Kamil Stoch w żadnym ze skoków treningowych nie doskoczył do punktu konstrukcyjnego, jakie znajduje się na 120. metrze. Ba, jego próby odległe o tego miejsca. W pierwszym treningu, w którym skakał w czarnym stroju, uzyskał 111,5 m i dało mu to 26. miejsce. W drugim, w którym założył niebieski strój, skoczył 107 m i był dopiero 52. Przed kwalifikacjami drżeliśmy. Arcytrudni rywale Polaków w parach KO. Pięciu wystąpi, jeden wielki nieobecny Skoki narciarskie. Kamil Stoch wysoko w kwalifikacjach Tymczasem Stoch wrócił do czarnego kombinezonu i uzyskał aż 123 m. To dało mu 12. miejsce i na pewno sporą dawkę optymizmu przed konkursem. - Nie powiem, że ten dzień to była lekka i przyjemna praca. Każda kolejna skocznia jest dla mnie wyzwaniem. W Innsbrucku znowu dużo pracuję nad pozycją dojazdową. Staram się ją utrzymać stabilnie przez przejście. W kwalifikacjach udało się to mniej lub bardziej. Mam już konkretny zarys tego, co mam robić, a teraz muszę to jeszcze wszystko uporządkować z trenerem - dodał. Stoch przyznał, że jeśli chodzi o sprzęt, to w pełni ufa trenerom i osobom, które są odpowiedzialne za niego. - Z doświadczenia wiem, że powinienem się skupić tylko i wyłącznie na skakaniu i realizowaniu technicznych założeń. I to jest i tak aż nadto, co mogę zrobić - zakończył. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport Przełamanie Polaków w Innsbrucku? Tylko ta katastrofa Dawida Kubackiego