Aleksander Zniszczoł nieźle spisywał się we wtorkowych treningach. Zapowiadało się, że może powalczyć o najlepszy wynik w tym sezonie, ale w kwalifikacje ledwie przebrnął. Po środowym konkursie, choć wywalczył kolejne punkty PŚ, wyglądał na rozczarowanego. Wstrząs na Turnieju Czterech Skoczni. Stefan Horngacher ogłasza. Niemcy pewni swego TCS. Wielkie zdziwienie Aleksandra Zniszczoła Do serii finałowej awansował jako szczęśliwy przegrany. Po pierwszym skoku zajmował 25. miejsce, ale w po drugim awansował o jedną pozycję. Nasz skoczek przyznał, że kadrowicze przestali bać się mierzyć w wysokie miejsca w tym sezonie. Do niedawna mieli z tym problemy. Widzieli, jak świat odjeżdża, a to powodowało coraz większą frustrację. - Teraz każdy skok jest oddawany z większą motywacją. Czuć też coraz większy luz w naszych skokach. To jest nam potrzebne. O podium bił się bowiem na Bersgisel Piotrek Żyła, a Kamil Stoch był blisko dziesiątki. To pokazuje, że jesteśmy w stanie skakać bardzo fajnie - ocenił 29-latek. Środowy konkurs wygrał Austriak Jan Hoerl. Drugi był Japończyk Ryoyu Kobayashi, który został nowym liderem Turnieju Czterech Skoczni. Na trzeciej pozycji rywalizację zakończył inny z Austriaków Michael Hayboeck. Najlepszym z Polaków był Kamil Stoch, który zajął 11. miejsce. Warto podkreślić też fakt, że w serii finałowej - po raz pierwszy w tym sezonie - wystąpiło czterech Biało-Czerwonych. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport Polacy wygrzebują się z bagna. Minął czas spadających liści