W pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni wiatr mocniej dał o sobie znać dopiero pod koniec zawodów. Gdy do końca pozostało sześciu skoczków, warunki na 13 minut uniemożliwiły skakanie. Kamil Stoch przez ten czas musiał być w gotowości, by wejść na belkę startową. Końcowo zajął dziewiątą pozycję. Dyrektor Pucharu Świata przyznaje się do błędu. "Lekcja na przyszłość" Trener reprezentacji Polski był zirytowany działaniami FIS-u. W jego ocenie przez tak długi czas zawodnik traci siłę w nogach. Jak podał serwis Sport.pl, spotkał się on z dyrektorem Pucharu Świata Sandro Pertile i jego asystentem Borkiem Sedlakiem. - Przerwa przyniosła nam sporą zmianę warunków, później były o wiele spokojniejsze. Dlatego była potrzebna i się na nią zdecydowaliśmy - powiedział Pertile, cytowany przez wspomniany portal. Między próbami Stefana Krafta a Stocha użyto tylko jednego z trzech dostępnych przedskoczków. Trener polskiej kadry miał pretensje, że tory lodowe mogły nie być przez to odpowiednio przetarte. - Niestety, nie posłuchano nas. Czy to wpłynęło na prędkości kolejnych zawodników? Cóż, mogło, choćby u Kamila. Nie mogę powiedzieć tego na sto procent, ale zazwyczaj w takich przypadkach pojawiają się kłopoty z torami lodowymi, to nic nowego. Prędkości były niższe, mówiliśmy im i nic nie zrobili - stwierdził Austriak. Dyrektor PŚ w tej kwestii przyznał się do pomyłki. - To nieporozumienie spowodowało, że ich nie użyliśmy. To błąd i szansa na odrobienie lekcji na przyszłość - zakończył. Drugi konkurs TCS odbędzie się 1 stycznia w Garmisch-Partenkirchen.