Niemcy już niezwykle długo, to niemal 22 lata czekają na swojego triumfatora Turnieju Czterech Skoczni. Ostatnim reprezentantem naszych zachodnich sąsiadów, który wzniósł Złotego Orła był Sven Hannawald, który święcił triumf w Bischofshofen w 2002 roku. Teraz wielką nadzieją niemieckich kibiców na przełamanie fatalnej passy jest Andreas Wellinger - lider Turnieju Czterech Skoczni po premierowym konkursie w Oberstdorfie. Niewiele brakło jednak, by Turniej Czterech Skoczni na dobrą sprawę zakończył się dla 28-letniego zawodnika jeszcze przed pierwszymi zawodami. Po kwalifikacjach w Oberstdorfie odkryto bowiem, że w kombinezonie Andreasa Wellingera pojawiła się dziura, co jest niezgodne z przepisami. Dlatego też Niemiec nie tyle mógł, co wręcz powinien zostać zdyskwalifikowany, co przyznał sam kontroler sprzętu - Christian Kathol. Podopiecznego trenera Stefana Horngachera uratował tylko brak protestu, który mogło złożyć pozostałe ekipy. Skandal na Turnieju Czterech Skoczni? Piotrowi Żyle też się upiekło. I wybuchła afera Turniej Czterech Skoczni. Afera z Andreasem Wellingerem, sam Niemiec zabrał głos Teraz głos w sprawie całego zamieszania zabrał główny zainteresowany - Andreas Wellinger. Lider Turnieju Czterech Skoczni przyznał, że dziura w jego kombinezonie powstała, gdy przesadnie celebrował swój udany skok. Do afery odniósł się także przedstawiciel niemieckiej federacji, a konkretnie tamtejszy dyrektor sportowy Horst Huettel, który nie krył złości. Stwierdził, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, bo zgodnie z literą prawa, Andreas Wellinger powinien zostać zdyskwalifikowany. - To nie powinno się zdarzyć. Zgodnie z regulaminem Christian Kathol nie mógłby się zachować inaczej. Zdecydowanie musiałby zdyskwalifikować Andreasa Wellingera. Ale został on wcześniej dokładnie zmierzony i oddał skok w kombinezonie zgodnym z przepisami. Nie odniósł żadnej korzyści, więc nie należy przywiązywać do tego zbyt dużej wagi - zaznaczył Horst Huettel.