W bieżącym sezonie tylko w Klingenthal zdarzyło się dotąd, że dwóch Polaków znalazło się w drugiej dziesiątce konkursu Pucharu Świata. W Innsbrucku ten scenariusz powtórzył się, a dodatkowo punkty zdobyli jeszcze dwa kolejni skoczkowie. Czterech zawodników w finałowej serii jeszcze nie mieliśmy, tak jak nie było jeszcze tej zimy zawodów, w których cała kadra łącznie wywalczyłaby 51 punktów. To wciąż niedużo, ale i tak więcej niż we wcześniejszych konkursach. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" środowe zmagania podsumował Adam Małysz. Zdaniem prezesa Polskiego Związku Narciarskiego konkurs na Bergisel może mieć pozytywny wpływ na to, co Polacy będą pokazywać w kolejnych dniach i tygodniach. W Innsbrucku mogło jeszcze znacznie lepiej, bo po pierwszej serii czwarty był Piotr Żyła, który tracił do podium mniej niż dwa punkty. W drugiej rundzie "Wewiór" trafił na niekorzystny wiatr, dodatkowo popełnił błąd i stracił szanse na sukces. Mimo to jego pierwszy konkursowy skok był najlepszym, jaki ktokolwiek z Polaków oddał w tym sezonie. - Szkoda Piotrka. Ten drugi skok nie był dobry. Chyba się podpalił i myślał, że wskoczy jeszcze wyżej. Niestety, nie widać stabilności. Inna sprawa, że i warunki mu nie pomogły. Mogli chwilkę poczekać, zanim go puścili z belki. Lovro Kos miał już zupełnie inny wiatr! Nie wiem, o co tu chodzi i co zrobić? Można tylko gdybać. Piotrek będzie wkurzony, na pewno liczył, że dziesiątka osiągalna. Kamil Stoch oczywiście miał za to trochę szczęścia w drugiej serii, ale on w tym momencie jest najbardziej stabilny z naszych. Trening pomógł, powiem to po raz kolejny. Szkoda, że Dawid Kubacki z tego nie skorzystał - powiedział Małysz. Legenda skoków nie ma wątpliwości. Oto największy problem Polaków Małysz oburzony. Mówi o tańcu z belkami W trakcie czwartkowego konkursu nie brakowało zmian belki startowej. O ile w Garmisch-Partenkirchen jury starało się tak ustawić długość najazdu, by ewentualne zmiany były tak rzadkie, jak to tylko możliwe, o tyle w Innsbrucku podobnych roszad było już sporo. Kibicom szczególnie nie podobało się obniżenie belki po świetnym skoku wspomnianego Lovro Kosa, który jest w doskonałej formie i jego daleki skok nie był zaskoczeniem. - Z belkami to już w ogóle beznadziejnie. Gdyby wiało z tyłu i podniesiono by rozbieg, to zawodnicy i tak wiele dalej nie skoczą, a dochodzą minusowe punkty. To trochę bez sensu. Naprawdę lepiej czasem przeczekać niż zmieniać belki. Sam jestem zdziwiony, że od tylu lat w Innsbrucku jest taka sytuacja z wiatrem, a konkurs i tak organizują o podobnej porze. Przy takim doświadczeniu warto byłoby pomyśleć nad jakąś zmianą pory - powiedział Małysz. Ogromna sensacja w TCS. Dramat czołowych skoczków