Reprezentacja Polski fatalnie rozpoczęła sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich. Drużyna prowadzona przez Thomasa Thurnbichlera wyraźnie miała na starcie zmagań problemy właściwie z wszystkimi elementami. Przed sezonem mówiło się, że start może być nieco wolniejszy, aby później wytrzymać trudy całej zimy, ale nikt nie spodziewał się, że będzie to oznaczało brak polskiego skoczka w czołowej piętnastce klasyfikacji Generalnej Pucharu Świata. Zapadła decyzja ws. Dawida Kubackiego. Thurnbichler nie zmienił zdania Szukanie jakichkolwiek pozytywów w tej sytuacji było naprawdę bardzo karkołomnym zadaniem. W ostatnich kilku tygodniach pojawiła się jednak najpierw jedna maleńka iskierka nadziei. Tą jest Kamil Stoch, który po indywidualnym treningu wrócił do rywalizacji w wyraźnie wyższej formie. Nie jest to jeszcze dyspozycja, która pozwala mu myśleć o zwycięstwach, ale wydaje się, że z tygodnia na tydzień nasz mistrz jest coraz bliżej czołówki. Zmienne szczęście Polaków przed konkursem. Kamil Stoch znów najlepszy Kolejnym bodźcem, dającym jakieś powody do optymizmu była nowinka technologiczna, którą wymyślił sztab naszej kadry. Po kwalifikacjach do konkursu w Ga-Pa selekcjoner oznajmił wszystkim, że szykuje niespodziankę, która musi pomóc zawodnikom. Jak się okazało, chodziło o niebieskie kombinezony, które faktycznie zdają się dawać efekty i pomagają tym, którzy są w słabszej formie. Wtorkowe kwalifikacje do konkursu w Insbrucku zdawały się potwierdzać ten delikatny wzrost formy. Seria próbna była tak naprawdę ostatecznym testem tego, w jakiej dyspozycji są obecnie nasi zawodnicy. Jej początek mógł dawać jakieś nadzieje. Maciej Kot przegrałby wprawdzie swoją parę z Karlem Geigerem, ale nie jest to wielka ujma. Polak osiągnął 115 metrów, a jego rywal 116,5 metra. Różnica punktowa między nimi wyniosła zaledwie 2,3. Jeszcze miesiąc temu nikt by w to nie uwierzył. Gorzej wypadł Piotr Żyła. Nasz dwukrotny mistrz świata osiągnął 113,5 metra, a jego rywal Pius Paschke skoczył 4,5 metra dalej i naturalnie wygrałby rywalizację w parze. Na organizatorów konkursu w Innsbrucku padł blady strach. Służby w gotowości Los był łaskawy dla Pawła Wąska. Najmłodszy z naszych reprezentantów w parze mierzyć się będzie bowiem z Francuzem Valentinem Foubertem. Polak wylądował na odległości 114,5 metra w dosyć sprzyjających warunkach. Jego rywal osiągnął ledwie 103,5 metra, co naturalnie oznacza, że Wąsek tę parę by wygrał. W serii próbnej rosnącą formę potwierdził także Kamil Stoch. Nasz wybitny skoczek osiągnął 121 metrów i bez problemów pokonał Johana Andre Forfanga, który wylądował pięć metrów bliżej. Większych szans w rywalizacji nie miał Aleksander Zniszczoł. Polak osiągnął zaledwie 109 metrów i wyraźnie przegrał ze Stefanem Kraftem, który wylądował 10 metrów dalej. Ta para, jako jedna z niewielu skakała z belki numer 10, a więc dwa poziomy niżej niż początkowa. Całą serię próbną wygrał z kolei Jan Hoerl, który prezentuje się ostatnio naprawdę bardzo dobrze. Austriak w słabych warunkach poleciał na odległość 125,5 metra. Wyniki Polaków w serii próbnej przed konkursem w Insbrucku: Kamil Stoch - 121 metrów, miejsce 18 (wygrana w parze) Maciej Kot - 115 metrów, miejsce 25 (przegrana w parze) Piotr Żyła - 113,5 metra, miejsce 32 (przegrana w parze) Paweł Wąsek- 114,5 metra, miejsce 34 (wygrana w parze) Aleksander Zniszczoł - 109 metrów, miejsce 41 (przegrana w parze)