Co ciekawe, w żadnej z dwóch serii Paweł Wąsek nie oddał skoku na "10", a mimo tego znalazł się w niej. W pierwszej serii miał bowiem 13. wynik, a w drugiej 14. Nasz najlepszy obecnie skoczek w kadrze nie miał jednak szczęścia do warunków w pierwszym skoku. Miał jeden z najgorszych wskazań przeliczników. W takich warunkach nie było szansy odlecieć. W drugiej serii miał już mocny wiatr pod narty, ale ten zachwiał nim w powietrzu. - W tej pierwszej serii zabrakło szczęścia do warunków, ale w drugiej przyroda mi oddała. Co do warunków zatem wszystko się wyrównało. Nie ma co narzekać. Ten pierwszy skok nie był po prostu zbyt dobry - mówił Wąsek. Zawrzało podczas mistrzostw świata. Polak pokazał zdjęcie, Niemiec w centrum zamieszania Paweł Wąsek: by walczyć o medale, trzeba mieć coś więcej niż tylko wysoką formę Dla niego to dopiero drugi start w mistrzostwach świata. Przed dwoma laty w Planicy zajął 16. miejsce na normalnej skoczni. Teraz poprawił ten wynik i zajął dziesiąte miejsce, ale do medalu zabrakło dużo. - Przyjechałem na te mistrzostwa świata z planem, by oddawać dobre skoki. Takie jak w najlepszych swoich konkursach w tym sezonie. Nie miałem celu minimum, jeśli chodzi o wynik. By walczyć o medale, trzeba mieć coś więcej niż tylko wysoką formę. Na pewno będę się starał zrobić, co tylko potrafię w kolejnych konkursach. Na pewno takie miejsce podbuduje przed dalszą rywalizacją - przyznał Wąsek. Teraz przed skoczkami rywalizacja na dużym obiekcie. Najpierw konkurs drużynowy, a potem indywidualny. W polskiej kadrze to będzie też czas selekcji, bowiem jeden z pięciu zawodników obejrzy konkursy z boku. Mistrzem świata na normalnej skoczni został Norweg Marius Lindvik. Po srebro sięgnął Niemiec Andreas Wellinger, a trzeci był Austriak Jan Hoerl. - Można powiedzieć, że triumfator jest lekką niespodzianką. Już w Sapporo jednak pokazywał, że jego forma rośnie. Skacze coraz lepiej. Nie wzięło się to z przypadku - zakończył. Z Trondheim - Tomasz Kalemba, Interia Sport