Kilka dni temu Ryoyu Kobayashi poinformował, że odchodzi z klubu Historia Tschuchiya Home po ośmiu latach współpracy. Gwiazdor skoków narciarskich w minionym sezonie został srebrnym medalistą mistrzostw świata, a w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajął piąte miejsce, które dla wielu byłyby doskonałe, ale nie dla niego. Jego koledzy z reprezentacji Japonii mają za sobą fatalny sezon. 26-latek widzi, że coś musi zmienić. Dzięki swojej decyzji w odróżnieniu od nich nie będzie musiał trenować z Matjazem Zupanem, którego być może obwinia za nieco słabsze występy ostatniej zimy. - Osiem lat wydawało się długim okresem, ale to była tylko chwila. To był satysfakcjonujący czas, w którym mogłem rozwijać się jako zawodnik i jako osoba poprzez różne doświadczenia. Zaczyna się drugi rozdział - napisał na Instagramie. Ma nim być stworzenie własnego klubu. - Chcę stworzyć świat, w którym młodzi ludzie będą mogli marzyć o wielkim skakaniu i spełniać te marzenia - przyznał, cytowany przez Skijumping.pl. Ryoyu Kobayashi nie kończy kariery. Błąd norweskiej agencji Wydaje się jednak, że nie wszyscy dobrze zinterpretowali tę decyzję. W środę The Norwegian News Agency podało informację, że Kobayashi zakończył karierę. Późnym wieczorem (o godzinie 22:38) zostało wydane sprostowanie. "Sprawa została zbudowana na nieporozumieniu" - napisano. - Będę niezależny od dotychczasowej ekipy. Nadal będę trenował jako zawodowy sportowiec - przyznał dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli. Cały świat sportu będzie ciekawy, w jakim kierunku pójdzie jego forma pod przygotowaniami w pewnym stopniu na własną rękę. Jest jednym z najlepszych zawodników swoich czasów w całej dyscyplinie. Na koncie ma także mistrzostwo i wicemistrzostwo olimpijskie, srebro i brąz mistrzostw świata, dwukrotnie wygrywał Turniej Czterech Skoczni, a raz Raw Air. Wraz ze Stefanem Kraftem zajmuje siódme miejsce w klasyfikacji wszech czasów w liczbie wygranych konkursów Pucharu Świata. Ma na koncie 30 triumfów. Przypomnijmy, że Kamil Stoch i Adam Małysz zatrzymali się na 39 (ex aequo trzecia lokata). Nad Polakami są tylko Matti Nykanen (46) i Gregor Schlierenzauer (53).