne. Wśród naszych skoczków przeprowadziliśmy sondę i większość ściska kciuki za Japończyka. Wellinger stoi przed szalenie trudnym zadaniem, bowiem odczuwa wielką presję związaną z tym, że Niemcy na zwycięstwo w TCS czekają już 22 lata. Ostatnim zawodnikiem z tego kraju, który tego dokonał, był Sven Hannawald w 2002 roku. Z Bischofshofen - Tomasz Kalemba, Interia Sport "Dyskoteka" na rozbiegu skoczni. Podzielone zdania polskich skoczków