Jak informowało portal "Skijumpiing.pl", dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich Sandro Pertile wpadł na pomysł, by zmniejszyć kwoty startowe dla najmocniejszych federacji o jedno miejsce i tym samym dać szansę słabszym reprezentacjom, żeby przebiły się do czołowej "30". Zmiany w Pucharze Świata uderzą w najmocniejszych Obecnie najsilniejsze drużyny mogą wystawić po sześciu zawodników, a po wprowadzeniu pomysłu Pertile, kraje takie jak Polska, Norwegia czy Austria miałyby tylko sześć miejsc. Z jednej strony matematyka mówi, że byłoby to "otwarcie" czołowej "30" Pucharu Świata na inne nacje, ale z drugiej nietrudno się domyślić, że spadłby poziom sportowy konkursów, bo teoretycznie słabsi zawodnicy skakaliby w drugiej serii. Jak wyliczył na Twitterze norweski skoczek Kristoffer Sundal, zawodnicy numer sześć z państw, które miały największą kwotę startową, zostali sklasyfikowani w PŚ kolejno na 25., 27., 29., 30., 44. i 63. miejscu w klasyfikacji generalnej. A to oznacza, że gdyby ich zabrakło, czołowa "24" i tak pozostałaby bez zmian. Czytaj także: Szalone wieści dla polskich skoków Uważa, że ograniczanie kwot startowych jest głupotą. W zamian proponuje ograniczyć wykorzystanie zasobów przez najbogatsze federacje, na przykład poprzez ograniczenie liczby wykorzystywanego sprzętu, kombinezonów itp. To wyrównałoby poziom rywalizacji i pomogło teoretycznie biedniejszym. Namawia też do dzieleniem się wiedzą i sprzętem z mniejszymi federacjami. Czy FIS wysłucha takich głosów? Sundal z jednej strony sam przyznał, że patrzy z własnej perspektywy i może nie być obiektywny, z drugiej, trudno nie zgodzić się z argumentem, że poza obniżeniem poziomu, taka zmiana i tak niewiele by wniosła. Jak takie zmiany wpłynęłyby na skoki? Oceń na naszym facebooku!