Polscy skoczkowie rozpoczynali sezon znużeni i zmęczeni. Narzekali na to, że trenowali jak jeszcze nigdy i nie mieli czasu na odpoczynek, by odpowiednio się zregenerować przed startem sezonu. Zabrakło świeżości. Już w pierwszy weekend Pucharu Świata w Ruce atmosfera zrobiła się gęsta. Doszło do poważnych rozmów ze sztabem szkoleniowym. Niewiarygodne. Austriacy czekali na to ponad dekadę. "To jest nie do opisania" Po kilku tygodniach od grupy odsunięty został Marc Noelke, który był dotychczasowym asystentem trenera kadry Thomasa Thurnbichlera. Niemiec miał być tym, który tworzył atmosferę w grupie. Tymczasem ta w ostatnich tygodniach - jak mówił choćby Aleksander Zniszczoł - była grobowa. Od pewnego czasu jest wyraźnie lepiej. Wszystkim naszym skoczkom poprawiły się humory po ty, jak okazało się, że częściowo nasz sztab rozwiązał problemy sprzętowe. To wlało wiarę w serca Biało-Czerwonych, a przede wszystkim dodało im pewności siebie. - Nie wiem, czy atmosfera wyraźnie się poprawiła, ale na pewno znowu zaczęliśmy wierzyć w to, że idzie to do przodu. Zrobiliśmy kolejny krok naprzód. Także sprzętowo. Są nawet przebłyski na walkę o podium, co pokazał Piotrek Żyła w Innsbrucku, więc może nasze skoki w końcu się ustabilizują - dodał Paweł Wąsek. Daleki od tego, by mówić o złej atmosferze w kadrze, był Kamil Stoch. - Nie powiem, że atmosfera w drużynie była zła. Owszem, nie skakaliśmy dobrze, natomiast na dobre skoki wpływ ma wiele rzeczy. Atmosfera była, powiedziałbym, dobra. Wszyscy w drużynie się starają. Każdy robi to, co może. Trenerzy dają z siebie wszystko. Próbują rozwiązywać problemy, a my - jako zawodnicy - staramy się realizować zadania, jakie mamy do wykonania. O to chodzi. Prędzej czy później to wszystko sprawi, że zaskoczymy. Mamy na tyle doświadczenia, że wiemy, jak skakać. Trzeba tylko poskładać wszystkie elementy do kupy i mieć trochę szczęścia, ale nie mam tu na myśli na warunków - mówił trzykrotny mistrz olimpijski w skokach narciarskich. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport