Jesteśmy świadkami tego, na co nastawialiśmy się od lat. Już wiele lat temu wydawało się, że to będzie ostatni sezon Kamila Stocha czy Piotra Żyły. Oni jednak wciąż wyciskali tyle, ile mogli ze swojej kariery. W końcu przyszedł ten moment. Stoch nie wystąpi w mistrzostwach świata, a Żyła pojedzie na nie tylko dlatego, że ma "dziką kartę", bowiem będzie bronił tytułu mistrza świata. Jesteśmy chyba świadkami zmierzchu bogów, bo przecież przez lata takimi byli w polskim sporcie. MŚ w narciarstwie klasycznym 2025. Kiedy skoki? Sprawdź dokładny terminarz Dawid Kubacki idzie w górę. Kamil Stoch i Piotr Żyła jeszcze mogą odrodzić się przed igrzyskami Z grona wielkich pozostał jeszcze Dawid Kubacki, ale on jest młodszy od wspomnianej dwójki o kilka lat. I - jak usłyszałem - w Trondheim może nawet trochę namieszać w rywalizacji na normalnej skoczni. Polskie skoki powoli tracą weteranów, choć mam nadzieję, że jednak Stoch i Żyła nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i to będzie do nich należało za rok w czasie igrzysk. Przed tym sezonem nasi weterani mierzyli się z problemami zdrowotnymi. Stracili wiele tygodni w najważniejszym okresie przygotowań. To musiało się odbić na ich dyspozycji. Stoch nie po to decydował się na przedłużenie kariery, by zejść ze sceny w ten właśnie sposób. On sam wciąż czuje, że może skakać na wysokim poziomie. Podobnie jest z Żyłą. Wybór składu na tę imprezę nie jest żadnym wymysłem trenera. Zasady podobno były proste. Do Trondheim miało jechać czterech najlepszych skoczków Pucharu Świata plus Żyła, skoro ma już taką możliwość.