W piątek (5 stycznia) w Bischofshofen odbędą się kwalifikacje do sobotniego (6 stycznia) konkursu, który zakończy rywalizację w 72. Turnieju Czterech Skoczni. Od początku zimy naszym skoczkom nie szło zbyt dobrze, a można nawet powiedzieć, że pojawił się kryzys, jakiego nikt nie przewidział. Od Turnieju Czterech Skoczni sytuacja zaczyna się jednak poprawiać. To zasługa pracy nad techniką, ale też nad nowym sprzętem. W szczególności nad kombinezonami. TCS w Bischofshofen. O której kwalifikacje? Gdzie oglądać? Adam Małysz ma nadzieję na dalszy postęp polskich skoczków Teraz z bliska temu, jak wygląda sytuacja w kadrze, przyglądnie się Adam Małysz. Prezes PZN miał pojawić się na Turnieju Czterech Skoczni już w Innsbrucku, ale w ostatniej chwili zmienił termin przyjazdu. - Wyjazd na Turniej Czterech Skoczni miałem zaplanowany już dawno. Nie jest zatem tak, że prezes pojawia się wtedy, kiedy naszym skoczkom zaczyna iść lepiej. To już jest tradycja, że od pewnego czasu pojawiam się na austriackiej części tej imprezy. Tym razem będę tylko w Bischofshofen, choć plan był inny, ale fajnie, że udało się przyjechać na ten jeden konkurs - mówił Małysz w rozmowie z Interia Sport. Nasz znakomity przed laty skoczek ma nadzieję na to, że w tym sezonie Polacy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Małysz konkurs na Bergisel obejrzał w telewizji i przyznał, że dało się zauważyć zupełnie inne skoki naszych zawodników. - Wszyscy chyba zauważyli różnicę w porównaniu do wcześniejszych konkursów. Oczywiście nie ma jeszcze takiej stabilności, jakiej byśmy chcieli. Widać jednak różnice w prędkości przy dobrym skoku. Zawodnicy lecą też inną parabolą. Dzięki temu pojawiają się znacznie dłuższe skoki, które pozwalają rywalizować z najlepszymi - zauważył Małysz. - Piotrek Żyła po pierwszej serii w Innsbrucku był na czwartej pozycji. W drugiej miał pecha do warunków, ale też nie ustrzegł się błędów. Oddał gorszy skok, bo pewnie wpływ na niego miały nerwy. Chyba za bardzo chciał oddać drugą tak dobrą próbę. Zrobił jednak duży krok do przodu. Podobnie jak inni nasi skoczkowie, co napawa nas nadzieją - dodał. Dlaczego Polacy tak późno zaskoczyli? Diagnoza Adama Małysza Zagadką jest, dlaczego tak późno - bo dopiero po ponad miesiącu - udało się zdiagnozować problemy, jakie trapiły Polaków. Thomas Thurnbichler, trener kadry, po zawodach w Ruce i Lillehammer nie szukał przyczyn w sprzęcie, a raczej w technice. Małysz zapytany o to, czy można było szybciej zareagować, odparł: - Mimo wszystko był jednak duży problem w technice, a szczególnie w stabilności pozycji najazdowej. O tym mówili ciągle sami zawodnicy, ale też trenerzy. Z tej niestabilnej pozycji było trudno oddać dobry skok. I nad tym cały czas pracowano. Pojawiły się zatem pomysły, żeby odpuścić poszczególne konkursy. Ten pomysł wypalił w przypadku Kamila Stocha. Potrenował spokojnie i widać było dużą poprawę. To pokazuje, że czasami jest to dobra droga do poprawy sytuacji. U tych, którzy nie zdecydowali się na zastąpienie konkursów treningami, lepsze skoki zaczęły się pojawiać nieco później. Tak naprawdę nie było jednej przyczyny kryzysu. Nawarstwiło się wszystko naraz. Było wiele drobnych elementów, które złożyły się na taki, a nie inny obraz kadry. Z drugiej strony kiedyś ten kryzys musiał przyjść. Nikt jednak nie sądził, że będzie on tak poważny. Zwłaszcza mam tu na myśli sam początek sezonu. Z Bischofshofen - Tomasz Kalemba, Interia Sport Dyrektor PŚ w Zakopanem zapowiada przed startem. "Wielka Krokiew będzie przygotowana"