Jakub Kot od kilku lat próbował swoich sił i startował w wyborach. W 2018 roku kandydował do sejmiku małopolskiego, ale nie uzyskał mandatu. Startował wówczas z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Pod koniec ubiegłego roku z ramienia tej samej partii kandydował do Sejmu. Również bez sukcesu. Oba te starty były nastawione bardziej na wzmocnienie listy i to się udało. Trzecie podejście zakończyło się jednak powodzeniem. FIS chce znowu namieszać w skokach. Będą czipy i kolejne limity Zakopiańczycy chcieli zmian, odwrócili się od PiS Kot postanowił powalczyć o miejsce w radzie miasta. Tym razem z Komitetu Wyborczego Wyborców dla Podhala. Otrzymał 180 głosów i zdobył mandat. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Można chyba śmiało powiedzieć, że mamy do czynienia z rewolucją w Zakopanem. PiS stracił większość w radzie miasta. Nie będzie miał też swojego burmistrza, bo tym został Łukasz Filipowicz. Jakub Kot: - Trochę to jest rzeczywiście rewolucja. Druga tura wyborów na burmistrza pokazała, że nawet zakopiańczycy, gdzie był twardy elektorat PiS i ciągle wygrywali, odwrócili się od tej partii. Łukasz Filipowicz, który został nowym burmistrzem, wyraźnie wygrał z kandydatką PiS Agnieszką Nowak-Gąsienicą, która do tej pory była wiceburmistrzem. Zakopiańczycy jasno się określili i pokazali wynikami głosowania, że chcą zmian. I bardzo dobrze. Sam będę chciał aktywnie uczestniczyć w tym procesie. Czekam z niecierpliwością, co przyniesie przyszłość. To będzie na pewno duże wyzwanie. Ludzie chcą zmian na lepsze i tego będą oczekiwać od nowej rady i burmistrza. Trzymam kciuki za to, żeby udało się zmieniać Zakopane w dobrą stronę. Zostałeś radnym, więc będziesz mógł przyłożyć rękę do tych zmian, jakich oczekują zakopiańczycy. To dla ciebie przełom w życiu, bo w końcu uzyskałeś mandat w wyborach? - Nie wiem, czy to będzie przełom. Raczej nie. To na pewno będzie jednak dla mnie nowe wyzwanie. Chciałbym aktywnie działać w radzie miasta. Wyzwania są duże, ale pomysłów też jest sporo. Mam nadzieję jednak, że nie pozostaną one tylko na papierze. Co takiego stało się w Zakopanem, że ludzie tak odwrócili się od PiS? - Pewnie, gdyby zapytać mieszkańców, to każdy z nich znalazłby inne problemy. Ja patrzę na nie z punktu widzenia ojca małych dzieci i trenera. Inni będą patrzeć na to przez pryzmat prowadzenia biznesu. Na pewno taka impreza jak "Sylwester Marzeń", która była organizowana bez zgody i zapytania mieszkańców, co o tym myślą, przelała czarę goryczy. Ludzie w Zakopanem mieli duże pretensje do władzy właśnie o tę imprezę. Ona odbywała się wprawdzie raz w roku, ale wiemy doskonale, ile milionów ona kosztowała, a samo Zakopane - poza tym, że było pokazywane w telewizji - niewiele zyskiwało. Tylko mieszkańcy wiedzą, co w mieście zostawało po turystach po "Sylwestrze Marzeń". Do tej pory, jak przychodziłem do Leszka Doruli, poprzedniego burmistrza miasta, z problemami na terenie skoczni, to mówił mi, że to jest teren COS i nie ma on nic do powiedzenia. Nie może tak być, bo to są przecież tereny położone na terenie Zakopanego i przez COS są tylko zarządzane. Wystarczy się po prostu porozumieć. Mamy wiele wyciągów, choć mamy też od dawna zamknięte Nosal czy Gubałówkę, ale rodziców albo nie stać na korzystanie z nich, albo są takie korki w mieście, że nie opłaca się w ogóle wyjść. Przecież dzieci z naszego regionu na czas ferii mogłyby otrzymywać darmowe karnety. Trzeba je jakoś zachęcić do wyjścia z domu i aktywności fizycznej. Zamiast sceny na Równi Krupowej można zrobić lodowisko i trasy biegowe dla chętnych. Bolączką Zakopanego jest nadmiar turystów. To na nich skupiło się miasto, zapominając jednak o mieszkańcach. Oczywiście turyści byli, są i będą. Prawie każdy w Zakopanem prowadzi