Za nami zmagania w Pucharze Świata w skokach narciarskich w Oberstdorfie, które kończą długi maraton podróży po całym świecie dla polskich skoczków. A był on naznaczony różnorakimi trudnościami. Wszystko rozpoczęło się jeszcze w amerykańskim Lake Placid, skąd podopieczni trenera Thomasa Thurnbichlera - prosto ze skoczni - udali się w podróż do Sapporo, w międzyczasie spędzając kilka godzin na lotnisko. Na kiepską logistykę związaną z całą operacją narzekał później otwarcie Aleksander Zniszczoł. Po występie na słynnej japońskiej Okurayamie polscy skoczkowie mieli wrócić do domów, by następnie stamtąd wyruszyć do Oberstdorfu. Ostatecznie okazało się to mocno utrudnione i sami zawodnicy zdecydowali się, by jednak zmienić plany i udać się prosto do Niemiec. - Z powodu strajków niemieckich linii lotniczych Lufthansa pojawiły się problemy na drodze powrotnej z Japonii. Plan zakładał, że zawodnicy wrócą do domów w poniedziałkowy wieczór. Strajki sprawiły jednak, że ekipa utknęła we Frankfurcie. Postanowiliśmy, by stamtąd udać się prosto do Oberstdorfu. Zawodnicy wyszli z tą inicjatywą - tłumaczył trener Thomas Thurnbichler, ogłaszając kadrę na zmagania na niemieckim "mamucie". Skoki narciarskie. Kamil Stoch wprost o maratonie Polaków pełnym problemów Jak te wszystkie perturbacje wpłynęły na naszą reprezentację? Głos w tej sprawie zabrał w Oberstdorfie Kamil Stoch, którego wypowiedź opublikował Polski Związek Narciarski. I dodał: - Ale ogólnie tak, trochę energii zostało zużytej. Mam nadzieję, że teraz przez te kilka dni w domu nadrobimy. Chociaż mi te loty dały dużo i już czekam na kolejne starty. To właśnie Kamil Stoch spisywał się podczas konkursów Pucharu Świata w Oberstdorfie najlepiej spośród "Biało-Czerwonych", zajmując 12. oraz 11. miejsce, co stanowi jego najlepszy wynik w tym sezonie. Najbliższe zawody Pucharu Świata odbędą się w Lahti, gdzie rozegrane zostaną dwa konkursy indywidualne (jeden w zamian za przerwaną rywalizację w Szczyrku) oraz zawody duetów.