Ryoyu Kobayashi na Islandii pobił rekord świata, który należy do Austriaka Stefana Krafta i wynosi 253,5 metra. Japończyk skoczył aż 291 m. W sumie na Islandii oddał on cztery skoki i w każdy skoczył dalej od rekordu świata w skokach narciarskich. Wielka skocznia tuż obok obozu pracy. Kontrowersyjny pomysł Rosjan Ryoyu Kobayashi o rekordowym skoku: bałem się Kobayashi osiągał kolejno: 256, 259, 282 i w końcu wspomniane 291 metrów. Celem było przekroczenie 300 metrów, ale to się tym razem nie udało. - Ten skok był moim marzeniem od dawna, bo zawsze chciałem skakać dalej niż ktokolwiek inny i przesuwać granice coraz dalej - powiedział Kobayashi zaraz po skoku dla mediów swojego głównego sponsora, jaką jest firma Red Bull. Jego osiągnięcie będzie jednak miało status nieoficjalnego rekordu. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) wydała w sprawie oficjalny komunikat, w którym podważyła pobicie rekordu i wskazała, że najdalszy historycznie lot to dalej 253,5 m Krafta z 2017 roku. Teraz, przy okazji Letniego Grand Prix w Klingenthal, Kobayashi został zapytany o wydarzenia z kwietnia przez niemieckich dziennikarzy. Nie ma on w zwyczaju prowadzenie zbyt długich rozmów z zagranicznymi dziennikarzami, dlatego zapytany o to, co czuł wówczas na Islandii, powiedział zaskakująco, ale szczerze: - Bałem się. Japończyk przezwyciężył jednak swój strach i pofrunął tak daleko, jak jeszcze nikt na świecie na nartach. O wiele bardziej rozmowny był, kiedy padło pytanie o przygotowanie do skoku na nieznanym i przygotowanym tylko na tę okazję obiekcie. Skoczkowie zazdrośni. Będą większe skocznie do lotów? Kto wie, czy teraz inni skoczkowie, którzy w Klingenthal przyznawali, że byli nieco zazdrośni o skok Japończyka, nie wymogą na FIS przebudowy skoczni, by można było skakać jeszcze dalej. O tym zresztą zaraz po rekordowym skoku Kobayashiego mówił w rozmowie z Interia Sport Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. - Teraz może ruszyć pogoń za odległościami, za czymś, co jest ekstremalne. Zamykanie się tylko w pewnej przestrzeni, czyli w granicy skoków do 250 metrów wcale nie jest dobre. Do skoków ponad 300 metrów nie potrzeba wyższego rozbiegu, czy wyższego lotu. Potrzebny jest po prostu większy zeskok. Zawodnicy, którzy skaczą dzisiaj 210-240 m, jeśli mieliby więcej tego zeskoku, to polecieliby dalej. I to bez zwiększania prędkości i podnoszenia pułapu lotu. Spokojnie można skakać dalej - powiedział wówczas sternik związku.