pensjonat. Nie chodzi o to, by tych turystów w ogóle nie było. Można jednak rozsądnie połączyć ich interesy z interesami mieszkańców, bo ten, który na co dzień żyje w Zakopanem, też chciałby normalnie funkcjonować w tym mieście. Do tego wszystkiego mamy fatalnej jakości powietrze. Wjazd do Zakopanego to baner na banerze. Reklama na reklamie. Fajnie byłoby, gdyby to otoczenie było po prostu ładne, schludne, czyste. Bez wszechobecnej "banerozy". Problemy, jakie dręczyły mieszkańców, narastały, aż w końcu bańka pękła. Ludzie przejrzeli na oczy. Zwycięstwo Łukasza Filipowicza nie było zatem przypadkowe. Jego wygrana była wyraźna. To najlepiej pokazuje, że Zakopane chciało zmian. To jest przecież skandal, by w otulinie Parku Narodowego powstawał kilkupiętrowy hotel. Ktoś na to pozwolił. Niestety deweloperzy zaczęli się panoszyć w naszym mieście. "Chciałbym zrobić coś dobrego dla Zakopanego, ale nie napalam się na to, że to się uda w pół roku" Na jakim odcinku będziesz chciał się realizować w radzie miasta? - Wiadomo, że moim konikiem jest sport i praca z młodzieżą, czyli coś, z czym na co dzień mam do czynienia. Wiemy wszyscy dobrze, jak źle funkcjonuje Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanem. W samym mieście i okolicy można zrobić naprawdę wiele, jeśli chodzi o sport dzieci i młodzieży. Jak tylko będzie zgoda, by realizować pomysły, to możemy zrobić naprawdę dużo dobrych rzeczy. To tego potrzebna jest jednak zgoda. Absolutnie nie napalam się jednak na to, że miasto uda nam się zmienić w pół roku. To wszystko wymaga czasu. W samym Zakopanem jest bowiem też wiele innych rzeczy do zrobienia, jak choćby poprawienie komunikacji miejskiej. Już 7 maja będzie pierwsze posiedzenie rady miasta. Zobaczę, do jakiej komisji trafię, ale nastawiam się na komisję sportu. Na pewno chciałbym zrobić coś dobrego dla Zakopanego. Mieszkam przecież w tym mieście i zależy mi na tym, by wszystkim żyło się lepiej. Mam dzieci i wiem doskonale, jak trudno jest w mieście zrobić coś z nimi fajnego w terenie. Po prostu Zakopane nie oferuje takiej możliwości, jak choćby spokojna jazda na rowerze. Brakuje po prostu ścieżek. Problemy piętrzą się nie tylko w sferze rekreacji, ale też jeśli chodzi o profesjonalny sport. Brakuje nam tras biegowych i lodowisk, chociaż na terenie COS powstaje ogromna hala lodowa, które powinny w Zakopanem hulać i być dostępne dla mieszkańców oraz zawodników. W połowie lutego nie była już dostępna płatna trasa biegowa w COS, a mój kolega 100 metrów dalej rozgarną śnieg po labiryncie śnieżnym i zachęcał do biegania u niego za darmo. To pokazuje, ze można. Trzeba tylko chcieć i umiejętnie tym wszystkim zarządzać. Miasto musi bardziej interesować się sportem dzieci i młodzieży, więcej rozmawiać z trenerami i działaczami, więcej wspierać lokalne kluby i stowarzyszenia. Mam nadzieję, że po pół roku nie będę żałował, że tak właśnie drogę wybrałem. Praca radnego będzie całkowicie cię pochłaniała? - Nie. Zostaję przy sporcie. Zaznaczyłem to już w momencie, kiedy zdecydowałem się kandydować. Dla mnie priorytetem zostaje praca w Eurosporcie i TVN oraz w klubie i szkole. Mam też swoje pomysły związane ze skokami, których jeszcze nie zacząłem realizować. Praca w radzie miasta będzie dla mnie uzupełnieniem i wyzwaniem. To znaczy, że to nie musi być początek kariery politycznej? - Nie wiem. Kadencja radnego trwa aż pięć lat. Zobaczymy, co będzie po tym czasie. Może się okazać, że wcale nie będę się czuł dobrze w świecie polityki. Na razie skupiam się na tym, co chcę robić tu i teraz. Kandydowałem już do Sejmu, ale to był raczej na zasadzie takiej, że chciałem pomóc naszej liście. Moja kampania była mocno ograniczona i raczej była wycelowana w samo Zakopane. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport